niedziela, 30 listopada 2014

28.




Największym błędem jest udawanie, że to co nas boli, jest nam obojętne.”

Mięło dokładnie pięć dni, odkąd leżę w szpitalnym łóżku wypompowana z życia i pozbawiona jakichkolwiek chęci do dalszej walki. Harry przesiaduje przy mnie cały czas mimo, że wygląda na coraz bardziej przytłoczonego tą sytuacją. Nie jest świadom tego, że umieram, sądzi, że to tylko zwykły wirus.
Za każdym razem, kiedy staram mu się to wytłumaczyć, on patrzy na mnie tym smutnym wzrokiem, a ja nie potrafię złamać mu ot tak serca. Cały czas udaję i pocieszam go, że to tylko przejściowe oraz że się ułoży, bo przecież musi. Mówię mu, że będziemy szczęśliwi we trójkę – kłamię mu prosto w oczy, a w środku czuję do siebie wstręt oraz brak szacunku.
Obudziłam się dzisiaj we krwi. Zaczęłam się wiercić oraz szybko wyskoczyłam z łóżka, co było błędem, ponieważ niewiele brakowało, żebym upadła.
-Kwiatuszku- spojrzałam na niego, a Harreh jedynie mocno mnie do siebie przytulił. Schował swoją głowę w zagłębieniu pomiędzy moją szyją, a barkiem i desperacko tulił jakbym za chwilę miała zniknąć.
-Dzień dobry, panno Evans – do pokoju wszedł mężczyzna ubrany w biały kitel oraz okulary. W dłoni trzymał ciemnoniebieską podkładkę, z której coś czytał po cichu, tylko dla siebie. –Bardzo mi przykro z powodu straty dziecka – zmarszczyłam brwi. Straty dziecka?
Nagle mnie olśniło, ta krew, zachowanie Harrego oraz to załamanie… Poroniłam. Sama nie wiem, czy mam się cieszyć z tego powodu, czy może być zrozpaczona. W sumie, przyzwyczaiłam się do tego maleństwa, które nosiłam pod sercem mimo, że trwało to tylko kilka tygodni.
-Harry – jęknęłam odpychając go na kawałek. –Ja nie… - widząc go w takim stanie miałam ochotę uderzać głową w ścianę do usranej śmierci, co wcale nie byłoby czymś długotrwałym.
Byłam zła na siebie, że doprowadziłam się do takiego stanu, a wszystko przez jakąś piętnastoletnią zdzirę ze szkoły baletowej, która miała jakieś straszne kompleksy oraz rozbudowane ego. Przez tą wywłokę, która tylko niszczyła mnie psychiczne tylko po to, żeby dostać gównianą rolę w przedstawieniu teraz tracę to co kocham – rodzinę, która zawsze mnie wspierała, chłopaka, który mnie kochał i był w stanie zrobić dla mnie wszystko oraz przyjaciół, który byli zawsze mimo, że ich skutecznie odtrącałam.
Nie doceniałam tego jak się o mnie martwili oraz troszczyli, a teraz miałam odejść bez informowania ich, że umieram.
-Csi – objął dużą dłonią moją głowę i przysunął bliżej siebie, całując w czubek głowy. –Jest dobrze, mam jeszcze ciebie – nie potrafiłam… Najzwyczajniej w świecie rozpłakałam się jak mała dziewczynka zagubiona w krętych ścieżkach życia, nie mając bladego pojęcia gdzie jest, co powinna zrobić oraz kogo prosić o pomoc. –Nie płacz, Kwiatuszku – schował mnie w swoich silnych ramionach i nie puszczał nawet na moment. – Wiesz, że został jeszcze jeden punkt, który mogę spełnić z twojej listy?
-Mam dość tej pieprzonej listy, Harreh. Chcę zostać sama – brunet jedynie przytaknął, a potem namiętnie mnie pocałował.
Jego pocałunki poprawiały mi humor oraz sprawiały, że moje żałosne życie w małym stopniu stawało się lepsze, nabierało kolorów. Były moją kotwicą, która z powrotem ściągała mnie na ziemię i pokazywała, że mam jeszcze o co walczyć. Że mam jeszcze po co żyć, jednakże każdy dzień przychodził mi z wielką trudnością. Każdego poranka walczę, aby otworzyć oczy oraz podnieść się do siadu, żeby wydobyć z siebie jakikolwiek wyraz – mimo, że zawszę mówię to samo. Muszę i pragnę mu to powtarzać póki jeszcze mogę. Chcę, żeby to wiedział.
-Dobra, przyjadę później, okay? – przytaknęłam i usiadłam na krzesełku, ponieważ pielęgniarki właśnie przebierały moje łóżko w czystą pościel. Skończyły po pięciu minutach, a ja znów mogłam się położyć. Zabrałam laptopa na swoje kolana i zalogowałam się na pocztę.
W skrzynce odbiorczej miałam masę reklam, ale również i jeden list, którego nadawcą był mój stary przyjaciel. Nie zaważając na nic szybko otworzyłam maila i zajęłam się czytaniem korespondencji.
Droga Anna,
Na początku chciałem się z tobą przywitać – no więc: cześć.
Pamiętasz? Obiecywałem ci napisać, jak mi się układa z Charlotte, dlatego piszę do ciebie ten list. Chcę ci powiedzieć, że zrobiłem wszystko jak mi powiedziałaś. Był Paryż, romantyczna kolacja na szczycie wieży Eiffla, czerwone róże,  a potem szara rzeczywistość, w której informuje mnie, że ma narzeczonego i spodziewa się dziecka.
