piątek, 22 sierpnia 2014

18.



|muzyka|
„Rozkochał mnie w sobie i zostawił, cham. Z resztą tego można było się po nim spodziewać.”

Siedząc na ławce w parku z kolanami podwiniętymi pod brodą zastanawiałam się nad swoją głupotą. Rękawem wycierałam oczy, rozmazując jeszcze bardziej tusz. Dlaczego muszę być aż tak naiwna? Dlaczego wierzę we wszystkie słowa, którymi ludzie mydlą mi oczy? Jestem wściekła, smutna, roztrzęsiona i… Bardziej złoszczę się na siebie, niż tego gnoja. Łzy lały się strumieniami po moich policzkach. Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim udzie. Otarłam kropelki słonej cieczy, które uniemożliwiały mi widoczność. Moim oczom ukazał się malutki chłopczyk, mógł mieć góra pięć lat. Jego brązowe włosy ułożone były w nieładzie, ale to tylko dodawało mu uroku. Ubrany był w czarne rurki, białą koszulkę oraz bluzę – bejsbolówkę. Brązowe oczy przeszywały mnie na wskroś, przyglądał mi się z uwagą i zaciekawieniem.
-Dlaczego płaczesz?- zapytał ze skruchą oraz lekkim smutkiem. –Zgubiłaś się? – pokiwałam przecząco głową. –To dlaczego jesteś smutna?- pociągnęłam nosem i siliłam się na uśmiech, który i tak nie pojawił się na mojej twarzy.
-Ktoś sprawił mi przykrość i złamał serce- dzieciak nie czekając dłużej przyległ swoim drobnym ciałkiem do mnie i mocno przytulił. Nie wiedzieć co mną w tej chwili kierowało, ale również zaczęłam go tulić. Można powiedzieć, że płakałam teraz w jego ramię. Chłopiec odsunął się i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
-Czujesz się już lepiej?
-Zdecydowanie- kąciki moich ust powędrowały kilka milimetrów ku górze.- Jesteś świetnym pocieszycielem.
-Dziękuję- uśmiechnął się szeroko, powodując u mnie cichutki chichot. –Na pewno się ułoży, ale nie możesz się martwić.
-Jesteś bardzo mądrym chłopcem.
-Max! Wracamy do domu!- dobiegł mnie kobiecy krzyk. Mój towarzysz tylko westchnął, a potem szybko cmoknął mnie w policzek mówiąc do zobaczenia. Mimo mojego podłego stanu psychicznego i fizycznego z prawie niewidocznym uśmiechem pokręciłam głową z niedowierzaniem. Ten dzieciak jest bardzo mądry jak na swój wiek i wie jak pocieszyć dziewczynę, a w przyszłości laski będą się o niego biły. Miejmy oczywiście nadzieję, że nie wyrośnie z niego taki skurwiel jak z Malika.
-Co ten chuj ci zrobił?!- usłyszałam nad sobą warknięcie z lekką chrypką, dlatego zadarłam głowę w górę. Nade mną stał Harry. Osiemnastolatek był ubrany na czarno, a włosy miał roztrzepane.-Mała- przysiadł obok, a ja szybko się do niego przytuliłam. Na początku był lekko zdezorientowany, ale odwzajemnił gest. Lewą ręką przyciągał mnie bliżej swojego torsu, a prawą gładził moje włosy.-Nie płacz- wyszeptał wprost do mojego ucha. Po moim ciele przebiegły dreszcze, a serce gwałtownie przyśpieszyło. Jego mięśnie się napięły, a oddech przyśpieszył. –Spierdalaj stąd, Malik- zadrżałam na to nazwisko. Odepchnęłam się od klatki piersiowej Davidsa i zobaczyłam go – powód moich cierpień, pieprzony Zayn! Harreh ustawił się do pionu i zasłonił mnie swoim idealnie wyrzeźbionym ciałem. –Odpierdol się- warknął.
-Sam się odpierdol- pchnął go i podszedł do mnie. Złapał za moją rękę i szarpnął.- Chodź, Księżniczko- jego głos był przesiąknięty złością. Zaparłam się nogami i desperacko złapałam dłońmi nadgarstek Davidsa. –Musimy pogadać- wycedził przez zaciśnięte zęby. –Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło. Chciałbym z nią zerwać, ale nie mogę, bo…
-Nie chcesz- pociągnęłam nosem.- Bo ją kochasz, a mnie tylko wykorzystujesz, żeby zaspokoić własne potrzeby.
-To nie prawda- warknął.
-Bo to jest fakt! Zupełnie jak to, że jestem głupią naiwniaczką, a ty pieprzonym dupkiem- łzy znowu zaczęły spływać po moich czerwonych ze wściekłości policzkach.
Nie był to płacz smutku, ani zranienia, tylko frustracji. Nie wiedziałam co mam w tej chwili zrobić. Czy powinnam pójść i wysłuchać jego tłumaczeń? A może iść w zaparte i nie reagować na jego zaczepki? To trudne, a ja jestem żałosna. Nie mam własnego zdania i nie potrafię się postawić nawet rodzicom, a co dopiero Malikowi czy Harremu. Zachowuję się jak dwulatka i zamiast podjąć jakąś decyzję – płaczę bez powodu.
-Kocham cie- zazgrzytał zębami, ściskając moją twarz w swoich dużych dłoniach.
