wtorek, 14 października 2014

23.

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!! PROSZĘ O PRZECZYTANIE ;)


„Życie nie miałoby sensu bez ciebie, tak jak światło nie miałoby sensu bez ciemności.”

Wylądowaliśmy około godziny dziewiątej na lotnisku w Miami. Odebraliśmy bagaże, a Harry wypożyczył samochód, który okazał się być kabrioletem marki BMW w kolorze srebrnym. Zapakował nasze walizki i ruszył do hotelu, wcześniej jednak włączając radio. Piosenki, które aktualnie puszczano na stacji muzycznej były raczej wesołe i wakacyjne mimo, że wakacje zaczynają się za dobre półtora miesiąca.
Mijaliśmy piękne krajobrazy, a wiatr przyjemnie wiał dając ukojenie od tego upału. Ubranie na siebie cieplejszych ciuchów okazało się być złą decyzją zważając na fakt, że panuje tutaj klimat równikowym i jest cholernie ciepło. Kątem oka spojrzałam na mojego towarzysz, który miał nasunięte na nos czarne Ray Bany i lekko się uśmiechał. Był skupiony na drodze, jednak prawą dłonią miał umieszczoną na moim udzie. Wygrzebałam z torebki parę czarnych okularów słonecznych od Gucciego, które również nałożyłam. Osiemnastolatek zachichotał pod nosem, ale nic więcej nie powiedział. Westchnęłam głęboko i podparłam dłonią głowę.
Jestem strasznie niecierpliwa i szybko się nudzę, a zwłasza wtedy, gdy gdziekolwiek jadę samochodem i to dobre trzydzieści minut! Chciałabym już być na miejscu – w hotelu. Przebrać się w strój kąpielowy i pójść na plażę, gdzie rozłożyłabym kocyk, a następnie smażyła się na słońcu z najcudowniejszym facetem na świecie, jednakże ta droga dłużyła się niemiłosiernie.
-Jesteśmy- z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego chłopaka, który właśnie otwierał drzwi z mojej strony. Wystawił w moim kierunku dłoń, którą ochoczo złapałam i wstałam z jego pomocą. Brunet wyjął nasze walizki, które chwilę później odebrał boy hotelowy. Harreh splótł nasze dłonie razem i wprowadził do lobby.
Budynek był spory i urządzony bardzo nowocześnie. Musiał wydać fortunę na ten wyjazd… Heh, a ja zrekompensuję mu się umierając i zostawiając samego – jestem cholerną egoistką! Na recepcji stał mulat, który mógłby mieć z jakieś trzydzieści dziewięć lat. Ubrany był oczywiście w mundurek i przeglądał jakieś papiery. Davids uderzył w dzwoneczek zwracając tym samym uwagę kierownika na nas.
-Dzień dobry- jego głos był przyjazny i melodyjny.
-Dzień dobry- uśmiechnęłam się, co natychmiast odwzajemnił.
-Mieliśmy rezerwację na nazwisko Harry Davids- mężczyzna pochylił się nad laptopem, a potem podał nam kartę klucz, którą Hazz włożył do tylnej kieszeni spodni.
-Tim!- do uszu znów dobiegł dźwięk dzwonka, a kilka sekund później pojawił się obok chłopak, który zabrał nasze bagaże. –Zaprowadź państwa do apartamentu, zabierz również ich walizki- około dwudziestodwuletni ciemny blondyn przytaknął a potem nakazał, żebyśmy ruszyli za nim. Wsiedliśmy do windy i jechaliśmy aż na dwudzieste piętro. Wspomniałam już, że ten hotel jest ogromny? Mechanizm zatrzymał się, a my wysiedliśmy i wolnym krokiem zmierzaliśmy za pracownikiem. Mężczyzna zatrzymał się przed brązowymi drzwiami z numerem dwieście dwadzieścia sześć, które otworzył Harreh za pomocą karty – klucza. Pierwsze co po wejściu do pokoju chłopak zamknął drzwi, a potem porwał mnie w ramiona i rzucił na dwuosobowe łóżko. Ułożył się obok mnie, a chwilę później tulił do swojej piersi. Leżeliśmy tak po prostu regulując oddechy, które mieszały się ze sobą. Nie chciałam tak leżeć, było mi niewygodnie, dlatego wyrwałam się z jego silnych objęć i usiadłam na nim okrakiem, a następnie kładąc głowę tuż przy jego sercu. Jego puls był spokojny i był muzyką dla moich uszu.
