niedziela, 28 września 2014

21.



„Są sprawy, z którymi jesteś sam nawet, gdy chcąc ci pomóc. Objawy, których nie wytłumaczysz, choćbyś chciał, nikomu.”

Pewnym krokiem zmierzałam w kierunku domu Harrego. Przez prawe ramię miałam przewieszoną torebkę, a w dłoni mocno ściskałam niebieski rulon. Będąc już na ganku jego willi uniosłam rękę do dzwonka, który nacisnęłam. Drzwi otworzyły się, a stał w nich ciemny blondyn w samych bokserkach.
-Anna, co tu robisz?- mruknął zaspany drapiąc się w kark i mierzwiąc włosy. Prawdopodobnie go zbudziłam, ale w tej chwili miałam do głęboko w poważaniu. Mam mało czasu i muszę porozmawiać z jego bratem! To sprawa życia i śmierci – naprawdę.
-Jest Harry?
-Śpi- mruknął. – Po co znowu do niego przychodzisz?
-Słucham?!- fuknęłam oburzona. To nie jest jego sprawa, co jest powodem moich częstych wizyt tutaj. W końcu sam kazał mi się odwalić od Zayna, a teraz ma jakieś wahania nastroju jak ciężarna kobieta, której buzują hormony.
-Co cie tu znowu przywiało?- powtórzył.
-Cóż- uśmiechnęłam się sztucznie. –Zostawiłam Zayna, bo powiedziałeś, że mnie skrzywdzi. Brawa dla ciebie!- pisnęłam radosna.- Skrzywdził mnie- dodałam normalnym tonem, czyli znudzonej i oburzonej zachowaniem mojego rozmówcy. –Harry obił mu mordę i znowu jesteśmy razem, a teraz się przesuń, bo mam zamiar iść do mojego mężczyzny i pieprzyć się z nim- popchnęłam go lekko robiąc sobie w ten sposób trochę miejsca, aby przejść. Wbiegłam po schodach do sypialni mojego faceta, który uroczo spał i skoczyłam na łóżko. Brunet gwałtownie drgnął, a potem nie otwierając oczu przytulił mnie i powiedział, że tęsknił. –Skąd wiedziałeś, że to ja?- zapytałam, odgarniając włosy z jego czoła i zaczesując je palcami do tyłu.
-Teraz już wiem- uniósł powieki i cmoknął moje wargi. –Co to za dyskusja z Liamem?
-Słyszałeś?- uniosłam lekko brwi ku górze. Osiemnastolatek przeniósł mnie na swoją klatkę piersiową, która powoli się unosiła ku górze.
-Yup- ucałował mój nos. – Więc?
-Po prostu ostatnio strasznie mnie wkurza. Cały czas prawi mi morale i mówi co, z kim oraz w jaki sposób robić. To denerwujące.
-Pogadam z nim, Kwiatuszku- złapał za moją szyję i przyciągnął bliżej siebie łącząc nasze usta w jedność. Jego druga dłoń wodziła pod moją koszulką i muskała nerki…
~***~
Leżałam wtulona w faceta, którego całym sercem kocham i starałam się uspokoić oddech. Uwielbiam się z nim pieprzyć, jednak już prawie nie mam na to sił. Brunet nawijał sobie kosmyk moich brązowych włosów na palce i od czasu do czasu całował czubek mojej głowy.
-Anna?
-Mhm?- mruknęłam niezrozumiale jeszcze bardziej wtulając się w jego obnażony tors.
-Co to za kartka?- sięgnął po niebieski arkusz, który rozwinął. –Całować się na środku ulicy? Ukraść pingwina z zoo? – czytał przez śmiech. –Kwiatuszku…- westchnął, jednak nie potrafił dobrać odpowiednich słów.
-Pomóż mi spełnić moje marzenia.
-Marzysz, żeby spełnić tą listę w mniej niż dwa miesiące? – zmarszczył brwi. –Dlaczego?
-Bo… Po prostu chcę być przygotowana, gdyby miało się coś wydarzyć- wzruszyłam ramionami. Nie potrafię mu wprost wyjawić prawdy, która pali moje gardło od środka, niczym zapalenie, na które nie pomogą mi żadne tabletki do ssania.
-Okay- stwierdził niepewnie. –Co my tutaj mamy?- zaczął lustrować poszczególne punkty poczynając od pierwszego, poprzez cichy chichot, a kończąc na trzydziestym. –Dobra, myślę, że dziś załatwimy punkt drugi, a jutro polecimy do Miami na ten festiwal. Twoi starzy lecą do Nowego Yorku, dlatego uważam, że należy ci się tydzień wakacji- musnął moje wargi, które przez chwilę współpracowały z jego. –Chodź pod prysznic- złapał za moją dłoń i lekko pociągnął w stronę łazienki. Po drodze zdążyłam wziąć swoje ubrania. Weszliśmy pod prysznic, gdzie się umyliśmy i trochę po okazywaliśmy sobie czułości, a zaraz po wyjściu wytarliśmy się i doprowadziliśmy do stanu użytkowego.
Zeszliśmy na dół, do kuchni trzymając się za ręce i z uśmiechami na ustach. Na krześle siedział Liam i przeżuwał kanapki. Uniósł na nas swój wzrok, a potem prychnął.
-Masz jakiś problem?- warknął osiemnastolatek, podchodząc do blatu, gdzie zajął się przygotowaniem tostów.
-Tak, mam. Przestań się bawić laskami, bo zaczyna mnie to wkurwiać. To jest nasz dom, a nie burdel!- uderzył w stół pięścią, a ja przestraszona podskoczyłam. Czy on właśnie powiedział, że Harreh sprowadza sobie tutaj jakieś szmaty, które posuwa w tym samym łóżku, w którym przed chwilą się z nim kochałam? A może mam przesłyszenia? Wściekłym wzrokiem mordowałam teraz mojego cholernego chłopaka, który niewzruszony szykował śniadanie.