-Zostaw ją- loczek pchnął go, a chwilę później obaj zaczęli się szamotać, a po chwili okładali się pięściami. Harry powalił Zayna i okładał go po twarzy. Sparaliżowało mnie i nie wiedziałam co w tym momencie zrobić. Czy powinnam ich zostawić, aby mogli się pozabijać, czy może ich rozdzielić? Jest tylko jeden problem ja jestem jak patyk, a oni to dwa mięśniaki. Postanowiłam jednak zaryzykować. Jeśli któryś z nich tylko mnie draśnie to popamiętają mnie. Objęłam Harrego w pasie i zaparłam się nogami, ciągnąc go w tył. Zielonooki zdezorientowany wstał i dokładnie mnie zlustrował. Miał rozcięty łuk brwiowy, z którego ciekła struga krwi zupełnie jak z wargi.
-Chodź- szarpnęłam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę wyjścia z parku. Nie odzywaliśmy się do siebie. Wsiadłam do jego samochodu ze spuszczoną głową i rękawami ścierałam resztki makijażu z twarzy. –Nie musiałeś- powiedziałam w końcu, a on nie spuszczając wzroku z drogi głęboko westchnął. Przekręciłam głowę i dokładnie go zbadałam wzrokiem. Brązowe loki opadały na jego czoło, a na twarzy malował się stoicki spokój.
-Chciałem- odarł bezuczuciowo. –Gdzie mam jechać?
-Do ciebie- co jest ze mną nie tak? Dlaczego najpierw mówię, a dopiero potem myślę? Nie powinnam tego wypowiadać! Sama siebie załatwiłam i co najgorsze, to w głębi serca zrobiło się trochę ciepełko.
Po dziesięciu minutach nurtującej ciszy osiemnastolatek zatrzymał swoje auto przed willą i wysiadł. Otworzył drzwi z mojej strony i podał mi rękę, którą uchwyciłam i wstałam z jego pomocą. Zamknął samochód, a potem otworzył brązowy prostokąt i wpuścił mnie pierwszą do domu. Od razu skierowałam się do kuchni i odszukałam apteczkę, w międzyczasie dołączył do mnie mój były.
-Co robisz?- zmarszczył brwi i podszedł stanowczo zbyt blisko mnie. Zadarłam głowę ku górze i zobaczyłam jego poharataną twarz.
-Widziałeś się w lustrze?- wywrócił teatralnie oczami i złapał mnie pod pachami, po czym uniósł i posadził na blacie kuchennym. Wyjęłam z apteczki wodę utlenioną i gazik, który zmoczyłam, a potem odkaziłam nim ranę na jego lewej brwi. Syknął i zacisnął dłonie na moich udach. Czułam się dziwnie i… Jak za starych, dobrych czasów. –Boli?- zapytałam niepewnie.
-Nie- znów zamoczyłam wacik i przyłożyłam do jego ust. –Kurwa!- odsunął się gwałtownie, a ja się przestraszyłam. Zdaję sobie sprawę jak gwałtownym człowiekiem jest Harreh, ale w pewnym sensie to mnie w nim pociągało… I chyba nadal pociąga. Sam już nie wiem. Jestem w kropce i nie wiem co powinnam zrobić. Znów jedynym rozwiązaniem było zniknięcie.
Brunet wrócił do mnie i znów oparł się o moje nogi. Tym razem nie pozwolił jednak dotknąć swoich ust białą chusteczką. Jego warga krwawiła, a my gapiliśmy się sobie w oczy. Nie potrafiłam oderwać wzroku od tych szafirowych tęczówek. Nie przerywając kontaktu pośliniłam kciuk i przyłożyłam do rany. Umieścił swoją prawą dłoń na moim lewym policzku, który zaczął lekko gładzić. Uwielbiałam, gdy to robił, ale to zawsze prowadziło do jednego… W momencie, gdy się kłóciliśmy, to był sposób, żeby się pogodzić. Nagle jego usta naparły na moje. Całował mnie, a ja nie reagowałam. Nie wiedziałam czy w jakiś sposób zareagować. Martwił się o mnie, pomógł mi i zależało mu na mnie, a Zayn? Potraktował mnie jak zabawkę… Harreh odsunął się i z lekkim ze zmarszczonymi brwiami się przyglądał. Czy jeśli teraz pocałuję go to okażę się suką? Czy będę taka jak Zayn – zła? . Jesteś młoda, umierasz – baw się dziewczyno! Nie musiałam więcej myśleć, wiedziałam co powinnam teraz zrobić. Złapałam za kark bruneta i przyciągnęłam bliżej siebie złączając nasze usta w namiętnym, a zarazem zachłannym pocałunku. Objęłam nogami jego biodra i tym samym dałam mu lepszy dostęp do
swoich ust. Chłopak przejechał po moich udach, a potem ścisnął za moje pośladki, na co jęknęłam mu w usta. Zachichotał cichutko, a potem zaczął muskać moją szyję. Mruczałam pod nosem i wplotłam palce w jego bujne loki. Nagle uniósł mnie, a ja mocniej objęłam jego pas, aby nie spaść. Nie przestając mnie całować ruszył w stronę swojej sypialni.
W tej chwili pragnęłam tego, chciałam chociaż raz zachować się jak suka i odegrać się na Zaynie za wszystkie krzywdy, których w życiu doznałam. Oczywiście wiem, że Malik nie jest wszystkiemu winien, ale to właśnie on przelał czarę goryczy. To on sprawił, że granice mojej cierpliwości się skończyły. Od tego momentu Anna Evans jest podłą suką, która nie liczy się z uczuciami innych, dba tylko i wyłącznie o siebie, bo chce przeżyć życie najlepiej jak tylko potrafi.