-Kocham cie, Harreh- mruknęłam przymykając oczy oraz zaciskając piąstki na jego koszulce.
-Ja ciebie też, Kwiatuszku- ucałował moje czoło. –Prześpij się, potem zjemy jakiś obiad, a wieczorem uderzymy na imprezę na plaży- owinął mnie szczelnie swoimi rękoma zupełnie jakby się bał, że zaraz ktoś mu mnie zabierze. Harry nie ma się czym martwić, ponieważ kocham tylko i wyłącznie jego. To on jest moim jedynym, to z nim było wiele pierwszych razów, to jego kocham… On jako jedyny mnie nie ocenia i zrobiłby wszystko, abym tylko czuła się komfortowo, bezpiecznie i całkowicie usatysfakcjonowana. Jest kochanym, cudowny, miłym, troskliwym oraz zaskakującym facetem, który owszem czasem potrafi był nieco nieśmiały, cichy, romantyczny i słodki, kiedy najdzie go ochota, ale jest jeszcze jego druga strona  - ta mroczna, którą widzą wszyscy wokół. Postrzegają Harrego jako złego, niewychowanego, nastoletniego narkomana, który zachowuje się jak gówniarz nie liczący się z powagi sytuacji. Chłopaka będącego w stanie spuścić łomot każdemu typowi, który chociażby na mnie spojrzał. Jest MÓJ i będzie już moim na zawsze. Nigdy go nie zapomną i zawsze będę na niego patrzeć w góry o ile tam mnie zachcą…
Przebudziłam się i rozciągnęłam. Harry słodko drzemał obok mnie. Przypominał teraz uroczego chłopca, który wcale nie zachowywał się jak bad boy, był dobry nieważne, że wszyscy sądzili inaczej – dla mnie był najlepszym co przytrafiło mi się w życiu i za to byłam wdzięczna Bogu. Że postawił go na mojej drodze i że mogłam spędzić z nim tyle wspaniałych chwil.
Boże, zaczynam mówić jakbym już leżała na łożu śmierci. Zostało mi jeszcze trochę czasu i wykorzystam go razem z moim facetem, któremu odgarnęłam loczki z czoła.
-Mhm Anna- wymruczał, a na moich ustach zawitał szeroki uśmiech. Pochyliłam się i szybko cmoknęłam go w nos. – Fuj, obśliniłaś mnie- w ułamku sekundy leżałam pod nim, a on przygwoździł moje nadgarstki do materaca. –Teraz ja cie obślinię- liznął mój policzek, a potem wpił się w moje wargi, które szybko zaczęły współpracować z jego. Uwolnił jedną z moich dłoni i przeniósł swoją dużą rękę na mój kark, dzięki czemu przyciągał mnie bliżej siebie. Po chwili jednak zaprzestał całowania mnie i wstał. Nie byłam z tego powodu zadowolona. Pragnęłam jego pocałunków oraz bliskości, a on mi to cholernie utrudniał. –Idę się ogarnąć, a potem idziemy coś zjeść- oznajmił, a potem zniknął za drzwiami łazienki. Super, niezmiernie się cieszę, że pójdziemy do restauracji hotelowej, żeby coś zjeść. NIENAWIDZĘ jeść, na sam widok jakiś tłustych kotletów robi mi się niedobrze. Ledwo co trawię te pieprzone jogurty pitne i niskokaloryczne wafle ryżowe.
Westchnęłam głęboko i podeszłam do walizki, z której wyjęłam kosmetyczkę, czystą bieliznę, białą koronkową sukienkę na cienkich ramiączkach oraz jasnobrązowe sandałki. Usiadłam z ubraniami na brzegu łóżka i czekałam, aż Harreh wyjdzie wreszcie z łazienki. Okay, rozumiem, że każdy potrzebuje czasu, żeby się wyszykować, ale on przesadza, przecież ma mnie! Nie musi się tak stroić! A skoro tak bardzo chce się przypodobać innym laskom, to niech zaczeka jeszcze dwa miesiące!