Wiesz, co? Zaczynam sądzić, że nie istnieje coś takiego jak prawdziwa miłość. Fakt, są związki, w których zakochani są w stanie dla siebie umrzeć, ale tylko w tych tandetnych komediach romantycznych. Dwójka ludzi najpierw się nienawidzi, a z czasem zaczyna do siebie coś czuć, potem jest ten przełomowy moment, w którym okazuje się, że to była zwykła ściema, bo gość założył się z kumplami o serce tej laski… Ale na końcu wszystko się układa. Oddałbym wszystko, żeby żyć w takim filmie, tyle że w tej chwili moje życie przypomina horror oraz ciężkie porno, bo zaliczam laski jak głupi, żeby tylko zapomnieć o Charlie…
Chcę przez to powiedzieć, że może nie była mi pisana miłość. Od zawsze miałem być sam, ponieważ dostałem już wiele od życia – mam dziewiętnaście lat, a kluby piłkarskie na całym świecie biją się o mnie, ponieważ jestem świetnym napastnikiem (to ten, który najczęściej strzela bramki, gdybyś nie wiedziała), a laski są gotowe wskakiwać mi do łóżka bez konkretnej przyczyny. Dostałem dużo i mój limit życzeń już prawdopodobnie się wyczerpał. Wiesz… Złota rybka zdechła, dżin stracił moc, a magiczna różdżka się złamała.
Miałem rzeczy, o których inni mogli tylko marzyć. Podróżowałem po świecie i odwiedziłem kraje, w których jeszcze nigdy nie byłem. Miałem kochającą rodzinę, która zawsze mnie wspierała i kochała takiego jakim byłem, czyli przystojnym, zajebistym gościem, który czasem jest strasznie irytujący, wredny, wścibski oraz bezczelny.
Podjęcie tej trudnej decyzji zajęło mi sporo czasu, ponieważ aż miesiąc, ale teraz wreszcie wiem czego chcę. Wiem, jaką drogę obrać, żeby być prawdziwie szczęśliwy i może zaboli to wiele osób, ale chcę to zrobić dla siebie – pierwszy raz chcę być egoistą i uszczęśliwić samego siebie kosztem rodziny, przyjaciół oraz moich fanów.
Przepisałem wszystkie swoje pieniądze na fundację wspierającą dzieciaki z depresją oraz zmagając się z anoreksją – to ty mnie do tego zainspirowałaś i robię to również dla ciebie- oraz napisałem kilka listów – jeden dla ojca, drugi dla matki, trzeci do mojego brata, czwarty do mojego przyjaciela, piąty do Charlie, a ten piszę do ciebie.
Miałaś też rację z tym, że życie to niezłe gówno, a ja nie chcę więcej tkwić w tym smrodzie, dlatego chciałem się z tobą pożegnać. Zrobię to dzisiejszej nocy, dokładnie o północy – odejdę zostawiając za sobą cały ten syf.
Chciałem, żebyś wiedziała, że poznanie ciebie było dla mnie najlepszą rzeczą w życiu – to ty mi pokazałaś jak życie potrafi zniszczyć niczemu winną istotkę, jaką jesteś. Jest brutalne i nie zważa na to jak krzywdzi innych.
Jesteś moją idolką i chciałem powiedzieć, że dziękuję za wszystko. Mam nadzieję, że zaczniesz walczyć o swoje życie, ponieważ ja nie potrafiłem, jednak jeśli dalej pragniesz śmierci to wiedz, że będę na ciebie czekał.
Żegnaj Anna,
Do zobaczenia lub nie, Louis Tomlinson.

Wyszczerzyłam oczy ze zdziwienia. Szybko zaczęłam przewijać suwaczek do góry, aby zapoznać się z datą wysłania wiadomości, jednakże kiedy ją zobaczyłam moje serce pękło na miliony kawałków. Znów słone krople zaczęły ściekać po moich policzkach. Dlaczego do cholery nie mogłam przeczytać tego dwa pieprzone dni wcześniej!? Mogłabym mu pomóc! Mogłabym go powstrzymać, a teraz… On miał przed sobą jeszcze tyle życia, które sobie odebrał przeze mnie i moje niemądre idee oraz przemyślenia na temat świata oraz egzystencji człowieka.
Po godzinie postanowiłam, że również napiszę dwa listy, w których przeproszę oraz wyjaśnię co się ze mną tak właściwie stało i jaka jest moja historia.
Zajęło mi to dokładnie cztery godziny, a gdy już skończyłam z trudem wstałam i poszłam do gabinetu lekarza, który się mną zajmował.
-Anna, powinnaś odpoczywać – wstał i pomógł mi usiąść. –W twoim stanie, Ne powinnaś wychodzić z łóżka.
-Wiem, ale to naprawdę ważne – zakasłałam. –Czy mógłby pan użyczyć mi drukarki?
-Tak, oczywiście – mężczyzna podłączył kabel do mojego komputera, a później wydrukował dwa arkusze.- Proszę – podał mi kartki, a ja zgięłam ja na dwie równe części.
-Ma pan może koperty?