Będąc już w jego pokoju zatrzasnął drzwi, a potem rzucił mnie na łóżko i zaczął się do mnie dobierać, na co całkowicie wyrażałam zgodę. Plecami opierałam się o ramę jego wielkiego łóżka, a on zdjął ze mnie sweterek i rzucił gdzieś w kąt. Już ja mu pokarzę na co mnie stać. Dosłownie rzuciłam się na niego i rozdarłam jego koszulkę, co całkowicie go zdziwiło. Przyparłam jego dłonie do kołdry i chytrze się uśmiechnęłam. Przejechałam językiem po jego mięśniach brzucha, a potem zrobiłam mu malinkę w jego miejscu, gdzie uwielbiał być całowany – mowa oczywiście o miejscu za uchem. Moja dominacja jednak nie trwała długo, po w ułamku sekundy znalazłam się pod jego umięśnionym ciałem. Pozbył się moich szortów, które zdjął razem z rajstopami.
-Victoria’ s Secret- uśmiechnął się i włożył rękę moje majtki, a następnie dwa palce we mnie. Moje ciało wygięło się w łuk, a on wykorzystał chwilę i odpiął mój stanik. Podczas, gdy on sprawiał mi przyjemność, stopami zsunęłam jego spodnie oraz bokserki, które zwisały z jego bioder. Wyjął ze mnie palce i pozbył się moich koronkowych majtek. Wszedł we mnie, na co głośno jęknęłam. –jesteś taka ciasna- zachichotał.
-Kochasz to- wymsknęło mi się, na co o dziwo nie usłyszałam żadnej kąśliwej uwagi. To Harry, a nie Zayn idiotko!
-Kocham- chłopak szybko poruszał biodrami, a nasze jęki zlewały się ze sobą. Wbiłam paznokcie w jego plecy, na co syknął. Wpił się w moje usta i delikatnie zagryzł moją dolną wargę, chcąc uzyskać dostęp, na który od razu sie zgodziłam. Masował swoim językiem moje podniebienie, a kilka sekund później toczył walkę z moim. Oderwał się, aby zaczerpnąć powietrza. Jego oddech był przyśpieszony, a włosy opadały na czoło. Zaczesałam je do tyłu, ale już nie mogłam, byłam już spełniona. –jeszcze chwilę- szepnął do mojego ucha. Jęczałam coraz głośniej powoli tracąc świadomość. Fakt faktem byłam coraz słabsza i ledwo co utrzymywałam się na nogach w ciągu dnia, a tu naglę pieprzę się z Davids’ em. Poczułam ciepło w okolicach podbrzusza, a moment później chłopak leżał tuż obok mnie, tuląc mnie do siebie i składając jednego buziaka na moim czole. Regulowaliśmy oddechy, gdy po domu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. –kurwa- warknął i podniósł się z materaca. Naciągnął na biodra bokserki oraz czarne rurki z obniżonym krokiem i wyszedł z pokoju. Zabrałam swoje ciuchy, z którymi podreptałam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, a następnie ubrałam się.
Pierwszy raz w życiu czułam się dobrze z tym co zrobiłam. Nie martwiłam się konsekwencjami, bo wiem jaki będzie mój koniec, a co najlepsze, że za niedługo nastąpi. To niesamowite, że mogę robić najgłupsze rzeczy jakie przyjdą mi do głowy, bo i tak wkrótce umrę. Wcześniej obawiałam się śmierci, ale teraz? Wisi mi to i chcę się bawić do końca i wykorzystać czas, który mi pozostał.
Przeczesałam włosy i niepewnie zeszłam na dół, gdzie stał Harry oparty o wyspę kuchenną, gdzie nie raz mieliśmy okazję się zabawiać i rozmawiał z…
-Kyle?- nie wierzyłam własnym oczom. – Co tutaj robisz?
-Chyba powinienem zapytać o to samo?- zlustrował najpierw mnie, a później Davidsa.- Chodź w sumie nie odpowiadaj.
-Skąd się znacie? –wtrącił zdezorientowany Harreh.
-Ze szkoły- machnął ręką Collins. –Uratowałem jej dziś tyłeczek- puścił mi oczko, na co cicho się zaśmiałam. Miał rację, dziś spadł mi z nieba i dzięki niemu mam szanse zdać. –Jutro też ci pomóc na matmie?
-Jakbyś mógł-niepewnie uniosłam kąciki ust.
-Kochanie jutro nie mamy matmy- zaśmiał sie donośnie, na co prychnęłam.
-Nie wkurwiaj jej –syknął zielonooki.
-To wy jesteście razem? Myślałem, że bujasz się z Malikiem?
-Poprawka, bujała się z Malikiem.
-Odwieź mnie, jest późno- lokaty przytaknął, a potem wolnym krokiem poszedł do góry, by zejść po kilku minutach ubrany w tą samą koszulkę co wcześniej. Objął mnie ramieniem, a potem zabrał jeszcze kurtkę, którą okrył moje ramiona. Czuję się, jakbyśmy teraz zamienili się rolami. Ja byłam podłą suką, a on milutkim chłopcem, którego wykorzystuję… Podobało mi się to.