-Od jakiś dwóch tygodni nikogo oprócz Anny tutaj nie było- wzruszył ramionami. –Znajdź sobie kogoś, bo zaczynasz zrzędzić jak stary dziad- odwrócił się i puścił mi oczko. Uspokoiłam się trochę i podeszłam do niego wtulając się w jego umięśnione ciało. Owinął mnie ramionami w pasie i oparł brodę o moją głowę.
-Po prostu nie rób z domu burdelu, okay?
-Nie robię burdelu, kocham Annę, a ty mógłbyś to w końcu pojąć- mruknął znudzony tą wymianą zdań. W sumie samą mnie to wkurzało, że Liam był takim cholernym sztywniakiem, który czepia się byle drobiazgu.
-Twój przyjaciel też ją kocha, a ona wam obu miesza we łbach! Tak samo było z Cassie, przez laskę spieprzyliście przyjaźń!
-Cassie była zdzirą, po za tym wolała mnie, a Zayn ją zaliczył. To on wszystko zjebał- wzruszył ramionami, a potem odsunął mnie na kawałek, aby wyjąć grzanki z tostera. –Zjesz?- pokiwałam przecząco głową, a Curly usiadł naprzeciwko swojego brata i zaczął konsumować śniadanie.
-To ona zaciągnęła go do łóżka- tłumaczył Liaś, który desperacko starał się wyjaśnić Harremu swoje racje. Zazdroszczę mu tej cierpliwości, ja bym już dawno waliła głową w ścianę starając się wytłumaczyć Hazzie sytuację, która miała miejsce kilka lat temu. Osiemnastolatek wiedział swoje i tego się trzymał. Wierzył w to, co zobaczył.
-I to ona kazała mu ją posuwać?- prychnął. –O już wiem!- pstryknął palcami. –Zdjęła jego spodnie i powiedziała: Masz mnie zerżnąć, bo jestem napalona, a mój chłopak siedzi na dole i wlewa w siebie Burbona, dlatego przeleć mnie! – starał się naśladować kobiecy sopran, co niezbyt mu wychodziło przez tą seksowną chrypkę. –Liam, bądź realistą i nie rób ze mnie kretyna!- odsunął gwałtownie krzesło i wrzucił talerz do umywalki. –Chodź, bo zaraz mnie rozpierdoli- wycedził przez zaciśnięte zęby mocno łapiąc za mój nadgarstek, który całkowity zdołał objąć. Wprowadził mnie do garażu, gdzie znajdowały się jego samochody oraz motory.- Który wybierasz?- wskazałam na czarny. Nie znam się na motoryzacji i nigdy specjalnie nie kręciły mnie marki motorów czy sportowych aut, ale zawsze uwielbiałam jeździć z Harrym na jego zielonej Hondzie – była to jedyna marka, jaką znałam,
ponieważ Davids cały czas mi ją powtarzał. –Okay- wyprowadził maszynę na drogę i ustawił na nóżce, a następnie wrócił się, żeby zamknąć garaż. Wsiadł na maszynę i zrobił mi miejsce z przodu. Niepewnie zrobiłam to samo co mój chłopak. Loczek zagrodził mi jakiekolwiek miejsce ucieczki swoimi umięśnionymi rękoma. Odpalił silnik i wytłumaczył mi co, w jaki sposób powinna robić. Z lekką obawą dodałam trochę gazu, a piekielna maszyna ruszyła. Jechaliśmy powoli, jednak z czasem dodawaliśmy coraz więcej mocy. Osiemnastolatek zabrał swoje ręce pozostawiając całkowitą kontrolę w moich kościstych palcach. Nie powiem – obawiałam się, cholernie się bałam tego, że spowoduję jakiś wypadek i trafię do więzienia, co w sumie było jednym z punktów na nowej liście, jednak nie miałam zamiaru teraz tam lądować. –Jedź prosto – szepnął mi do ucha. Zdezorientowana przekręciłam lekko głowę i zobaczyłam jak ten idiota wstaje na siodle i rozkłada ręce, aby utrzymać równowagę.
-Harry!- pisnęłam przerażona. Czy on nie zna strachu?! Przecież coś może mu się stać!- Zaraz spadniesz!- krzyczałam zdesperowana. Nie chciałam, żeby stała mu się krzywda i to jeszcze z mojej winy!
-Kocham cie, Anna!- wrzasnął na całe gardło w między czasie śmiejąc się jak cholerny ćpun… Mam nadzieję, że nie brał narkotyków. Że dziś jest całkowicie czysty i nie pod wpływem.
-Na litość boską, usiądź!- piszczałam jak mała dziewczynka, której jakiś łobuz chce zrobić krzywdę. Nie potrafiłam równocześnie prowadzić motor i przemawiać mu do rozumu. –Harry!- wrzasnęłam z wyrzutem. Niezadowolony brunet usiadł, a mi spadł ciężar z serca. Mój puls powoli zwalniał, a ja odetchnęłam z ulgą, gdy objął mnie w pasie i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Jego idealne usta muskały mój kark, a ja powoli odzyskiwałam spokój ducha.
-Sztywniara z ciebie- wymruczał do mojego ucha przygryzając przy tym jego płatek. –Ale i tak cie kocham.
-Ja cie też kocham, ale nie rób tak więcej.
-Okay- głęboko westchnął.
-Obiecaj- wymuszałam u niego, aby kolejną rzecz, którą wymagałam z jego strony potwierdził tym cholernym słowem z trzema sylabami, które wiąże wszystkie przysięgi.
-Obiecuję- mruknął od niechcenia. –Jedź do Roses – nie chcąc wdawać się z nim w kolejną dyskusję jechałam w poleconym kierunku.