-Dziecko, po co ci to? – wyjął z szuflady rzeczy, o które poprosiłam i również mi podał. Włożyłam do nich listy, a następnie nabazgrałam na przedzie czarnym długopisem zabranym z przybornika doktora dwa imiona, które odmieniły moje życie na lepsze.
-To pożegnanie. Chcę już wrócić do sali, da pan im to, gdy umrę? – mężczyzna przytaknął, a potem włożył korespondencje do kieszeni. Złapał mnie z pasie i zaprowadził do pokoju. Na krześle siedział mój chłopak, a na łóżku leżała biała koronkowa sukienka. –Co to ma znaczyć? – zmarszczyłam brwi, kiedy zostaliśmy sami.
-Dziś jest twój bal, pomyślałem, że chciałabyś zatańczyć – z lekkim uśmiechem pokiwałam pionowo głową. –Przebierasz się, czy zostajesz w piżamie?
-Przebiorę się – złapałam za kreację oraz bieliznę, którą wyjęłam z szafki i poszłam do łazienki. Zamieniłam koszulę oraz spodenki do spania, na śliczną sukienkę i przejrzałam się w lustrze. Zapadnięte policzki, oczy pozbawione blasku oraz blada cera sprawiały, że miałam ochotę roztrzaskać zwierciadło na miliony drobnych okruszków.
Wróciłam do Harrego, który nadal siedział na krześle i bawił się telefonem. Usiadłam na jego kolanach i pocałowałam w szyję robiąc na niej malinkę.
-Zatańcz ze mną – nie zareagowałam. –An, coś się stało?
-Znałeś może tego piłkarza Louisa Tomlinsona?
-Tsa, to jeden z najlepiej opłacanych piłkarzy na świecie, a co?
-Cóż… Był jednym z najlepiej opłacanych piłkarzy na świecie – pociągnęłam nosem. Za wszelką cenę chciałam zapanować nad łzami.
-O czym ty mówisz? – ujął moją twarz w dłonie i wytarł kciukami moje łezki.
-On… Louis popełnił samobójstwo dwa dni temu.
-To nie prawda, mówili by o tym w wiadomościach.
-Harry, ja go znałam! Napisał mi list pożegnalny.
-Przykro mi, ale to nie twoja wina, że nie radził sobie z życiem. Ludzie mają sporo problemów, a niektórzy nie potrafią się z nimi uporać. Zatańcz ze mną – wstał i podniósł mnie tym samym ze swoich nóg. Stanął na środku pomieszczenia i włączył jakąś wolną balladę z telefonu, po czym przyciągnął mnie do siebie. Stanęłam na jego stopach i objęłam chudymi palcami jego kark. Osiemnastolatek zaczął powoli nami kołysać w rytm muzyki.
Tuliłam się do niego, a piosenki powoli przeskakiwały, a zastępowały je kolejne powolne nuty. Oparłam policzek o jego tors i naprawdę starałam się nie zamknąć oczu. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.
-Przepraszam, Harreh… Pamiętaj, że cię kocham…
-Anna! Ana, nie rób mi tego! Niech ktoś tu do kurwy przyjdzie i mi pomoże!  
___________________________________________
Powoli zbliżamy się do końca opowiadania. Nie wiem, czy ktoś to zauważył, ale wszystkie rozdziały były pisane z perspektywy Anny, ponieważ miało to przypominać jej pamiętnik. 
Do końca pozostały nam jeszcze trzy rozdziały, a potem zaczynamy kontynuację jednak z perspektywy Harrego. 
Głosy w ankiecie dotyczą oczywiście drugiej części We Found Love i będą one brane pod uwagę właśnie tam. Teraz... Cóż pozostaje mi tylko czekać na wasze opinie. 
Nie wiem, jak wam, ale mi ten rozdział bardzo się podoba, no i jest Louis - przepraszam za ten list, ale nie mogłam się powstrzymać. 
Buźka, miśki ;** 

niedziela, 23 listopada 2014

27.




„Ludzie zawsze mają swoja tajemnice. Chodzi tylko o to, żeby je odgadnąć.”

Dni mijały niebłagalnie szybko, a ja coraz częściej zdawałam sobie sprawę jaką jestem egoistką, nie mówiąc Harremu co wydarzy się za zaledwie pół miesiąca. Byłam niesamowicie przerażona, ale również podekscytowana do tego stopnia, że zaczęłam wykreślać dni w kalendarzu.
Wiele się zmieniło, a przede wszystkim fakt, że coraz częściej chodziłam na wizyty u psychologa, który bezskutecznie próbował mnie nakłonić do zmiany perspektywy wmawiając mi, że moje śmierć nie przyniesie niczego dobrego. Wyjaśniłam sprawy z Zaynem i obecnie jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, z czym wiąże się moja ostatnie misja, czyli doprowadzenie do pogodzenia się tych dwóch idiotów, którzy przez jakąś głupią krowę zniszczyli trwałą przyjaźń.