-Powiedz Liamowi, że musiałem wyjść, gdyby pytał- Kyle przytaknął, a my wyszliśmy. Znów wsiedliśmy do czarnej maszyny, którą chłopak odwiózł mnie pod dom. Wysiadłam i weszłam do domu, nawet się z nim nie żegnając. Po przekroczeniu progu od razu wpadłam na ojca, który nie krył zdenerwowania.
-Gdzieś ty się włóczyła!? Jest północ, a jutro masz szkołę! Czy ty jesteś mądra!?- prychnęłam na jego zmasowany atak na moją osobę. Może mówić, że jestem głupia, nieodpowiedzialna, ale mnie to nie rusza… Już nie. Wyjęłam z torby kartkę z oceną B, która była pognieciona i wcisnęłam mu w dłoń.
-Brawo dla głupiej córeczki!- krzyknęłam z sarkazmem i zaklaskałam.- Dostała B! Woo huu! –pisnęłam, ale szybko spoważniałam. –Idę spać- niewzruszona poszłam do swojego pokoju, po drodze pisząc jeszcze SMSa do Davidsa.
Do: Harreh
Przyjdź do mnie, okno jest otwarte
Przebrałam się w jego koszulkę i otworzyłam drzwi balkonowe. Położyłam się do łóżka, a chwilę później do mojego pokoju wszedł Hazz. Zamknął duży przeźroczysty prostokąt z białą ramą i położył się obok mnie. Przyległam do niego ciałem i delikatnie muskałam jego szyję lekko zasysając skórę. Mruczał cichutko niczym kot, których nienawidzę ,ale robił to w taki uroczy sposób… Nawijał sobie moje włosy na palec, a z czasem zasnęłam wtulona w jego klatę, która była większa ode mnie. 

_________________________________________
Okay, wiem, że teraz duuuużo z was mnie znienawidzi, ale co tam! To początek zmian pt.: Anna jest suką! Liczę, że spodoba wam się ten rozdział i skomentujecie. Cieszę się, że coraz więcej osób obserwuje – jesteście kochane! Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale ostatnio mam niezły zapierdol na głowie i nie wyrabiam.
Buźka miśki ;**
 

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

17.



„Nie sądziła, że to  wszystko się tak potoczy. Myślała ,że będzie tym jedynym na wieki. Wyszło jak zawsze był tylko na chwilę.”

Wykończona psychicznie, głupio, jak księżniczka, którą ktoś wyrzucił z jej własnej idealnej bajki o miłości – tak właśnie się czułam. Miałam mętlik w głowie. Nie mam pojęcia w jaki sposób rozumieć słowa Harrego oraz dziwne zachowanie Zayna wczorajszego wieczoru. Przez ten chaos w głowie, którego niestety nie potrafiłam się pozbyć mimo, iż próbowałam ze wszystkich sił nie mogłam wczorajszej nocy usnąć. Całą noc kontemplowałam nad ich sposobem bycia oraz rozszyfrowaniu zamiarów. Bardzo dobrze znam Davidsa i jestem przekonana, że tym razem chciał tylko na spokojnie porozmawiać, ale jego plany diabli wzięli, ponieważ Malik mu przeszkodził. Harreh nie osiągnął celu i nie wyjawił motywu przyjścia do mnie. Wiem, że teza była bardzo ważna, dlatego, że osiemnastolatek był w normalnym stanie – nie był pijany, ani na haju, co jest jego codziennością.
Stojąc przed lustrem dokładnie przypatrywałam się mojemu odbiciu. Widziałam niewysoką brunetkę, której włosy opadały na ramiona. Siedemnastolatka ubrana była w jeansowe szorty, które mimo, że były w najmniejszym rozmiarze ledwo co utrzymywały się na kościach biodrowych, spodenki były nałożone na czarne rajstopy, na ramionach wisiał luźny sweterek w kolorze pudrowym. Na stopach były czarne vansy.
Nie zmrużyłam oka tej nocy i czułam się jak zombie. Wyglądem nawet jednego przypominałam, o czym świadczyły worki pod oczami. Jedyne czego w tej chwili pragnęłam była… śmierć. To jedyne wyjście, które rozwiąże moje problemy. Rodzice nie martwiliby się, Zayn nie musiałby użerać się z taką idiotką, a Harry… on mnie nie potrzebuje.
Westchnęłam głęboko i złapałam za torbę, do której zapakowałam zeszyty, portfel oraz papierosy. Szukałam telefonu, ale niestety nie miałam bladego pojęcia gdzie mogłabym go położyć. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem braku białego Iphone’ a była świadomość, że wypadł mi wczoraj z jeansowej kurtki w samochodzie Malika.
Na zegarku była godzina piąta, dlatego wolnym krokiem zeszłam do kuchni, gdzie włączyłam wodę na kawę. Zmielone ziarna kofeiny wsypałam do dzbanka, a sama w oczekiwaniu na wyłączenie czajnika udałam się na taras, gdzie zapaliłam papierosa. Biały dym wypełnił moje płuca, dając mi chwilowy spokój. Po wypaleniu całej fajki zgniotłam peta w doniczce z jakimś kwiatem. Wróciłam do żołądka domu i zalałam wrzątkiem kawę. Odczekałam chwilę aż się zaparzy, a następnie ulałam trochę do kubka. Powoli sączyłam czarną ciecz, która choć odrobinę postawiła mnie na nogi. Dochodziła piąta trzydzieści, a ja postanowiłam już wyjść.