Po zaledwie pięciu minutach Davids zatrzymał motor, który prowadziłam. Ustawił maszynę na nóżce, a potem ujął moją dłoń, której wierzch ucałował. Splótł nasze palce i prowadził w kierunku Wesołego Miasteczka. Po chodnikach ludzie przemieszczali się niczym mróweczki, które zbierają zapasy na zimę. Stanęliśmy przed przejściem, które prowadziło przez ruchliwą ulicę. Obok nas stało stare małżeństwo dwójka kłócących się nastolatków oraz matki z dziećmi. Światło zmieniło się na zielone, a ludzie ruszyli. Chciałam pójść w ich ślady, jednak zostałam powstrzymana przez Harrego. Przyglądałam mu się ze zmarszczonymi brwiami.
-Teraz my!- biegiem popędził, ale zatrzymał się na środku drogi. Ujął moją twarz w dłoni i wpił się w moje wargi, które szybko zaczęły współpracować z jego. Wokół nas roznosił się dźwięk klaksonów rozwścieczonych uczestników ruchu drogowego. Po kilku minutach oderwaliśmy się, aby zaczerpnąć powietrza. –Punkt trzeci: Jest- zrobił w powietrzu tik i cmoknął. Dopiero teraz zauważyłam, że ludzie nam się przyglądali, a moment później rozległ się głośny aplauz. Bili nam brawo tylko dlatego, że zrobiliśmy coś szalonego, a im to odpowiadało.
-Jesteś głupi- ze szczerym i szerokim uśmiechem cmoknęłam go w policzek oraz pociągnęłam na chodnik z kostki brukowej. Ruch na ulicy znów się wznowił, zupełnie jak ten na chodniku. –Ale dziękuję, to było urocze- zagarnął mnie w swoje ramiona i pocałował w czubek głowy.
-Idziemy na karuzele?- pokiwałam pionowo głową. Podeszliśmy bliżej kasy i ustawiliśmy się w kolejce. Przed nami stały te dzieciaki z przejścia, które darły po sobie koty.
-Mógłbyś być chodź trochę romantyczny!- fuknęła szatynka.- Widziałeś tego chłopaka, który pocałował tą laskę na środku drogi?- blondyn znudzony paplaniną swojej jak mniemam dziewczyny przytaknął.- Dlaczego ty tak nie potrafisz?- tupnęła nogą niczym księżniczka, której wszystko idzie nie po jej myśli.
-Bo nie jestem taki jak on- mówił bardzo spokojnie.- Nie potrafię wyrażać uczuć. Po za tym to ty powinnaś wiedzieć co do ciebie czuję, a nie cały świat- sznur ludzi powoli się zmniejszał. Mój chłopak kupił nam karnety i swobodnie mogliśmy korzystać z atrakcji tego miejsca.   
~***~
Długo korzystaliśmy z atrakcji wesołego miasteczka i dzięki Harremu nawet przez chwilę nie pomyślałam o mojej marnej egzystencji. Wróciłam do domu około godziny piątej popołudniu. W progu minęłam się z ojcem, który zmierzył mnie tylko surowym spojrzeniem, jednak nic nie powiedział. Poszłam do kuchni, gdzie z lodówki wyjęłam zimny sok jabłkowy, który wlałam do szklanki i powoli wypiłam.
-Anna, możemy porozmawiać?- przytaknęłam na słowa mojej mamy. –Usiądź- kobieta wskazała na krzesło naprzeciw jej. Wykonałam jej prośbę i usadowiłam się na wyznaczonym miejscu. Brunetka nic nie powiedziała, tylko patrzyła na mnie z bólem w oczach, który powodował u mnie poczucie winy. Miałam tego dość. Tutaj nie chodzi o moją chorobę tylko o to, że nigdy nie robiłam nic dla
siebie, bo zawsze był ktoś ważniejszy. Teraz, kiedy wróciłam do Harrego moim rodzicom się to nie podoba, ale ja go kocham i chcę z nim być tak długo jak będę mogła, a oni nie mogą mi zabronić szczęścia.
-No więc?- chciałam nieco przyśpieszyć tą rozmowę zważając na fakt, że w poniedziałek mam mega ważny sprawdzian z matematyki i muszę go zdać, a że jedziemy jutro do Miami… Wypadałoby się pouczyć, ponieważ moja średnia jest żałosna jak ja. Chciałabym mieć chociaż dwójkę na świadectwie i zdać maturę z historii, psychologii, angielskiego oraz francuskiego – to jedyne przedmioty, które w miarę ogarniam, a matematyką nie zawracam sobie głowy.
-Co ty robisz ze swoim życiem, kochanie?- jej głos był przepełniony żalem. Nie dam sobie wmówić poczucia winy, nie tym razem.
-Co robię?- przytaknęła.- Korzystam z tych dni, które mi pozostały. Kocham Harrego i…
-Anna, przestań- prychnęła, co nieco mnie uraziło, ponieważ nigdy tak się do mnie nie odnosiła. Zawsze była miłą i kochającą matką, która często wstawiała się za mną u ojca. –Miałaś kochającego chłopaka jakim był Zayn, ale zostawiłaś go na rzecz tego życiowego nieudacznika!
-Nie mów tak o nim!- gwałtownie wstałam i uderzyłam rękoma w blat stołu powodując tym samym głośny huk, który mnie samą zdziwił. Skąd u mnie tak dużo siły? I… Wściekłości. –Ten wasz „idealny” Zayn jechał na dwa fronty, a ja nie będę jego zabawką! Dla twojej informacji Harry przynajmniej nie mydli mi oczu i mówi prosto w oczy co mu leży na sercu, a Zayn to… Wiesz co? Nieważne jaki jest i jaki mógłby być, bo ja do końca zostanę z Harrym, czyli… W sumie tak jakoś do lipca- uśmiechnęłam się sztucznie i dumna poszłam do swojego pokoju.
_____________________________________________
Wróciłam i na razie nie mam BW!! Rozdział mi sie podoba, ale ostateczna ocena należy do was. Uwielbiam tutaj Harrego!! 
Jeśli chodzi o nexta to wszystko zależy od ilości komentarzy - jeśli będzie ich ponad 10 rozdział pojawi się w piątek 3 października!! 
Na razie to tyle buźka miśki ;**