Harremu pozostało jeszcze kilka zadań z mojej listy, ale naprawdę się starał je spełnić, jednakże ja powoli traciłam siły, a on biedny nie miał pojęcia dlaczego chciał wiedzieć co się dzieje, dlatego wciskałam mu kit, że mój stan jest spowodowany tą przeklętą ciążą, która tylko wszystko utrudnia. Nie chcę zabijać tego maluszka, który niczym nie zawinił w przeciwieństwie do mnie oraz Harrego. Przecież mogliśmy się zabezpieczać, stać mnie na głupie tabletki, a Davidsa na pieprzone prezerwatywy, które nie kosztują majątek! Jesteśmy tacy nieodpowiedzialni. Nasze szczeniackie zachowanie doprowadziło do czegoś, czego najmniej się spodziewaliśmy, a teraz nie wiedzieliśmy jak sobie z tym poradzić. Nie miałam bladego pojęcia jak to wszystko się potoczy. Czy mam powiedzieć o tym rodzicom? Zabawiłam się w dorosłą i wkopałam się w niezły dołek, z którego ciężko mi było się wydostać, ponieważ inne problemy przytłaczały mnie jeszcze bardziej sprawiając, że wydostanie się na powierzchnię graniczyło z cudem.
Z bezmyślnego wlepiania oczu w telewizor wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Niechętnie podniosłam komórkę i otworzyłam kopertę.
Od: Hazzuś
Powiedzmy twoim rodzicom o dziecku
Czy on sobie ze mnie żarty stroi?! Przecież dobrze wie, że moja mama i ojciec go nie lubią. Nie chcę, żeby go znienawidzili za to, że zrobił dzieciaka dziewczynie, której życie dobiegnie końca za kilka tygodni.
Do: Hazzuś
Lepiej nie, wiesz jaki jest mój tata
Od: Hazzuś
Mam wyjebane na twojego starego i fakt, że mnie nienawidzi. Kocham cie i chcę z tobą być. Będę na kolacji kocham cie ;*
Do: Hazzuś
Mhm, ja ciebie też kocham
Boże przenajświętszy! Czy to właśnie dzisiejszego wieczoru miało wszystko wyjść na jaw? Każde kłamstwo, każda złamana obietnica oraz każdy sekret?
~***~
Nerwowo stukałam palcami w blat stołu, przy którym siedzieli moi rodzice, Zayn oraz jego mama oraz tata. Mulat doskonale wiedział o moich obawach, ponieważ zwierzyłam mu się z tej jednej rzeczy. Za wszelką cenę próbował dodać mi otuchy bawiąc się moimi palcami, ale gdy usłyszałam dzwonek do drzwi podskoczyłam na krześle, a moje serce przyśpieszyło na pracy. Przełknęłam głośno ślinę i wstałam.
-Kto to? – zmarszczył brwi mój rodzic, a ja bez słowa wyjaśnień ruszyłam w stronę wejścia. Uchyliłam brązowy prostokąt i zobaczyłam osobę, która stała w progu. Powoli odzyskiwałam spokój, ponieważ sama obecność Hazzy działała na mnie kojąco.
Brunet był ubrany na czarno, a w ręku trzymał mały bukiecik biało różowych stokrotek oraz butelkę czerwonego wina. Uniosłam brwi, na co osiemnastolatek wywrócił tylko oczami i musnął moje usta.
-Gotowa? – pokiwałam przecząco głową. Harreh splótł nasze dłonie w jedność i prowadził w stronę jadalni. Wzrok wszystkich obecnych powędrował na nas. Mój ojciec wiercił dziurę w głowie Harrego, co wcale nie było szczególnie fajne. Okay, rozumiem Hazz powinien czuć respekt przed moim ojcem, ale to przegięcie!
-Chodź pomożesz mi wstawić kwiatki do wazonu – szarpnęłam chłopaka za ramię, jednak mój popieprzony i zaborczy tata musiał się wtrącić.
-Możesz iść sama, a Harry z nami porozmawia.
-Ten cholerny wazon jest wysoko – niemal wrzasnęłam.
-Zayn ci pomoże – wycedził przez zaciśnięte zęby w kierunku mulata, który zdezorientowany wstał i podszedł do nas. – Harry, siadaj – Curly posłusznie wykonał polecenie pana domu i usiadł na krześle obok mojego miejsca, naprzeciwko mojej mamy, która starała się go nieco ośmielić i dodać pewności siebie.
Przekraczając próg kuchni głęboko westchnęłam. Byłam beznadziejna! Tutaj już nie chodzi o to, że robię idiotów z ludzi, których kocham, ale o to, że nie potrafię sprzeciwić się ojcu i zacząć walczyć o swoje! Jestem nie tylko egoistką, ale również tchórzem!
-Anna, będzie dobrze – Zayn podał mi szklane naczynie, do którego nalałam wody i włożyłam kwiaty.
-Nienawidzę go, zawsze to robi, jedynie ciebie nie przesłuchiwał.
-Po prostu się martwi – wzruszył ramionami mulat. – Nie chce, żebyś cierpiała przez Harrego.
-On mnie nie zrani – wyjaśniłam bardzo wolno. Nie potrafiłam pojąć, dlaczego wszyscy osądzają mojego chłopaka nie mając bladego pojęcia o jego życiu, tylko po tym jak widziała go opinia publiczna.
-Ja to wiem, Harry to wie i ty też to wiesz. Znam go od małego, nie zawsze był taki chujem. Wiesz co się stało?
-Suka Cassie, impreza, alkohol, ty i ona w sypialni, Harry w klubie. Ja. Potem znów alkohol i noc z Hazzą. Powrót nad ranem i ochrzan od ojca – dziewiętnastolatek zaśmiał się jedynie pod nosem, a potem wypchnął mnie z kuchni. Zajęłam miejsce obok mojego faceta, który był atakowany przez Evansa. Złapałam za dłoń Davidsa, a jego zielone tęczówki wręcz zalśniły.