Wolnym krokiem zmierzałam w stronę parku. Na dworze było już widno. Usiadłam na jednej z zielonych ławek i znowu zapaliłam. Mój stan psychiczny był w nie najlepszym stanie, dlatego nie skończyło się na jednym szlugu, a na całej paczce. Pomiędzy alejkami zaczęło przemieszczać się coraz więcej ludzi – niektórzy spieszyli się pewnie do pracy, jeszcze inni do szkoły, kilka osób biegało lub po prostu wyszło z psem na spacer. Widząc nastolatka, który z plecakiem szedł w kierunku wyjścia z parku. Niechętnie wstałam i ruszyłam w drogę do placówki, gdzie miałam zdobywać wiedzę. Przy okazji wstąpiłam jeszcze do kiosku, aby zakupić papierosy, które dostałam po okazaniu fałszywej legitymacji, według której mam ukończone dziewiętnaście lat. Fałszywy dokument mam dzięki Harremu – niestety jestem z końca grudnia. Schowałam cztery paczki papierowych rurek z zaaplikowanym już tytoniem do torby.
Do szkoły weszłam równo z dzwonkiem, a pierwsze co zrobiłam to wyjęłam z szafki podręcznik do biologii, matematyki oraz angielskiego. Na lekcję spóźniłam się pięć minut za co przeprosiłam, a następnie usiadłam obok Kyle’ a. Wyjęłam długopis, który położyłam na blacie.
-Wyciągamy karteczki- słowa panny Green były dla mnie jak cios z pięści w brzuch. Tępo patrzyłam przed siebie i telepatycznie próbowałam na nią wpłynąć, aby zmieniła decyzję. Na moje nieszczęście nie mam mocy paranormalnych. Przed moim nosem pojawił się świstek w kratkę, dlatego przekręciłam głowę w bok.
-Powiedz, że coś umiesz- jęknął błagalnie brunet, na co z pokiwałam przecząco głową zagryzając przy tym wargę. Chłopak westchnął, a następnie przeczesał ręką włosy. Podpisałam kartkę, a nauczycielka podała nam pytania. Kobieta oznajmiła, że mamy dwadzieścia minut czasu, aby wypełnić odpowiedzi. Jestem w kropce i znów dostanę jedynkę. Pustym wzrokiem wpatrywałam się w okno, kiedy poczułam ból w okolicach żeber. –Przepisuj jak chcesz dostać przyzwoitą ocenę- na kolanach Kyle’ a leżała książka, z której zrzynał odpowiedzi. –Pośpiesz się- szepnął, pośpieszając mnie. Otrząsnęłam się i odpisywałam jego odpowiedzi.
-Dobrze, kończymy. Matt proszę zbierz kartki- mój sąsiad ławkowy zamknął lekturę, a potem wsunął ją do plecaka. Zdążyłam wypełnić sześć pytań z ośmiu, z czego byłam zadowolona. Nie mam jednak gwarancji, że są one prawidłowe, ponieważ nie ufam na tyle Kyle’ owi. –Sprawdzę klasówki teraz, ale bądźcie cicho- do naszej ławki podszedł Matthew, który zabrał nasze arkusze i zaczął lustrować.
-Anna, powiedz mi szczerze po co w ogóle oddajesz kartkę skoro nic nie napisałaś?- czułam jak moja samoocena gwałtownie spada. Montgomery wiele razy docina mi z powodu mojej niskiej średniej, ale tym razem to po raz pierwszy mnie zabolało.
-Ej, kujonku zagęszczaj ruchy, bo chcę wiedzieć jak mi poszło- twarz osiemnastolatka poczerwieniała ze złości, a po klasie rozniósł się głośny śmiech. Montgomery dumny odwrócił się na pięcie i podszedł do biurka, na którym zostawił kartkówki. Zajął swoje miejsce i wpatrywał się w tablicę. Reszta uczniów pogrążyła się w cichutkiej rozmowie. –Evans, jak ci poszło?
-Chyba dobrze- wzruszyłam ramionami, na co przytaknął.
-W ogóle co z tym kujonem?- zmarszczył brwi, a ja westchnęłam i spojrzałam na niego. Wpatrywał się we mnie tymi brązowymi tęczówkami, co chwila poprawiając grzywkę, która lekko zasłaniała mu lewe oko. –Kto to jest?- dopytywał.
-Matthew Montgomery, pan idealny. Piątkowy uczeń i pośmiewisko szkolne, żyje w cieniu swojego brata bliźniaka Zandera, który jest kapitanem szkolnej drużyny footballowiej. Nie znosi, gdy mówi się do niego per kujonek- Kyle zaśmiał się. Jego uśmiech był po prostu śliczny, taki naturalny jak u małego chłopca, który nie ma żadnych zmartwień.
-Matt możesz rozdać- kobieta podała mu nasze prace, a chłopak zaczął chodzić po sali i oddawać kraciaste kartki papieru. Po chwili podszedł do nas i przyłożył dłonią w blat kładąc tym samym notatkę Kyle’ a.
-Cowell przyznaj, że oszukiwałeś- warknął i poprawił okulary, wsuwając je bardziej na nos.
-Matthew! Chcesz, żeby pani usłyszała, że ściągałeś?! Nie mów tak głośno, bo mogą cię wyrzucić ze szkoły!- wykrzyczał, a kujon zmroził go wzrokiem i odszedł. –Evans co dostałaś?- dopiero teraz zerknęłam na swoją pracę. Widniało na niej duże czerwone B oraz napis gratulacje wraz z uśmiechniętą buźką.