piątek, 19 września 2014

Zwiastun!!

Zwiastun autorstwa z Magic Trailers .


Bardzo ci dziękuję kochana ;**
A wy co myślicie?? Podoba wam sie tak jak mi??
Buźka miśki ;**

wtorek, 16 września 2014

20.



 „Zrań mnie mówiąc prawdę, ale nigdy nie pocieszaj kłamstwem.”

Siedziałam na blacie kuchennym i wymachiwałam nogami niczym mała dziewczynka. Dokładnie lustrowałam Harrego, który robił spaghetti dla siebie, Liama oraz Kyle’ a, który miał dziś wpaść pomóc w naprawie samochodu Liasia. Mój telefon zaczął dzwonić, dlatego wyjęłam go z kieszeni za dużej bluzy i spojrzałam na wyświetlaczu. Nieśmiały uśmiech zawitał na mojej twarzy, ale równie szybko z niej znikł, gdy przypomniałam sobie ostatnie zdarzenia. Odrzuciłam połączenie i uśmiechnęłam się szeroko do mojego kucharza, który właśnie mordował mnie wzrokiem.
-Znowu dzwoni?!- warknął i wymierzył we mnie łyżką z sosu.
-Nie rozmawiam z nim od dobrego tygodnia.
-Ale on chce pogadać z tobą- wycedził przez zaciśnięte zęby. –Wkurwia mnie już to powoli- odłożył drewniany sztuciec i podszedł bliżej mnie. Oparł swoje umięśnione ramiona pomiędzy mną i spojrzał w moje oczy. Nie musiał się jakoś specjalnie zniżać, gdyż byliśmy na tym samym poziomie. –Cieszę się, że do mnie wróciłaś- uśmiechnęłam się leciutko i przetarłam dłonią po jego policzku i szyi.
-Kocham cie, wiesz?- musnął moje wargi, a następnie oparł swoje czoło o moje.
-Nie wyobrażam sobie bez ciebie życia, Kwiatuszku- przytulił mnie do swojej klatki piersiowej, mocno trzymał jakbym zaraz miała zniknąć. W tej chwili poczułam się jak egoistka. Dotarło do mnie, że źle robię okłamując go, wiem co miał na myśli mój lekarz. Tylko, że nie miałam serca, aby łamać jego serduszka, które wiele dla mnie znaczy. Nie mogłam mu powiedzieć, że umieram i to może być nasza ostatnia chwila razem. Po prostu… Byłam zbyt słaba, na bycie suką.
Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Harry głęboko wzdychając odsunął się ode mnie.
-Otworzysz?- przytaknęłam, a potem zeskoczyłam z miejsca, gdzie uwielbiałam siedzieć i przeszłam przez salon, aż do korytarza, gdzie mieściły się drzwi wejściowe. Złapałam za klamkę i stanęłam na palcach, aby spojrzeć przez wizjer. Po drugiej stronie stał wysoki brunet ubrany w jeansy, szary podkoszulek oraz czarną skórzaną kurtkę. Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam za brązowy prostokąt.
-Cześć mała- brunet przytulił mnie lekko i musnął mój policzek.
-Siemasz Kyle- uśmiechnęłam się. –Harry jest w kuchni- chłopak przytaknął i wyminął mnie. Zatrzasnęłam drzwi i ruszyłam za Collinsem. Po przekroczeniu progu kuchni natrafiłam na zdenerwowany wzrok Davids’ a, który trzymał w ręku… Mój telefon. Teraz byłam w stu procentach pewna, że rozmawiał z Zaynem i doszło do nieprzyjemnej wymiany zdań. Bałam się tej konfrontacji i za wszelką cenę chciałam jej uniknąć.
-Wiesz, kto dzwonił?- potrząsnęłam szybko głową na boki. –Kyle, zostaw nas na chwilę- przyjaciel Harrego przytaknął, a potem poszedł do salonu.- Co to za historia z badaniami?- przeklęłam w duchu tego cholernego doktora Dolittle. Co z tym całym zobowiązaniem lekarskim!? Przecież nie powinien rozmawiać o mojej chorobie z nikim oprócz mnie lub moich rodziców! Co to za lekarz do jasnej cholery?! Za kogo on się uważa?! –Anna- wycedził przez zaciśnięte zęby. –Powiedz, o co chodzi? Nie wiem, jesteś w ciąży? Chorujesz na coś?- rzucał pytaniami jak dziwka majtkami.
-Harry!- przerwałam mu ten słowotok. –To zwykłe badania kontrolne- starałam się go uspokoić, a jednocześnie zbić z tropu, aby zostawił tą sprawę w spokoju.
-Doprawdy?- uniósł brwi, a ja swoje zmarszczyłam. Okay, zaczęło robić się dziwnie. Niepewnie przytaknęłam na jego zapytanie. –Dlaczego powiedział, że dwa do trzech miesięcy? Co to znaczy Anna?!- uderzył w blat, a ja podskoczyłam z przerażenia. Dwa lub trzy miesiące… To znaczy, że będziemy jeszcze razem przez taki okres czasu, tyle mi pozostało i tyle dni będę cię jeszcze okłamywać.
-Tyle powinnam jeszcze brać witaminy- wzruszyłam nieśmiało ramieniem.
-Gdyby to było coś poważniejszego, to byś mi powiedziała?
-Oczywiście- prychnęłam z niedowierzenia. W duchu błagałam, żeby to łyknął i nie drążył tematu.
-Nie wiem co bym zrobił, gdybym cie stracił- uśmiechnęłam się blado i przyległam do niego ciałem.
Moje myśli obijały się o czaszkę, która zaczęła pulsować powodując silny ból głowy oraz słabość. W tym momencie dziękowałam Bogu, że Harreh mnie trzyma i chroni przed upadkiem. Nie mogłam mu powiedzieć, że za dwa miesiące będę musiała złamać mu serce i… umrzeć. Nie zasługiwał na mnie. Zachowuję się jak egoistka i nie liczę się z jego uczuciami. Kocham go całym sercem, ale nie chcę widzieć jego zawodu moją osobą, kiedy dowie się o moim przesądzonym losie. Oczywiście mogłabym teraz wszystko naprawić, zacząć jeść i wracać do normalnego stanu, ale… nie chcę. Jedyne na co mam ostatnimi czasu ochotę to śmierć, ponieważ nie wytrzymuję psychicznie, mam depresję, która z każdym dniem się pogłębia. Codziennie czuję do siebie wstręt mimo, iż moje kości są coraz bardziej widoczne oraz tego, że nakładam makijaż – sądzę, że jestem brzydka, gruba, głupia i beznadziejna pod każdym możliwym względem. Marny metr sześćdziesiąt pięć oraz trzydzieści trzy kilogramy pieprzonej kupy kości, które w każdej chwili mogą się rozpaść. Czuję, że tracę siebie… chodź dawno już to się stało. Straciłam siebie i duszę się w tym miejscu. Tracę sens, uśmiech i resztki szczęścia, które pozostały gdzieś w moim i tak rozdartym sercu. Tracę siebie, a przecież już od małego o to walczyłam – by pozostać tym kim byłam, by nie poddać się presji, by nie zwariować.