Brązowe drzwi się otworzyły, a wyszedł z nich wysoki umięśniony osiemnastolatek z białym ręcznikiem owiniętym w pasie. Przeczesał przyklapłe od wody włosy do tyłu, a następnie posłał mi zniewalający uśmiech. Poderwałam się gwałtownie i szybkim krokiem minęłam go wchodząc do łazienki. Zakluczyłam drzwi, a potem pozbyłam się swoich ciuchów. Weszłam pod prysznic oraz odkręciłam zawory pozwalając, aby letnia woda spływała po wystających kościach biodrowych. Umyłam każdą część swojego ciała, jednak zatrzymałam się na lewej części podbrzusza, gdzie widniał tatuaż przedstawiający literkę Z… Muszę coś z tym zrobić, najlepiej usunąć, ponieważ Harry prędzej czy później zorientuje się, że maskuję ten malunek fluidem lub plasterkiem. Po szybki prysznicu wytarłam się w ręcznik, a następnie kolejno ubrałam oraz pomalowałam nie zapominając oczywiście o zamaskowania tego cholernego tatuażu. Wysuszyłam i rozczesałam włosy, które zaczęły się delikatnie kręcić. Wszystkie czynności zajęły mi niecałe piętnaście minut, a po tym czasie wróciłam do pokoju.
Harry leżał na łóżku już całkowicie ubrany. Brunet zawzięcie o czymś myślał i wpatrywał się w sufit. Jego dłonie były splecione na klatce piersiowej, która powoli unosiła się w górę i w dół, a nogi były założone jedna na drugą. Odchrząknęłam głośno, a on podniósł się. Na jego ustach pojawił się cwany uśmieszek. Jednym susem znalazł się obok i ucałował mój policzek.
-Wyglądasz ślicznie- nieśmiały uśmiech zawitał na moich wargach. –Chodź, bo umieram z głodu- zachichotał,  a po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Na sam dźwięk słowa umieram, które wydobyło się z jego ust i opisywało sytuację, w której mówi o zakończeniu jego życia robiło mi się źle. Cholernie źle! Harry zasługuje na szczęście – niekoniecznie ze mną – ale zasługuje. Jeszcze znajdzie dziewczynę, dla której straci głowę i pokocha ją tak prawdziwie. Zatraci się w miłości, która pochłonie go całego – zupełnie w tak jak jest w moim przypadku z uczuciem, którym darzę jego.   
Zielonooki przystojniak splótł nasze palce razem i wyprowadził z pokoju prosto w kierunku windy, którą zjechaliśmy do restauracji. Hazz odsunął mi krzesło jak na gentelmana przystało, a potem zajął miejsce naprzeciwko mnie. Podeszła do nas wysoka szczupła blondynka ubrana w firmowy uniform. Wyglądała na jakieś osiemnaście lat i wręcz śliniła się na widok MOJEGO faceta. Podła jędza, czy nie widzi, że on siedzi tutaj ze swoją dziewczyną?! Jej pole widzenia jest aż tak ograniczone, że mnie nie dostrzega!?
-Możemy karty?- blondyna otrząsnęła się i podała nam dwa menu. Otworzyłam je tylko, żeby się zasłonić i desperacko westchnąć. –Co zamawiasz, Kwiatuszku?
-Nie jestem głodna- wzruszyłam lewym ramieniem, a on pokręcił zrezygnowany głową.
-W samolocie też nie jadłaś. Chcesz zachorować na anoreksję?- cóż za ironia! Ostrzega mnie przed chorobą, na którą już dawno zdążyłam zachorować. Czy to nie jest żałosne siedzieć i trzymać go w niepewności? Jestem cholerną suką!
-Oczywiście, że nie!- zaprzeczyłam niemalże natychmiastowo.- Skąd taki pomysł? Przecież wiesz, że jestem okazem zdrowia.
-Co wcale nie zmienia faktu, że zaraz zjesz ze mną śniadanie. Proszę dwa razy frytki z kurczakiem i sałatką, a do tego sok pomarańczowy i jabłkowy- blondynka, która cały czas przyglądała się naszej wymianie zdań zanotowała życzenie Harrego w malutkim notatniku i odeszła.
-Nie zjem, tego jest za dużo- wydęłam dolną wargę, a on tylko pokiwał głową na boki.
-Jeśli mnie kochasz, to zjesz- uniósł szybko brwi i opuścił je. Czy w tym momencie właśnie próbuje mnie podpuścić, abym zrobiła rzecz, na którą nie mam najmniejszej ochoty?