-Rozumiesz mnie chłopcze? – ton mojego rodzica był przesiąknięty złością.
-A ty rozumiesz?! – czy ja to powiedziałam na głos? Wszyscy teraz przyglądali mi się zdziwieni. –To znaczy… - nie mogę się teraz wycofać, prawda? Musze wreszcie powiedzieć to, co od dawna nie dawało mi spokoju. – Kocham Harrego i jestem w ciąży – powiedziałam na jednym wydechu.
-To jakieś żarty?! – brązowooki mężczyzna wstał i uderzył dłońmi w blat stołu wywołując u mnie tym samym nieprzyjemny dreszcz. – Zapytałem, czy to żarty! – milczałam i głośno przełknęłam ślinę. Nie spuszczałam jednak wzroku z rozwścieczonego ojca, któremu brakowało jedynie kilka stopni do osiągnięcia furii i rzucania talerzami. – Posłuchaj mnie gówniarzu, bo powtarzać nie mam zamiaru. W tej chwili zabierzesz swoje cztery litery z mojego domu i raz na zawsze odpierdolisz się od mojej córki!
-Nie – Harreh mocniej ścisnął moją dłoń, a ja na niego spojrzałam. Osiemnastolatek posłał mi lekki uśmiech. –Kocham ją i zrobię wszystko, żeby z nią być czy to się panu podoba czy nie.
-Jeszcze jedno słowo szczeniaku i…
-Posłuchaj Dave – głos zabrała osoba, którą podejrzewałabym o to najmniej. – Harry to mój dobry przyjaciel i wcale nie jest taki zły na jakiego wygląda. Jest lepszym człowiekiem ode mnie.
-O czym ty do cholery mówisz Zayn? – mój tata był teraz zbity z tropu, zupełnie jak każdy tutaj obecny.
-Przeleciałem jego dziewczynę – zarówno moja jak i Harrego szczęka powędrowały w dół. –Chcę przez to powiedzieć, że Harry i Anna są razem szczęśliwi, a ty powinieneś im pozwolić być razem.
W pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza. Jedynym dźwiękiem były nierównomierne oddechy zebranych na kolacji. Nagle obraz zaczął mi się rozmywać i robiło mi się słabo.
-H- Harreh – mruknęłam, a potem prawdopodobnie osunęłam się na jego ramię.
~***~
Oślepiło mnie białe światło, zaraz po tym jak otworzyłam oczy. Przy moim łóżku siedzieli rodzice, a na fotelu pod oknem drzemał Davids.
-Anna – odetchnął z ulgą tata, który ucałował opiekuńczo moje czoło. – Przepraszam kochanie, nie powinienem robić awantury.
-To nie twoja wina, tato – wysiliłam się na leciutki uśmiech, który miał na celu pocieszenie go. –To ja zawiniłam najbardziej. Powinnam była ci powiedzieć, że…
-Że co?
-Że… Za kilka tygodni umrę – szepnęłam, bojąc się, że Harry może to usłyszeć i znienawidzić mnie. Po minie mojego rozmówcy dało się wyczytać rozczarowanie, wściekłość, smutek oraz… Wszystkie emocje mieszały się stawiając go w osłupieniu. –Ja naprawdę próbowałam, tato… Chciałam to zrobić dla Harrego, ale nie potrafię – nie potrafiłam zatamować łez. Ryczałam jak bóbr nad swoją własną głupotą.
-On wie? – pokiwałam przecząco głową. –A Zayn? – powtórzyłam tą samą czynność, a on jedynie westchnął z bezsilności. –Musisz im powiedzieć, Anna. Zasługują naprawdę.
-On mnie znienawidzi – jęknęłam żałośnie, a w ramach odpowiedzi otrzymałam jedynie silny uścisk.
-Zależy mu na tobie, słoneczko – pociągnęła noskiem mama. – Myślisz, że siedziałby tutaj całe trzy dni bez przerwy, gdyby cię nie kochał?
-Trzy dni? – uniosłam brwi. Wow, to robi wrażenie. Naprawdę mi tym zaimponował.
-Będzie lepiej jak się tego dowie od ciebie, a nie od nas.
-Nie możecie mu powiedzieć. Przepraszam, ale jestem tak strasznie zmęczona i chce mi się spać. Tylko na chwilę przymknę oczy – mówiłam jak lunatyczka. Ostatni raz poczułam mory ślad na swoim czole i znów odpłynęłam.
Wszystko było źle i nie szło po mojej myśli. Strach z czasem przerodził się w stan ukojenia, czy to właśnie teraz nastąpiło? Czy tak wygląda śmierć? Jest bezbolesna i spokojna? 
__________________________________________
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać i za to, że ten rozdział jest żałosny. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. 
Do końca tej części We Found Love pozostało nam prawdopodobnie sześć rozdziałów, a potem część druga!! 
Następny rozdział pojawi się znacznie szybciej i prawdopodobnie w sobotę lub piątek. 
Buźka, miśki ;** 

sobota, 8 listopada 2014

26.



„Miłość bez wzajemności: Najbardziej boli kochać kobietę, która kocha innego.”

Siedziałam w knajpce przy barze i obracałam szklankę soku pomarańczowego w ręce. Czekałam na tego popaprańca. Czas płynął mi bardzo wolno, a zajmowałam go na wgapianie się w barmana, który miał całkiem niezły tyłek.