-Tak bardzo cię kocham, Harry- mój głos całkowicie się załamał, a w oczach zaczęły zbierać się łzy, które po chwili zaczęły spływać po moich purpurowych policzkach. Zawsze, gdy płaczę jestem czerwona jak burak.
-Heej, Kwiatuszku nie płacz, przecież jest dobrze- na razie tak, ale za niedługo to wszystko pryśnie jak bańka mydlana. Odsunął mnie od siebie i ujął moją twarz w dłonie, a następnie starł kciukami
słone kropelki na moich rozpalonych licach. –Co się stało?- wzruszyłam tylko ramionami.
Jeszcze nigdy nie czułam się tak podle. Byłam w sytuacji bez wyjścia. Mogłabym mu teraz powiedzieć całą prawdę, ale nie chcę, żeby po mnie krzyczał, gdy wszystko zaczęło się między nami układać. Nie miałam zamiaru niszczyć, tego co kilkanaście dni temu odzyskałam i byłam z tego powodu niesamowicie zadowolona, a jednocześnie było mi smutno – stracę go. Powinnam go zostawić tylko, że nie potrafię. Nie mam bladego pojęcia jak to rozegrać, żeby on na koniec nie ucierpiał przez moje egoistyczne zachowanie oraz podejmowane decyzje.
-Harry, obiecaj, że nigdy mnie nie znienawidzisz- wydukałam przez płacz. Musiał mi to obiecać, chciałabym odejść z tego świata z pozałatwianymi sprawami, a nie błąkać się długo po ziemi jak te wszystkie duchy w tych amerykańskich filmach. To byłaby najgorsza rzecz jak mogłaby mi się przydarzyć. Wyobrażacie sobie mnie jako ducha, który włóczy się po tym cholernie ziemnym Londynie i podgląda swoich byłych jak pieprzą podrzędne ździry wyrwane w klubie? Nie dość, że byłabym martwa to jeszcze na dodatek nie mogłabym oślepnąć i cały czas przechodziłabym przez to samo! Boże, ja chcę umrzeć z wszystkim pozałatwianym!
-Dlaczego miałbym cie znienawidzić?- zaśmiał się nie rozumiejąc dalej, o czym to niego mówię.
-Po prostu mi to obiecaj. Możesz chociaż tyle dla mnie zrobić? Nie oczekuję od ciebie niewiarygodnych rzeczy, chcę tylko obietnicy, że mimo wszytko nigdy mnie nie znienawidzisz.
-Obiecuję, Kwiatuszku- ucałował moje czoło i po raz kolejny przytulił. –Zjesz spaghetti?
-Nie, dziękuję, jadłam w domu- wymusiłam uśmiech, a potem pocałowałam go. –Pójdę już.
-Odwiozę cię- pokiwałam przecząco głowy.
-Przejdę się. Kocham cie, Harreh- przytuliłam go tak mocno, na ile pozwalała mi siła w moich chudych ramionach, a potem wyszłam uprzednio biorąc torbę i żegnając się z Kyle’ m. Wolnym krokiem zmierzałam brukową kostką w kierunku domu. Niezdarnie kopałam kamyk przed moim butem. Była dopiero szesnasta, a już miałam ochotę wskoczyć do łóżka, nakryć się kołdrą i schować się przed światem. Do moich uszu dobiegła piosenka Sama Smith’ a Stay with me, a ja zaczęłam przeszukiwać torbę w celu wyjęcia telefonu, na który ktoś uparcie próbował się dodzwonić. Ciężar spadł mi z serca, gdy na wyświetlaczu zamiast zdjęcia moich znajomych pojawiła się fotka chłopaka z samolotu, którym leciałam na Hawaje. Z nutką obawy odebrałam. –Halo?
-Cześć Anna, tu Louis. Nie wiem, czy mnie pamiętasz? Poznaliśmy się w samolocie, kiedy…
-Oczywiście, że cie pamiętam –zachichotałam z jego paplaniny i lekkiego stresu, który dało się wyłapać z potoku słów, którym mnie teraz zalewał.
-To dobrze- zaśmiał się.- Mam może ochotę się spotkać? Jestem wyjątkowo w Londynie i pomyślałem, że moglibyśmy wyskoczyć na kawę i pogadać.- czy chciałam teraz gdziekolwiek wychodzić z chłopakiem, którego znałam tylko kilka godzin? Fakt faktem, że potrzebowałam kogoś, kto nie zna mnie, ani Harrego czy chociażby Zayna.
-Pewnie, co powiesz na dziś? Przechodzę właśnie przed knajpką Daisy.
-Zalewasz- prychnął niedowierzając.-Właśnie tutaj siedzę, przy oknie i… Cholera! Wiedzę cie!- wybuchłam śmiechem, który próbowałam stłumić zasłaniając usta dłonią.- no na co czekasz? Chodź do mnie- z lekkim rozbawieniem schowałam komórkę do torebki i weszłam do lokalu. Podeszłam do stolika niebieskookiego szatyna, który przytulił mnie na dzień dobry. Zajęłam miejsce naprzeciwko niego, a moment później przyszła kelnerka.
-Witam, jestem Will. Co dla was będzie?- Louis spojrzał na mnie znacząco, a ja chwilkę się zastanowiłam, po czym poprosiłam o gorącą czekoladę. – A dla ciebie?
-To samo- puścił jej oczko, a ona speszona odeszła. –Więc opowiadaj co u ciebie i tego gościa z samolotu, który zabijał mnie wzrokiem- przybiłam sobie mentalnego liścia w policzek. Zrobiło mi się smutno, a przecież nie powinno! Mam najlepszego chłopaka na świecie, który kocha mnie całym sercem, dlaczego przejmuję się kretynem, który złamał mi serce? Co ze mną nie tak?
-Zayn ma dziewczynę. Wysoką, platynową blondynkę o niebieskich oczach i toną tapety, a ja… Cóż też mam chłopaka, który jest idealny- z wymuszonym uśmiechem wzruszyłam ramionami. –A ty?- zmarszczył brwi.- Jakaś dziewczyna?