-Jeśli mnie kochasz, to nie będziesz mnie zmuszał- powtórzyłam jego ruch, a w odpowiedzi dostałam typowy uśmiech cwaniaczka.
-Zjedz frytki i sałatkę.
-Wypiję sok.
-Masz zjeść- wycedził przez zaciśnięte zęby. – Nie chcę cie stracić, gdy okaże się, że jesteś chora na jakieś kurestwo, bo nie chciało ci się jeść- spuściłam głowę, bo kiedy mówił o tym w taki sposób było mi po prostu wstyd. Przejrzał mnie na wylot, choć sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Dziewczyna, która wcześniej zapisała zamówienie Harrego przyniosła nam talerze, a mi mało nie wyskoczyły oczy z orbit. Tego było stanowczo zbyt dużo! –Jedz, Anna- warknął. Przerażona złapałam za widelec i zaczęłam grzebać w sałatce od czasu do czasu wkładając trochę zieleniny do ust, która stawała mi na przełyku. Nie potrafiłam tego połknąć, co zawdzięczam mojej logice. Przyzwyczaiłam już umysł do tego, że nic nie przełknę z obawy przed przytyciem na wadze, co wiązało się ze strachem, że Davids mnie zostawi. –Jedz do cholery, bo nie mam zamiaru siedzieć tutaj trzech godzin, aż w końcu przestaniesz stroić fochy i normalnie zjesz- mówił znudzonym, ale również zirytowanym głosem. Nie rozumiał mojej sytuacji, nie było go przez dłuższy czas, a teraz gdy wszystko znów zaczęło się układać on znów próbuje to zniszczyć, a jakby tego było mało ja nie protestuję. –Kurwa, Anna mówię do ciebie- złapał za mój lewy nadgarstek i mocno ścisnął, na co syknęłam z bólu. –Mam cie karmić jak małe dziecko?
-Harry- jęknęłam błagalnie. Nienawidzę, gdy ktoś zmusza mnie do robienia rzeczy, na które nie mam najmniejszej ochoty.
-Nie rozumiesz, że cie kocham?
-Tutaj nie chodzi o miłość.
-Właśnie, że chodzi- widziałam, że był już na granicy wytrzymałości i brakowało jeszcze tylko kilku faz, aby stracił nad sobą panowanie, a brutalny Harry przejął nad nim kontrolę. –Wbij sobie do głowy: ja bez ciebie nie wytrzymam, a kiedy widzę, że nie jesz to mnie rozpierdala psychicznie, bo wyglądasz jak szkielet.
-Chcesz powiedzieć, że bardziej kręcą cie grubsze laski- prychnęłam. Teraz to już całkowicie przeszedł mi apetyt. Jego gust jest po prostu… Nie, tutaj nie chodzi o jego gust, tylko jego durny tok myślenia. Hazz myśli, że pozjadał wszystkie rozumy i wie co dla mnie najlepsze, jednak to nie prawda. Jedyne co potrafi to tylko wytykać błędy ludziom i dołować ich.
-Nie odwracaj kota ogonem, martwię się o ciebie.
-Ty po prostu chcesz mnie utuczyć, żeby nikt inny na mnie nie spojrzał- stwierdziłam, przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami. Teraz to do mnie dotarło. Od początku miał taki zamiar – chciał, żebym była otyła oraz aby płeć przeciwna nawet nie odprowadzała mnie wzrokiem, a co dopiero mówiąc o przelotnych uśmiechach.
-Co ty bredzisz?- szepnął, starając się trzymać nerwy na wodzy tylko po to, żeby nie zrobić sceny przed resztą gości. –Po prostu to zjedz- pokręcił bezsilny głową na boki, dalej nie wierząc w to co usłyszał.