Krzesło obok mnie odsunęło się, a chwilę później usiadł na nim Zayn. Mulat zamówił dla siebie szklankę tequili. Siedzieliśmy w ciszy, której żadne nie miało odwagi przerwać.
-Słuchaj…- zaczęliśmy w tym samym momencie, na co oboje cicho zachichotaliśmy.
-Ty pierwszy- dodałam szybko.
-Anna, posłuchaj…- westchnął i odwrócił się do mnie twarzą. –Wiem, że spieprzyłem na całej linii i pewnie nie chcesz mnie teraz oglądać, ale kocham cie.
-Zayn- prychnęłam kręcąc głową z niedowierzenia. To niemożliwe jak ten człowiek doskonale kłamie. Jest genialnym aktorem. – Rzucasz tymi słowami kocham cię jak dziwka torebką- młody mężczyzna za barem zachłysnął się powietrzem i zaczął kaszleć. –Dlaczego nie pozwalasz mi na szczęście?
-Boo ty go nie kochasz, to… Ubzdurałaś to sobie. Przyzwyczaiłaś się do niego i myślisz, że to miłość!- uniósł się, a ja wywróciłam oczami.
-To samo mogłabym powiedzieć teraz tobie. Nie kochasz mnie, a to złudzenie, które nazywasz miłością to tylko przyzwyczajenie.- wzruszyłam ramionami.
-Jeszcze nigdy się tak nie czułem, rozumiesz?! Wariuję, kiedy widzę cie z Harrym! Nie potrafię bez ciebie funkcjonować normalnie! Zrozum…- dotknął mojej dłoni, a mój wzrok utkwił w naszych splecionych palcach.
-Lecz się człowieku- powiedziałam patrząc prosto w jego czekoladowe oczy. –To jest chore. Ty jesteś chory!- szybko zabrałam rękę. –Nie kocham cie Zayn, pojmij to i pozwól mi być szczęśliwą!
-Nie mogę! Cholera no, nie mogę!
-Bądźmy przyjaciółmi.
-Nie chcę się z tobą przyjaźnić –wycedził przez zaciśnięte zęby. –Chcę, żebyś była tylko moja- zaprzeczyłam kiwiąc głową na boki. –Dlaczego?- zapytał skruszonym głosem. Niech przestanie zachowywać się jak kobieta w ciąży, której buzują hormony, a nastroje zmieniają się co sekundę!
-BO KOCHAM HARREGO, A TY PERRIE- oznajmiłam bardzo wolno. – A teraz rusz tyłek i zawieź mnie do lekarza- wstałam i czekałam, aż szanowny mości książę ruszy swoje zacne cztery litery.
-Jesteś na coś chora?
-Harry się uparł, no chodź – szarpnęłam go za rękę tym samym pomagając wstać. Szybko dorównał mi kroku, a gdy byliśmy już przy samochodzie otworzył drzwi, abym wsiadła. Kiedy to uczyniłam zatrzasnął drzwi i sam zasiadł z drugiej strony. Odpalił silnik, po czym odjechał z piskiem opon. W radiu leciały popowe piosenki ,a kierowca był skupiony na drodze.
Nie wiem dlaczego, ale bałam się tej wizyty u ginekologa. To… głupie, ponieważ to moja pierwsza wizyta i to jeszcze w takiej sprawie! To jest krępujące oraz dziwne.
Czarne auto zatrzymało się na parkingu. Już miałam wysiąść, jednak Malik nie pozwolił mi na to łapiąc za dłoń.
-Odezwij się później, okay?
-Niczego nie obiecuję – odpowiedziałam chłodno i wysiadłam trzaskając drzwiczkami. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wejścia do szpitala, przed którym stał oparty o ścianę Davids. Osiemnastolatek uśmiechnął się chytrze, a potem  odepchnął się od muru i ruszył w moim kierunku. Będąc zaledwie kilka centymetrów przede mną wpił się w moje wargi, co natychmiast oddałam. Jego dłonie oplotły moje biodra, ale tylko na moment, ponieważ szybko się odsunął.
-Chodź, już cię zarejestrowałem – splótł nasze palce razem i wprowadził mnie do budynku. Już po wejściu do moich nozdrzy trafił ten odrażający zapach lekarstw oraz choroby i nawet piękne perfumy Hazzy nie potrafiły tego zamaskować. –Siadaj – pchnął mnie lekko w stronę krzesełka, a później usiadł obok mnie.  Czas mijał stanowczo zbyt szybko, a kolejne osoby wchodziły do gabinetu.
-Anna Evans – wzdrygnęłam się na sam dźwięk mojego imienia i nazwiska. Jeszcze nigdy nie czułam takiej nienawiści oraz wstydu względem nazwy mojej osoby.
-No idź, chyba że mam iść z tobą.
-Nie!- szybko zaprzeczyłam i podniosłam się ze stołka. Niczym pocisk wbiegłam do pokoju, gdzie za dużym stołem siedziała młoda kobieta.
-Jesteś Anna, tak?- niepewnie przytaknęłam. – Usiądź, proszę- wskazała na krzesło, a ja nie spuszczając z niej wzroku wykonałam polecenie. –To twoja pierwsza wizyta?- pokiwałam pionowo głową. –Denerwujesz się?- znów potrząsnęłam pionowo głową. – Nie masz się czego obawiać. Na początku powiedz mi czy masz regularną miesiączkę- regularną co…?