-Jest jedna, ale aktualnie jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ja często wyjeżdżam, a ona nie chce związku na odległość- widać, że go to zasmucało. Louis nie wyglądał na gościa przekroju Zayna, który mimo, iż ma dziewczynę to notorycznie ją zdradza. Zrobiło mi się smutno, a wszystkie emocje wzbierały się we mnie i znów miałam ochotę płakać jak mała dziewczynka. Zaczęłam szybko mrugać powiekami, aby zapobiec wybuchowi płaczu i od czasu do czasu przecierałam dłonią oczy.- Anna, wszystko w porządku?- pokiwałam przecząco głową, a słone krople znów spływały strumieniami po moich policzkach. –Ej, mała nie płacz- złapał swoją zimną ręką za moją, która leżała na brązowym blacie. –chcesz pogadać?
-To głupie- stwierdziłam starając się zabrzmieć w miarę normalnie.
-Moje życie też jest głupie, dlatego chętnie ci pomogę- uśmiechnął się najszerzej jak chyba potrafił, a ja mimo tej cholernej zmiany nastrojów i płaczu, teraz się śmiałam.- Wypijemy tą czekoladę, a potem pójdziemy na spacer i mi się wygadasz, okay?- przytaknęłam i tej właśnie chwili przede mną pojawił się kubek z ciepłym trunkiem. Piliśmy w całkowitej ciszy, żadne nie wypowiedziało ani słowa, tylko w spokoju rozkoszowała się słodkim napojem. Kiedy skończyliśmy Louis zapłacił i opuściliśmy lokal. –Gdzie idziemy?
-Do parku- szliśmy ramię w ramię przez dziesięć minut, aż w końcu zasiedliśmy na drewnianej konstrukcji. Wygrzebałam z torby paczkę papierosów i wystawiłam w kierunku szatyna, jednak ten zaprzeczył kiwając głową na boki. Niewzruszona wyjęłam jednego szluga i włożyłam sobie do ust, a następnie odpaliłam. Biały dym wypełnił moje płuca, dając mi odrobinę ukojenia.
-Nie powinnaś palić.
-I tak umieram- wzruszyłam ramionami.
-Każdy umiera- parsknęłam śmiechem, a mój towarzysz zmarszczył brwi. –Co cie tak bawi?
-Zostały mi dwa miesiące życia, w najlepszym przypadku trzy. Mój chłopak nie może się o tym dowiedzieć, a ja chcę pozałatwiać wszystkie sprawy zanim się przekręcę, bo nie mam ochoty oglądać jak Harry posuwa jakieś zdziry z klubów- wyrecytowałam szybko, niczym regułkę szkolną.
-Co ty bredzisz, dziewczyno?- odwrócił się do mnie przodem i złapał za moją dłoń. Spojrzałam najpierw na nią, a następnie na niego. –Na co jesteś chora?
-Ważę trzydzieści trzy kilogramy- szepnęłam, jakby bojąc się, że ktoś mógłby usłyszeć i powiedzieć o tym Harremu. –Od trzynastego roku życia zmagam się z anoreksją i żadne leki już mi nie pomagają na depresję.
-Anna, ja nie…
-Nie Louis, nie mów, że ci przykro oraz że nie chciałeś, ja nie potrzebuję litości. Pogodziłam się już z tym, tylko chcę wszystko załatwić. No wiesz… Spełnić swoje marzenia.
-Może spisz listę?- i znowu te cholerne wspomnienia. Znów mam spisać listę, którą tym razem będzie spełniał Harreh? Nie jestem pewna, czy zaangażował by się w to, tak jak Zayn, ponieważ Davids ma nieco inny charakter i kręcą go odmienne rzeczy. – Wiesz… rzeczy, które chcesz zrobić przed śmiercią.
-Kiedyś taką spisałam- spuściłam głowę, a moment później oparłam ją o jego umięśniony bark. -69 życzeń, które spełniły się na Hawajach- wróciłam pamięcią do tamtych chwil.
Zayn był zdeterminowany, aby spełnić każdy z punktów na tej cholernej kartce. Pamiętam, że raz przyłapałam go w nocy, kiedy siedział z nosem w liście i kontemplował, które marzenie pierwsze, w jaki sposób ziścić najpierw. To było takie słodkie, kiedy następnego dnia zasnął podczas naszego rejsu na moich udach. Wtedy bezkarnie mogłam zniszczyć jego idealną fryzurę, którą dość długo układał.
-Spełniła się? –spojrzał na mnie kątem oka.
-Oczywiście, że tak. Zayn się spisał.
-Co się z wami stało?
-Powiedział, że jest ze mną tylko z powodu seksu- pociągnęłam nosem i starłam wierzchem dłoni łezki.
-Kutas.
-Nie mów tak, jest z tą drugą dziewczyną tylko dlatego, żeby spełnić swoje marzenia. Pomogłam mu mimo, że chciałam go zranić. W pewnym sensie nawet to zrobiłam, gdy powiedziałam, że spałam ze swoim byłym chłopakiem oraz, gdy usłyszał, że zrobię wszystko żeby cierpiał, nawet zacznę się puszczać.
-Podobało ci się to?
-Na początku tak, ale potem odezwało się moje sumienie. To jest głupie…
-Co znowu?- zachichotał.
-Cały czas gadam o sobie, teraz twoja kolej. Opowiedz swoją love story i tej laski.
-Ma na imię Charlotte i znamy się od jakiś pięciu lat. Kiedyś byliśmy razem, ale przelizałem się z jej przyjaciółką na jednej z imprez i została nam przyjaźń. Dostałem stypendium, teraz zawodowo gram w piłkę nożną i cały czas zastanawiam się jak odzyskać Charlie.
-Zrób coś romantycznego, zabierz ją na randkę do Paryża.
-Rozważę to, dzięki- ucałował moją skroń.- Muszę już lecieć, trzymaj się mała. W razie czegoś napiszę- przytaknęłam i przytuliłam go. Odprowadziłam wzrokiem oddalającą się posturę piłkarza, a potem głęboko wzdychając zapaliłam jeszcze jednego papierosa. Wypaliłam i wolnym krokiem ruszyłam w stronę swojego domu, gdzie pewnie znów się nasłucham, że nie powinnam się spotykać z Harrym, ponieważ to nie jest chłopak dla mnie. Nie skończył szkoły, nie pracuje i jest niebezpieczny zważając na fakt, że kilka razy był w więzieniu za pobicia oraz nielegalne zawody.
Starałam się jak najciszej prześlizgnąć się do swojego pokoju, co mi się udało i byłam z tego niesamowicie dumna oraz szczęśliwa. Usiadłam przy biurku i wyjęłam z szafki niebieską kartkę A4, na której czarnym flamastrem zaczęłam pisać kolejno punkty:

1)      Polecieć do Miami na festiwal
2)      Nauczyć się jeździć na motorze
3)      Całować się na środku ulicy

Skończyłam swoją pracę równo o godzinie 19.45. Zgięłam arkusz na pół i włożyłam do torebki. Spod poduszki wyjęłam jedwabną koszulę nocną, z którą ruszyłam do łazienki, aby wziąć prysznic. Po szybkiej, a zarazem relaksującej kąpieli złożyłam piżamę. Rozczesałam włosy i posmarowałam twarz kremem, aby nawilżyć cerę. Wróciłam do pokoju i położyłam się do łóżka szczelnie owijając pierzyną, gdyż było mi strasznie zimno. Moje powieki powoli się zamykały i z czasem zasnęłam. 
__________________________________________
Misie wy moje!! 
Mam BW!! (brak weny!!) Dlatego proszę komentujcie, bo dzięki temu mogę odzyskać wenę. 
Liczę na was ;)
Buźka miśki ;** 

środa, 3 września 2014

19.



|muzyka|   
„I okazuje się, że nikt nas nie okłamywał. To my za dużo sobie wyobrażaliśmy.”

Obudził mnie zimny powiew powietrza, które wpadało przez otwarte na oścież okno. Harrego nie było już obok mnie, ale za to leżała biała karteczka wyrwana prawdopodobnie z zeszytu. Zabrałam świstek i zaczęłam lustrować. Na białym skrawku papieru starannym pismem było napisane:
„Dzień dobry piękna,
Musiałem wracać, bo Liam miał problem i potrzebował pomocy.
Zadzwoń kiedy będziesz potrzebowała pocieszenia lub po prostu będziesz chciała gdzieś wyskoczyć.
Kocham, Harry”
Zmarszczyłam brwi i jeszcze raz przeczytałam wiadomość. Te słowa nie trafiały do mojej głowy, dlatego jeszcze kilka razy czytałam ten sam tekst od początku. Czy on napisał kocham?
Drzwi mojego pokoju otworzyły się, a wszedł przez nie ojciec razem z Zaynem. Mulat był ubrany jak zwykle na czarno, a jego włosy były nienagannie ułożone.
-Żartujesz sobie ze mnie?- prychnęłam z pogardą w głosie. –Po tym wszystkim masz czelność przychodzić do mojego domu?
-Musimy pogadać- westchnął i włożył dłonie w kieszenie czarnej katany.
-Musimy?- zapytałam z rozbawieniem. –Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać i chyba Harry do końca ci tego wczoraj nie wyjaśnił- na jego twarzy pojawiła się złość, zupełnie jak na twarzy mojego ojca.
-Czy ja się przesłyszałem?!- wrzasnął Evans. –Powiedziałaś Harry!? Harry Davids!?
-Tak, Harry Davids. Wczoraj byłam z nim- uśmiechnęłam się chytrze w kierunku wyprowadzonego już z równowagi Malika.
-Może nas pan na chwilę zostawić?- mój rodzic przystał na prośbę dziewiętnastolatka, a potem opuścił mój pokój. Zostałam rzucona na pastwę Zayna i o dziwo wcale mnie to nie przerażało, a wręcz przeciwnie – cieszyłam się. Miałam wreszcie okazję, aby się odegrać. Chłopak niepewnie podszedł do mojego łóżka i usiadł na brzegu, nie spuszczając ze mnie wzroku. –Daj mi wyjaśnić- zaczął powoli, na co wywróciłam oczami.
-Która godzina?- całkowicie zlałam temat, na który przyszedł porozmawiać. Może zwyczajnie bałam się, że to ja byłam tą złą w tej całej akcji? Albo nie chciałam czuć znów tego cholernego bólu, który rozrywał moją lewą pierś.
-Siódma trzydzieści- westchnął i złapał za moją dłoń.
-Cholera- mruknęłam i poderwałam się z materaca. Wyjęłam z komody czystą bieliznę, a z garderoby czarne legginsy, biały t-shirt za tyłek oraz jeansową kamizelkę. Szybko pobiegłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, a następnie ubrałam się. Rozczesałam i wysuszyłam włosy, a potem umyłam zęby. Pomalowałam się trochę mocniej niż zwykle, a na koniec psiknęłam perfumami. Po powrocie do pokoju Zayn dalej siedział na tym samym miejscu. Starałam się go zignorować i w pośpiechu spakowałam torbę, aby być przygotowana na lekcjach. W pewnym momencie poczułam dłoń na barku, na co skrzywiłam się lekko. –Czego?- warknęłam.
-Nie bądź zołzą- westchnął i złapał mnie za ramiona odwracając tym samym do siebie twarzą. Mierzyłam się z nim przez kilka sekund wzrokiem.
-Dlaczego? Ty możesz być skurwielem, który posuwa wszystkie szmaty, a ja nie mogę być zołzą?
-To nie tak…
-A właśnie, że tak! Chcę być zołzą! Jeśli cię to wkurza, to będę największą zołzą na świecie, będę się puszczać na prawo i lewo, tylko po to, żeby cie wkurwić!- wrzasnęłam sfrustrowana i dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową, która była napięta.
-Nie jesteś dziwką, żeby się puszczać- warknął, na co parsknęłam śmiechem.
-Mogę być kurwą, chcę tylko widzieć jak tracisz nad sobą panowanie. Chcę, żebyś czuł się jak ja- powiedziałam bezuczuciowo i przeczesałam dłonią włosy. –Masz czuć się jak nic niewarta szmata, którą cały czas ktoś rani.
-Nie chciałem- dotknął dłonią mojego policzka i lekko masował. Złapałam za jego kończynę i zdarłam ją ze swojej twarzy, a potem patrząc prosto w jego oczy powiedziałam:
-Wolę, gdy robi to Harry. Jest lepszy od ciebie w łóżku- odwróciłam się na pięcie i przewiesiłam torbę przez ramię. Zadowolona z siebie wyszłam ze swojego pokoju zostawiając go oszołomionego.  Zbiegłam po schodach i opuściłam domu, powolnym krokiem idąc w stronę placówki szkoły. Byłam z siebie dumna jak nigdy.