-Sam sobie to jedz- odsunęłam od siebie białą porcelanę, a następnie wstałam z impetem. Wściekła ruszyłam do naszego pokoju. Niech nie myśli, że jestem głupia i go nie rozgryzłam. Wiem dokładnie jaki miał w tym motyw. Za wszelką cenę chce mnie oszpecić, ale nie pozwolę mu na to, bo wygląd to jedyne co mam – inni potrafią pięknie śpiewać, rysować, malować, lub po prostu mają talent do matmy, a ja jestem cholernym beztalenciem, które poza ładną buźką nie ma nic! Okay, może mam na koncie sześć zer, ale one należą do mojego ojca i wcale nie czuję się z tym komfortowo. Przez całe życie byłam z tego powodu wytykana palcami. Rówieśnicy zazdrościli mi markowych ubrań oraz nowych gadżetów tyle, że dla mnie to nie było powodem do radości. Oddałabym wszystko za chociażby kilka chwil spędzonych z rodzicami, ale zamiast poszerzania i pogłębiania więzów między prawdziwą rodziną byłam wychowywana przez niańki, które mimo starań nie były w stanie zastąpić ani ojca, ani matki. Gdyby spojrzeć na to z innej perspektywy, jakbym miała zapewnioną miłość ze strony rodziców moje życie wyglądałoby zupełnie normalnie. Nie byłabym chora i kłótnia, która odbyła się między mną, a Harrym dosłownie moment temu – nie miałaby miejsca. Rodzice wcześniej zaobserwowali by u mnie głodzenie się oraz wyrzucanie jedzenia, jednak praca całkowicie ich pochłonęła.
Usiadłam w łazience na zimnych kafelkach i podwinęłam nogi pod brodę. Sama nie wiem, kiedy z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Czułam się tak żałośnie… Nie, ja byłam żałosna. Niszczę wszystko co ma dla mnie sens i utrzymuje mnie jeszcze na tym świecie – nie pozwala mi zwariować. Wyjęłam komórkę i wykręciłam numer do Louisa. Sama nie wiem, dlaczego akurat do niego potrzebowałam zadzwonić, ale zrobiłam to. Jako jedyny poznał moją historię, a teraz musi mi pomóc, doradzić. Nerwowo stukałam palcami o kolano w oczekiwaniu, aż Tomlinson odbierze.
-H- halo?- wychrypiał. –Anna, to ty?- chyba go obudziłam i bardzo tego żałowałam. Przez obecną sytuację było mi źle chociażby z błahych powodów jak obudzenie jakiegoś piłkarza.
-Przepraszam, że cie obudziłam- pociągnęłam nosem, starając się brzmieć jak najnormalniej w świecie. –Zadzwonię kiedy indziej, jeszcze raz cie…
-Czemu płaczesz?
-To nie jest istotne.
-Mów- rozkazał, jednak wcale nie zabrzmiało to tak jak powinno. Jego głos koił moje zszarpane nerwy i pomógł w malutkim stopniu się uspokoić.
-Pokłóciłam się z Harrym i on mnie teraz nienawidzi. Podważyłam jego uczucie do mnie mówiąc, że woli grubsze laski- nie potrafiłam już tamować łez, znów pozwoliłam im spływać po moich policzkach i rozmazywać makijaż. –Czemu muszę być taką idiotką, Louis?! Dlaczego nie mogę być normalna? Czemu niszczę wszystko na czym zależy mi najbardziej na świecie!?- zaczęłam histeryzować. Teraz to ja osiągałam fazę psychiczną i zachowywałam się jak wariatka.
-Uspokój się, maluszku. Wolałabyś mieć nudne życie jak zwykła amerykańska nastolatka?
-Tak, chciałabym. Chciałabym chodzić na imprezy, a moim jedynym zmartwieniem nie byłaby kłótnia z chłopakiem, tylko to co powiedzą rodzice, gdy zobaczą mnie pijaną i wlepią szlaban na miesiąc bez imprez.
-Słoneczko, kłótnia to nic złego w związku, wtedy wiesz, że zależy najbardziej.
-Może masz rację- mruknęłam sam do siebie. – Jest mi tak głupio, że zrobiłam taką scenę. Chciałabym cofnąć czas i nie dopuścić do tego. Gdybyś widział jego rozczarowany wzrok… Pękło mi serce i miałam ochotę odgryź sobie język, a następnie się nim spoliczkować. Nie potrafię zapanować nad zazdrością, a kiedy ta kelnereczka pożerała go wzrokiem czułam się jak zwykła szmata. Boję się, że go stracę.
-Nie stracisz- gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam go. Stał przede mną taki idealny.
-Muszę kończyć, dzięki Lou- nie czekając na odpowiedź chłopaka rozłączyłam się. –Ja naprawdę nie chciałam- moje serce przyśpieszyło na biciu, kiedy usiadł obok mnie. –Jest mi tak wstyd. Jesteś dla mnie taki… Idealny, że boję się ciebie stracić- nic nie powiedział tylko przyciągnął mnie do siebie i ucałował w czułek głowy. Kurczowo trzymałam się jego koszulki, w którą płakałam.