-Ja nie mam okresu.
-Jeszcze nie miałaś miesiączki? –potwierdziłam jej słowa znów ruszając głową. –Ile masz lat?
-Siedemnaście – mruknęłam pod nosem.
-To nie możliwe, żebyś jeszcze nie miała okresu.
-Jestem chora- warknęłam.
-Przepraszam… - zawiesiła się na chwilkę, a później jak gdyby nigdy nic powiedziała: Chodź zrobimy ci badania…
~***~
Na badaniach USG, na które wysłała mnie ta psychiczna pani ginekolog wyszło, że jestem w ciąży. Byłam wściekła co odbiło się głównie na Harrym, który całą drogę do domu jojczył, żebym powiedziała mu jak minęła wizyta oraz czego dowiedziałam się od lekarza.
Weszliśmy do domu i usiedliśmy w salonie. Osiemnastolatek nawet nie włączył telewizora, co było jego rytuałem zaraz po usadowieniu swojego tyłka na sofie, tylko wziął mnie na swoje kolana szczelnie obejmując ramionami.
-Powiesz w końcu o co chodzi?- westchnął poirytowany.
-Moje gratulacje, tatusiu- wcisnęłam mu w dłoń zdjęcie, a jego sparaliżowało. –Jeśli nie chcesz możemy je usunąć.
-Nie!- szybko zaprzeczył. –Nie będziesz usuwała tego dziecka – wycedził przez zaciśnięte zęby. –Chcę je wychować razem z tobą – chce wychować dziecko, które nie przeżyje dwóch miesięcy zupełnie jak ja. To jest po prostu śmieszne! Jak można mieć tak nasrane w głowie jak ja?! To nie powinno się w ogóle wydarzyć! Nie powinnam zachodzić w ciążę, tylko się zabezpieczać, a teraz co? Siedzę sobie z gościem, który dla mnie jest gotowy schylić nieba, a ja zwyczajnie patrzę na niego i przytakuję każdemu słowy wiedząc, że jego plany na przyszłość nie będą zrealizowane, bo na miłość boską UMIERAM!! Muszę to wszystko uporządkować jak najszybciej, a zacznę od przemyśleń jak rozwiązać sprawę z tym dzieckiem. Mam w końcu tylko półtora miesiąca na załatwienie swoich spraw, żeby odejść w spokoju.
-Cześć – po domu rozniósł się głos Liama oraz trzaśnięcie drzwiami. –Co tam?
-Nic ciekawego – odpowiedziałam, wtulając się w tors Hazzy.
-Mhm – ciemny blondyny usiadł na fotelu i włączył telewizję, a ja dopiero teraz zorientowałam się, że był z nim Malik oraz Adam. –Hazz jest piwo w lodówce?
-Tsa, chyba tak – starszy Davids przytaknął i wstał z zamiarem pójścia po wspomniany wcześniej trunek, jednak zatrzymał się w półmroku i odwrócił w naszą stronę.
-Chcecie też?
-Tak – uśmiechnęłam się lekko.
-Kwiatuszku – zignorowałam prychnięcie Malika, który dalej wściekle wiercił dziurę w głowie Harrego.- Nie możesz pić.
-Niby dlaczego nie może? – kolejny raz z ust Zayna wydobył się kpiarski śmiech. –Gdybyś była ze mną nie zabraniałbym ci pić- wywróciłam oczami. Dlaczego nie może sobie podarować? Czy to jest tak trudne? Po jaką cholerę prowokuje Harrego, który właśnie wbijał swoje palce w moje biodra.
-Ponieważ jest w ciąży – wycedził przez zaciśnięte zęby, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie chodzi o to, że było mi wstyd czy coś z tych rzeczy… Nie, ja po prostu chciałam uniknąć ich konfrontacji, do której za wszelką cenę nie chciałam dopuścić, jednak Liam jak zawsze musiał zniweczyć moje dobre chęci i plany.
-Że kurwa co!?- mulat wstał i rzucił pilotem zaledwie kilka milimetrów od mojej głowy. –Jaka kurwa ciąża?! Anna, o czym od do chuja mówi?! – spuściłam głowę, żeby chwilę później unieść ją i odważyć się spojrzeć w jego brązowe tęczówki. –Możesz mi to kurwa wyjaśnić!?
-Nie krzycz –mruknęłam.
-To zacznij do kurwy nędzy gada, po mnie zaraz rozpierdoli! – nie widziałam go jeszcze tak wściekłego. Jego oczy pociemniały i biły we mnie piorunami – dzięki Bogu, że nie potrafił zabijać spojrzeniem, bo już dawno leżałabym martwa na kolanach Hazzy.
-To chyba normalnie dla osób, które uprawiają seks – wzruszyłam ramionami. – Nie zawsze wszystkie zabezpieczenia działają…
-Tylko, że my się nie zabezpieczamy – uśmiechnął się triumfalnie Harreh, za co miałam ochotę go uderzyć. Czy im to wszystko sprawia satysfakcję? Muszą się przed sobą aż tak bardzo popisywać i dowalać sobie przy każdej możliwej okazji?!