-B, a ty?- brązowooki przysunął kartkę w moją stronę, a ja dostrzegłam A. Nie jestem zdziwiona, ponieważ działał od razu i ściągał. Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk dzwonka, wszyscy poderwali się ze swoich miejsc. Wsunęłam klasówkę do torby nie przejmując się, tym czy mogłaby się pognieść, a do ręki chwyciłam książkę. Wybiegłam za Kyle’ m, który kierował się do tylniego wyjścia – prowadziło ono także na szkolne boisko. –Cowell, zaczekaj!- chłopak odwrócił się i lekko uśmiechnął.
-Co jest Evans?- kiwnął głową na znak, że mam mówić, a w między czasie oblizał górną wargę.
-Dziękuję- mruknęłam niewyraźnie bawiąc się palcami.
-Co?- zapytał ze zmarszczonymi brwiami.
-Dziękuję- powtórzyłam tą samą barwą, ale nieco głośniej.
-Możesz powtórzyć? –zamknęłam oczy i westchnęłam głęboko.
-Dziękuję, okay?
-Dobrze się czujesz?- uniosłam na niego brwi. –Właśnie mi podziękowałaś. Podobno Anna Evans nie dziękuje?- Anna Evans nie ma tego w zwyczaju, ponieważ ludzie na to nie zasługują, gdyż są strasznie podli i żywią się krzywdą innych. W tym przypadku postanowiłam nagiąć moje zasady, bo Cowell uratował mi tyłek.
Wywróciłam oczami na jego słowa, po czym zacisnęłam dłonie w pięści i dałam mu przyjacielskiego kuksańca w ramię. Brunet złapał się za bolące miejsce i udawał urażonego.
-Ej- jęknął.- Będę miał siniaka- dodał z wyrzutem, masują swój bark.-Kumple będą się ze mnie nabijać, gdy dowiedzą się, że taki maluszek się nade mną znęca- szturchnął mnie, a potem posłał szeroki uśmiech. Mimo, iż nie miałam najmniejszej ochoty się teraz uśmiechać, to kąciki moich ust powędrowały lekko ku górze. Nie potrafiłam rozszyfrować tego gościa. Jak do jasnej cholery będąc takim przystojniakiem z niesamowitym stylem można robić z siebie takiego błazna? Wychodzi mu to perfekcyjnie, ale to trochę głupie.
Kiedyś czytałam, że osoby, które za wszelką cenę próbują rozśmieszyć innych robią to tylko dlatego, że sami są smutni i wiedzą jak to jest być zdołowanym. Czy to możliwe, żeby osiemnastolatek był jednym z tych członków społeczeństwa?
-Ooo- wskazał na mnie palcem, dalej się szczerząc.- Widzę uśmiech- oznajmił z triumfem.- Słyszałem, że Anna Evans się nie uśmiecha- spuściłam głowę i zgarnęłam włosy za ucho. Spojrzałam na niego z rozczarowaniem i odeszłam.
Nie wiem co było powodem mojej reakcji, ale strasznie zdenerwował mnie fakt, że o mnie wypytywał obcych. Ludzie zawsze przypisują ci jakieś stereotypy, a nie wiedzieć czemu zależało mi na jego pozytywnej ocenie mojej osoby. Nie chciałam, żeby widział mnie w świetle głupiej anorektyczki z problemami psychicznymi, która mimo, że ma siedemnaście lat miała przeszła przez wiele związków, w tym jeden tak burzliwy, że potrzebowała pomocy terapeuty- mówię o Team Hanna.
Poszłam pod klasę, gdzie czekali już moi rówieśnicy. Tom rozmawiał z Cami, ale gdy mnie zobaczyć pokiwał do mnie, abym podeszła.
-Jak ci poszła biologia?- zagadnął.
-Dostałam B- starałam się wysilić na uśmiech, jednak wszystko skończyło się grymasem.
-Gratuluję- przytaknęłam, zagryzając dolną wargę. –Słyszałaś, że mamy dziś jeszcze tylko matmę i anglika?
-Co, czemu?- oburzyłam się, co było nie tylko zaskoczeniem dla tej dwójki, ale również dla mnie. Skąd się wzięła ta reakcja?! –Znaczy… Nie coś, że się tym przejmuję… Ale dlaczego?- Tomas zachichotał mrużąc przy tym oczy.
-Zander i reszta grają dziś mecz i mamy iść kibicować- wtrąciła Camila.
-Uh- odetchnęłam z ulgą.- Przynajmniej będę wcześniej w domu- drzwi do pracowni otworzył nam pan Jackson. Zajęliśmy swoje miejsca, ale zaniepokoił mnie fakt, że Kyle jest nieobecny. Matematyk odczytał listę obecności, a pięć minut później do pomieszczenia wkroczył Collins. Jego włosy były teraz roztrzepane na wszystkie strony, a zamiast uśmiechu na jego buzi widniał grymas.
-Dla pana jakieś specjalne zaproszenie?!- czterdziestolatek przyłożył linijką w blat biurka, a ja całą uwagę poświęciłam chłopakowi, który zajął miejsce obok mnie. –Wstań jak do ciebie mówię i nie ignoruj mnie szczeniaku!- Kyle głęboko westchnął, a potem opierając się dłońmi o powierzchnię stołu wstał. Zapanowała cisza, a wzrok obecnych balansował między tą dwójką.