-Nie płacz, Kwiatuszku- jego prośba zadziałała odwrotnie. Rozpłakałam się jeszcze bardziej, dopiero teraz dotarło do mnie jak głupia jestem.
Mam dopiero siedemnaście lat, mam o czym inni mogliby zamarzyć: wspaniałych rodziców, chłopaka, za którym każda dziewczyna się ogląda i niesamowitych przyjaciół, a nie doceniam tego. Umieram i nic nie potrafię z tym zrobić. Nie umiem zacząć jeść, bo nie potrafię przełknąć głupiego kęsa pieprzonej sałatki. Umieram z własnej głupoty. Umieram, bo w wieku trzynastu lat zbyt przejmowałam się opinią głupich, zazdrosnych szmat, które po prostu chciały zniszczyć mnie psychicznie i udało im się to. Tylko, że to cholernie zmagać się z tym samemu będą zaledwie głupim dzieckiem, które nie odróżnia dobra od zła. Które podejmuje najgorsze decyzje myśląc, że to jedyne rozwiązanie.
-Heej, już dobrze nie płacz- jednym szybkim ruchem wstał razem ze mną i wszedł do pokoju. Usadowił nas na łóżku, a ja dalej jak małe i głupiutkie dziecko tuliłam się w zagłębieniu jego barku oraz szyi, co chwila zostawiając tam mokre ślady.
-Ja naprawdę przepraszam, Harreh- kolejny raz pociągnęłam nosem.
-Wybaczam ci, tylko już nigdy nie wątp w moją miłość, okay?- pokiwałam pionowo głową. Przeniósł mnie na swój wyrzeźbiony brzuch i przyglądał się z uwagą oraz lekkim uśmiechem. Założył niesforny kosmyk za moje ucho, a chwilę potem przyciągnął do siebie łącząc nasze usta w pocałunku pełnym pasji oraz… Tęsknoty.      
__________________________________
 To już 23 rozdział... WOW, sama się sobie dziwię, ale to chyba mój ulubiony blog i naprawę pisanie go sprawia mi radość. 
Cóż mam dla was niespodziankę, chociaż w sumie to decyzja należy to was, bo mam taki pomysł, ale wam może się nie spodobać i wtedy to zrozumiem... Tyle, że chciałabym go doprowadzić do skutku...
Okay, dość ględzenia - werble proszę!!
 DRUGA CZĘŚĆ WE FOUND LOVE!!
Będzie to dla mnie wyzwanie, gdyż byłby to blog pisany tylko i wyłącznie z perspektywy... Harrego!!
Więc?? Co myślicie??
Dziękuję za poprzednie komentarze, które szczerze trochę mnie podłamały widząc ile było ich pod 21 ;'(
Chciałabym, aby komentarzy było trochę więcej zważając chociażby na fakt, że bloga obserwuje 21 osób, a w ankietach zaznaczyliście, że 36 osób czyta... Nie chcę wychodzić na zołzę, ale to trochę dołujące, oczywiście jestem niezmiernie wdzięczna tym czytelniczką, które starając się regularnie zostawiać opinię w komentarzu - jesteście wielkie i to wy sprawiacie, że chce mi się pisać ♥
Mam propozycję: Czy jeśli zobowiążę się dodawać rozdziały co tydzień, wy będziecie częściej komentować?? 
To chyba tyle, buźka miśki ;**

7 komentarzy:

  1. <3 Olls :*** Druga część zapowiada się ciekawie ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział juz się nie mogę doczekać następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział, czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. KOcham. Rozdział jak zwykle zajebisty. Czekam na next no i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział ♥ O i wiadomo juz co ona robi z tym tatuazem :D czekam na nastepny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietny kochana, przepiekny ;) Weny zycze :*
    A i kiedy przewidujesz opowiadanie o 5SOS bo wiem ze mialas je w planach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmm jakby to... mam kilka opowiadań w planach właśnie z 5SOS tylko, że dylemat które wybrać?? huh, prawdopodobnie zacznę je pisać gdzieś koło grudnia, ponieważ będę miała więcej czasu, bo idę na praktyki, także nie będzie zadań domowych, ani nie będę musiała uczyć się na sprawdzany xd

      Usuń