-Harreh – uszczypnęłam go w brzuch, jednak on nic nie poczuł. Aż wszystko do mnie dotarło. Przecież nie musiałam tego robić. Z jakiej racji miałam tłumaczyć się przed Malikiem z mojego życia intymnego z MOIM chłopakiem?! Nie musiałam tego robić, a jednak robiłam. Pytanie tylko dlaczego? Czemu czułam potrzebę mówienia mu i usprawiedliwiania swojego zachowanie przed chłopakiem, który zachował się względem mnie w tak podły i okrutny sposób?! –Matko, dlaczego żądasz ode mnie wyjaśnień?! Kim ty do cholerny jesteś, moim ojcem!? Nie muszę ci się tłumaczyć, Zayn!
-A właśnie, że musisz! Masz taki cholerny obowiązek i masz mi wyjaśnić jak do tego doszło!
-Nie będę ci opisywała gdzie, kiedy i jak pieprzyłam się z MOIM CHŁOPAKIEM! To nie jest jakieś pieprzone piżama party, a ty nie jesteś moją przyjaciółką w różowej koszuli nocnej, żebym ci się zwierzała czy było zajebiście, czy daremnie!- straciłam nad sobą panowanie i teraz to ja byłam tą psychiczną dziewczyną. To ja zajęłam miejsce Harrego, który siedział cicho jak mysz pod miotłą przypominając mnie kilka lat temu. Zachowywałam się jak obłąkana histeryczka, która uciekła od świrów.
-Będziesz! Masz taki pierdolony obowiązek! – nie wiem nawet kiedy wstałam i mierzyłam się wzrokiem z Zaynem, którego klatka piersiowa znajdowała się zaledwie kilkanaście centymetrów ode mnie.
-Nie mam! Jesteś po prostu wkurwiony, bo sytuacja się odmieniła! Teraz to ja bawię się twoim kosztem, a ty jesteś skruszoną dziewczynką, która potrzebuje miłości!
-Zamknij się!
-Wystarczy ci Malik- Adam desperacko próbował odciągnąć mulata ode mnie, jednak na daremno.
-Spierdalaj, to twoja wina!- odepchnął go od siebie. –Musiałeś się wysilić z jebanym zakładem!
-Gdybyś był mądry nie zakładałbyś się, idioto!- uderzyłam rękoma o jego klatkę piersiową. –Jebany kutas! Patrzcie na mnie jestem Zayn Malik – zaczęłam przedrzeźniać jego głos.- Mogę wyrwać i zabawić się każdą laską! Ale jestem super zajebisty! Zaliczam, a potem Asta La Vista, głupie szmaty!
-Nie prawda!
-A właśnie, że prawda! –kolejny raz uderzyłam go w tors chcąc od siebie odsunąć. –Harreh odwieź mnie do domu, nie chcę patrzeć na tego popaprańca- jęknęłam błagalnym tonem i desperacko przyległam do ciała zielonookiego.
-Chodź- zabrał mnie na ręce i zaprowadził do swojej sypialni. Zakluczył drzwi, a później ułożył nas na łóżku. Leżałam na jego brzuchu, a on kreślił jakieś wzory na moich plecach oraz co chwila całował moje włosy. –Wiesz, że mi dzisiaj zaimponowałaś?
-Czym? –prychnęłam. –Tym, że nazwałam go kutasem? Czy może tym, że zaczęłam go przedrzeźniać?- po pokoju rozniósł się jego śmiech.
-Kocham cie, wiesz?
-Ja ciebie też, niezależnie od tego co się wydarzy, Harreh. Pamiętaj, że zawsze cię kochałam, kocham i kochać będę.
-Ejj, przestań, bo pomyślę, że to jest nasze pożegnanie – zachichotał.
-Kocham cie- ziewnęłam, a po chwili zasnęłam szczęśliwa. Wreszcie do mnie dotarło jak bardzo moje życie się zmieniło i że w pewnym sensie zawdzięczam to… Zaynowi. Do dzięki temu psu na baby odnalazłam to, co daje mi radość, poczucie bezpieczeństwa oraz jest powodem, dla którego wciąż mam siłę funkcjonować mimo, że mam coraz mniej energii. Postanowiłam. Doszłam do wniosku, że muszę mu za to podziękować oraz należycie pożegnać, jak i przeprosić, że tak brzydko się do niego kilka minut temu odezwałam, ogółem za tę niepotrzebną kłótnię i resztę rzeczy, którymi go zraniłam lub w jakiś sposób uraziłam. Muszę sprawić, żeby nie znienawidził mnie zupełnie jak Harry, a co w tym wszystkim najlepsze – mam coraz mniej czasu, a wykorzystuję go na takie błahe i niepotrzebne czynności.  
______________________________________
Jeju, naprawdę was przepraszam - jestem cholerną idiotką. Ten rozdział miał być już dawno dodany, a pojawił sie dopiero w niedzielę i to jeszcze o godzinie 0.38...
Na swoją obronę mogę wam powiedzieć tylko tyle, że to nie był taki łatwy początek miesiąca - mieliśmy duuużo zadania, a na domiar złego straciłam przyjaciółkę... Nie chcę wam sie tutaj żalić i czy coś z tych rzeczy - ten blog nie jest o moim nieudanym, trudnym i popierdolonym życiu, tylko o Annie, Harrym i Zaynie.
Podsumowując... Dziękuję wam za wytrwałość, komentarze oraz wejścia - naprawdę do dla mnie ważne i dzięki wam mam jeszcze jakąś odskocznię od tego całego syfu. Jeszcze raz wam dziękuję!! Wielkie ♥ dla was i oczywiście ;**