-No niech pan mówi, bo mnie nogi bolą- wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Do odpowiedzi gówniarzu!- Cowell kolejny raz westchnął i podszedł do tablicy. Usiadł na ławce i wierzgał nogami jak znudzony dzieciak. Jackson podał mu podręcznik i polecił zadanie. Brunet zaczął je chwilę studiować, a potem podszedł do ciemnozielonej ściany, gdzie zaczął rozpisywać ćwiczenie za pomocą kredy. Czynność ta zajęła mu kilka minut. Oddał mentorowi zeszyt ćwiczeń, a potem prychnął.
-To jest na poziomie przedszkola- dumny oraz z miną stoika wrócił do mojej ławki. Do końca lekcji nie odzywał się, tylko stukał palcami o blat.
Zaczynam bać się tego człowieka. W ciągu zaledwie dziesięciu minut zmienił się z wesołego chłopaka bez zmartwień i bezczelnego bad boya, który nie szanuje innych. Czy aby na pewno wszystko było w porządku z jego psychiką? A może był chory? Jakaś schizofrenia, albo alter ego, rozdwojenie jaźni? Jednego czego jestem pewna w stu procentach jest to, że w pełni nie mogę mu zaufać, ponieważ… Przeraża mnie.
Po zakończeniu angielskiego włożyłam podręczniki do niebieskiej szafki, a następnie zatrzasnęłam drzwiczki. Poprawiając torbę na ramieniu, wyszłam z budynku i zmierzałam w stronę bramy. Będąc już przy drzewie, które rosło na środku dziedzińca poczułam czyjąś dłoń na lewym ramieniu. Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam Cowell’ a. Po wyrazie twarzy chłopaka nie dało się odczytać żadnych emocji. Był jedną wielką zagadką.
-Chodź Evans, odwiozę cie- kiwnęłam tylko głową na zgodę, zanim zdążyłam się nad tym dokładnie zastanowić. Kyle złapał za mój nadgarstek i ciągnął w kierunku czarnego BMW. Otworzył mi drzwi, a gdy wsiadłam – zamknął je. Zajął miejsce kierowcy, po czym odpalił silnik i odjechał z piskiem opon. Osiemnastolatek włączył radio, z którego wydobył się bit rockowych kawałków, które kojarzyłam co było zasługą Davidsa, który ma podobny gust muzyczny. –Podaj adres- niczym regułkę wyrecytowałam adres apartamentu Zayna. Resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Jedyne czego teraz pragnęłam to odzyskanie białego Iphone’ a. Dobrze wiedziałam do czego zdolny się Malik. Byliśmy parą z dość krótkim stażem, co nie zmienia faktu, że powinien mi ufać, a nie kontrolować i czytań moje konferencje. Kolejną rzeczą, której nienawidziłam w ludziach była właśnie ich niepohamowana ciekawość – sama oczywiście posiadałam tą wadę lub defekt, jak kto woli. –Noo, niezła chata maluszku- westchnął pełen podziwu wyrywając mnie tym samym z wewnętrznych refleksji.
-Mojego chłopaka- wzruszyłam ramieniem od niechcenia. –Dzięki za podwózkę- wysiliłam się na lekki uśmiech i wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami. Przed wejściem do wieżowca przywitał mnie pracujący tutaj Finn. Zadaniem tego czterdziestolatka było otwieranie drzwi. W sumie to łatwa praca, ale też nisko płatna. Trzymam się jednak stwierdzenia, że żadna praca nie hańbi – tak samo architekt, który za jeden projekt dostaje kilka tysięcy, czy choćby prostytutka, każdy człowiek potrzebuje pieniędzy, żeby utrzymać życie na przyzwoitym standardzie. Wszystko jest lepsze od mieszkania na ulicy i ciągłego zamartwiania się tym, co włoży się do garnka, aby przeżyć.
Wsiadłam do windy i wcisnęłam odpowiedni przycisk. Spędziłam kilka minut w metalowej konstrukcji, aż jej drzwi się rozsunęły. Wolnym krokiem zmierzałam w kierunku mahoniowych drzwi z cyferką13. Otworzyłam drzwi, a pierwsze co usłyszałam była głośna dyskusja mojego chłopaka oraz jego przyjaciela – Adama. Weszłam w głąb mieszkania i dostrzegłam moją komórkę na jasnej komodzie. Już miałam wychodzić, ale w trakcie ich dyskusji padło moje nazwisko.
Normalnie w życiu nie podsłuchiwałabym, ale mówili o mnie. Chyba mam prawo wiedzieć, prawda? Zakradłam się do kuchni i schowałam za lodówką, zza której lekko się wychyliłam. Mulat stał do mnie plecami, które były całe czerwone, jakby podrapane. Na biodrach miał tylko bokserki Calvina Kleina, które były jego ulubioną marką. Stanford siedział na blacie i sączył coca colę z puszki, wierzgając nogami.
-To jak to w końcu jest między wami?- zapytał upijając kolejnego łyka gazowanego napoju.
-Nami? W jakim sensie nami? Mną i Anną, czy mną i Pezz?- na sam dźwięk jej imienia poczułam jak serce mi się ściska w piersi. Obiecał! Gwarantował, że to rozwiąże!
-Ogółem, bo na razie robisz z nich idiotki.
-Kocham Perrie i nie mogę z nią zerwać- czy to sprawia mu satysfakcję? Dlaczego musi mnie w taki bolesny sposób ranić? Czuję się jak idiotka, którą oszukał kolejny dupek. Zapewniał, że mnie kocha! Powiedział, że jestem dla niego ważna, a teraz…?! W moich oczach zaczęły gromadzić się łzy, a serce powoli zaczęło pękać. A może to ja zbyt dużo sobie wyobrażałam?
Czy to możliwe, żebym miała tak wybujałą wyobraźnię i wszystko sobie wmówiła? Czy kiedykolwiek spotkałam Zayna naprawdę? Może jestem psychiczna i wszystko sobie wmówiłam? Sama już zaczynam się w tym wszystkim gubić. On zrobił mi z mózgu sieczkę i zrył porządnie psychikę, tym samym robiąc ze mnie obłąkaną!
-Za to Anna jest dobra w łóżku mimo, że ma dopiero siedemnaście lat- zaśmiał się pod nosem.
-Cześć tygrysku- dołączyła do nich ta cała Perrie. Blond wywłoka miała na sobie jedynie stringi i koszulkę Zayna. Moje serce właśnie pękło. – Idę się odświeżyć, skoczymy o szesnastej na zakupy z Monique?- dziewiętnastolatek z obnażonym torsem tylko przytaknął, a ona pocałowała go i poszła do łazienki. Adam wrócił do tematu związanego z dwulicowością Zayna oraz jego grą na dwa fronty.
-Harry ją pewnie dobrze wyszkolił- dodał, potwierdzając wcześniejszą wypowiedź Malika. Całe moje ciało zalała nieprzyjemna fala ciepła, a obraz zaczął się rozmywać. Osunęłam się na ziemię, uderzając głową w metalowy bok lodówki. –Jasna cholera!
Ból przenikał całą moją głowę zaczynając od czoła, przez zatoki oraz boczne płaty czołowe. Zaczęłam minimalnie poruszać powiekami, jednak nie otwierałam oczu.
-Księżniczko- na dźwięk jego głosu zaczęło mi się robić niedobrze. Chciało mi się wymiotować, jednak zważając na to, że nic nie jem to nie miałabym czego wyrzygać… No chyba, że wnętrzności. –Wystraszyłaś mnie, a teraz otwórz oczy- zaczął gładzić mój policzek swoją ciepłą dłonią. Nie chciałam, żeby mnie dotykał, dlatego gwałtownie odskoczyłam, co nie było dobrym pomysłem, gdyż spadłam na tyłek. Szybko wstałam przez co znów się zachwiałam, jednak ten gnój musiał mnie złapać. Wolałabym rozwalić sobie głowę na tej podłodze, niż być w jego ramionach. Wyrwałam się i odepchnęłam od siebie. Jego mięśnie się napięły, a szczęka zacisnęła.
-Nie dotykaj mnie- syknęłam, a on chciał znowu mnie przytulić, ale zamachnęłam się i spoliczkowałam go. Nie wyglądał, jakby go to zdziwiło. Z zamkniętymi oczami spuścił głowę  i westchnął.
-Kocham cię, Księżniczko- spojrzał na mnie wzrokiem zbitego szczeniaka. Uwielbiam małe psiaki, jednak dziś miałam dość wszystkiego, targały mną tak silne emocje, że nie byłam w stanie nawet ulec tym maślanym oczom.
-Jestem jedną z wielu twoich Księżniczek- pociągnęłam nosem i wybiegłam z jego domu.
-Anna, zaczekaj!- niczym maszyna zaczęłam wciskać guziczek widny, modląc się, aby jak najszybciej przyjechała, a ja nie musiałabym słuchać, a co najgorsze patrzeć na tego drania, który był zaraz za mną i nawoływał moje imię. –Księżniczko- oparł się dłonią o ścianę obok mnie.- Daj wyjaśnić…
-Wal się- wyminęłam go i zbiegłam schodami, a następnie z hotelu. Biegłam przed siebie nie zwracając uwagi na otaczający mnie świat, który żył swoim rytmem. Dopiero teraz z moich oczu zaczęły spływać słone łzy. Znowu dałam się oszukać jakiemuś pieprzonemu lalusiowi, który zawrócił mi w głowie. Wyjęłam komórkę i wybrałam jedyny kontakt, który teraz mógł mi w jakiś sposób pomóc.
-Halo?- usłyszałam ten kojący głos.
-Harry, pomóż mi- wyszeptałam przez płacz, pociągający nosem i rozłączyłam się. 
______________________________
Nawet nie wiecie jaka jestem wściekła. Uh! Ten rozdział był już w niedzielę gotowy, ale durna go usunęłam i musiałam zacząć wszystko od nowa! Okay teraz kilka spraw:
-wiem, że spieprzyłam i zrobiłam z Zayna dupka, ale chciałam wprowadzić trochę chaosu, czyli kilka scen z udziałem Hanna!! Ktoś się ciszy??
-przepraszam jeśli zawiodłam tym rozdziałem niektóre osoby, ale jest już późno, a jutro idę do pracy ;'( tak mi sie kuźwa wstawać nie chce o 6 łeee łeee łee ;'((
-liczę po cichutku, że chociaż trochę spodobał wam sie ten rozdział (;
-na koniec DZIĘKUJĘ WAM za ilość komentarzy pod szesnastką!! Jesteście kochane ♥ 
-co do pytania w poprzedniej notce: prawdopodobnie powstanie blog o chłopcach z 5SOS, ale muszę to sobie rozplanować. Niby wiem już jaka będzie fabuła, bohaterowie, ale trzeba to zapisać...
Dobranoc miśki wy moje kochane ;**