Wreszcie pokazałam mu, że nie byłam i nigdy nie będę jego zabawką. Ja też mam uczucia i nie dam się wykorzystywać. Jeszcze mu udowodnię, że to on potrzebuje mnie bardziej i jest ode mnie uzależniony, tyle, że ja już nigdy do niego nie wrócę. Fakt faktem czasem mogę się z nim zabawić, ale tylko po to, aby namieszać mu w głowie i doprowadzić go szaleństwa, z którego nawet modlitwy go nie wyprowadzą. Będzie błagał, żebym przestała, a to będzie muzyką dla moich uszu.  On zaczął tą zabawę, a ja z uśmiechem na ustach oraz satysfakcją poprowadzę ją do końca.
Po trzydziestu minutach i małej przerwie na dwa papierosy weszłam do budynku, a następnie do klasy, gdzie od dobrych piętnastu minut trwała lekcja matematyki. Przekroczyłam próg pracowni, a wzrok wszystkich powędrował na mnie. Kyle chytrze się uśmiechnął, a ja niewzruszona usiadłam obok niego.
-Evans- warknął nauczyciel, na co wywróciłam oczami.
-Co?- mruknęłam od niechcenia. –Niech pan sobie daruje granie twardziela, bo mnie to nie rusza. Nic mi pan nie może zrobić, a to czy mnie oblejesz wisi mi- po sali rozniosły się szepty, a Jackson zrezygnował z dalszych starć słownych. Wrócił do wykładu, na jakiś beznadziejny temat, który ani trochę nie przyda nam się w przyszłości.
-Okay, co jest młoda?- spojrzałam na bruneta z uniesionymi brwiami.
-Nic, po prostu mam dość tego, że wszyscy mnie wykorzystują i pouczają. Teraz to ja będę rozdawać karty.
-Dobra- stwierdził lekko zdziwiony oraz z nutką niepewności w głosie. –Harry kazał zapytać, czy Malik się do ciebie odzywał?
-Dziś do mnie przyszedł, ale powiedziałam mu, że jest słaby w łóżku. Szkoda, że nie widziałeś jego miny, kiedy dowiedział się, że spałam z Harrym- zachichotałam, na co on pokręcił głową z politowaniem. Był dziwny, nie ciszył się, że Zayn dostał nauczkę. Co z nim nie tak?!-Co jest?
-Nic, ale to do ciebie nie podobne. Harry mówił, że jesteś najbardziej uroczą istotką na świecie i taką nieśmiałą, a teraz jesteś…
-Suką- dokończyłam.
-Właśnie- mruknął ponuro.- Co się stało?
-Nie dam się więcej wykorzystać- wzruszyłam ramionami. Zadzwonił dzwonek, a ja wyszłam z klasy, po czym udałam się na plac główny. Usiadłam na schodkach i wyjęłam z torby papierosy, po czym odpaliłam jednego.
Mam całkowicie gdzieś, czy wyleją mnie przez to ze szkoły czy nie. Zaciągając się dymem, przyglądałam się reszcie uczniów, którzy spędzali przerwę na dworze. Przez grupkę młodzieży ktoś się przedzierał. Wygrzebałam z torby okulary przeciwsłoneczne, które nasunęłam na nos i odwróciłam głowę ku słońcu. Pogoda była dziś piękna. W rozkoszowaniu się tym boskim stanem w jaki wprowadził mnie smak moich ulubionych papierosów i ciepły klimat przeszkodził mi czyjś cień. Ktoś odchrząknął, a ja od niechcenia spojrzałam na tego samobójcę.
-Monique, mówiłaś o tej małolacie?!- zdziwiła się Perrie, na co wywróciłam oczami. Było tak pięknie, a ty tam u góry zsyłasz mi tą poczwarę jakbym nie mogła mieć jednego szczęśliwego dnia. Dobrze się bawisz? –Zayn jej tylko daje korki- machnęła ręką niezwykle pewna swojego zdania.
-Lizał się z nią, a dziś od niej wychodził i to rano!- pisnęła niewiele niższa od Edwards blondynka.
-Anna, to prawda?- skrzyżowała ręce na piesi i posłała mi karcące spojrzenie. –Czy kiedykolwiek spałaś z Zaynem?
-Może- wzruszyłam lewym ramieniem i niewinną minką.
-Pytam czy spałaś z moim chłopakiem?!- wrzasnęła na cały głos. –Odpowiadaj- ścisnęła za moją szczękę i zmusiła tym samym, żebym stanęła do pionu.
-Zostaw ją- warknął Kyle, który niespodziewanie pojawił się obok mnie.
-A ty co jej adwokat z urzędu?- wykrzywiła twarz ta niższa, tańsza i bardziej wytapetowana podróba Pezz.
-Taa, a ty co tania podróba Dolly Parton?- tłum wokół nas zareagował śmiechem, na co ta furiatka zasyczała niczym kot. –Tylko masz trochę małe cycki, ale przecież stać cię na operacje plastyczne- zalała nas kolejna salwa śmiechu. –Tatuś agent- kontynuował Collins. – Malik nie jest głupi, myślisz, że dlaczego z tobą byłem Mona? Też chciałem kontrakt- te słowa… One zmieniły wszystko… Zayn rano chciał mi to wyjaśnić, a ja potraktowałam go jak… Szmatę. Tyle, że jego zakład z Adamem… Cóż obeszło by się bez niego, ale to przelało moją czarę goryczy.
-Nie spałam z tym ciulem- stwierdziłam bez jakiegokolwiek uczucia. –Po prostu źle mi wytłumaczył jedną rzecz i oblałam test. Obiecał, że pomoże, ale… Cóż teraz znasz prawdę i daj mi spokój, a co do dzisiejszego poranka- spojrzałam na jej siostrę, o której kiedyś wspominał mi również Malik. –Przyszedł zapytać o radę w sprawie waszego związku. Ja mam chłopaka- wzruszyłam ramieniem.
-Serio?- Perrie uniosła na mnie brwi.-Tylko nie mów, że Collinsa- skrzywiła się lekko.
-Harrego- kolejny raz wzruszyłam ramieniem. –Życzę wam szczęścia mimo wszystko- blondynka posłała mi przyjazny uśmiech, który odwzajemniłam. Sama się sobie dziwię, bo jeszcze kilka dni temu miałam ochotę ją uderzyć, ale teraz chciałam, żeby im razem wyszło.
Mówi się, że jeśli się kogoś kocha, to dobro tej osoby jest dla nas ważniejsze i tak właśnie było w tym wypadku. Czy nadal kocham Zayna? Tak, ale w sposób w jaki kochałam naleśniki-ta miłość powoli wygasa, po za tym i tak znalazłby sobie inną po mojej śmierci, musiałby ruszyć na przód. W ten sposób mu to ułatwiam i przygotowuję na moje odejście. Oczywiście będę musiała odbyć jeszcze jedną taką rozmowę z Davids’ em, ale jeszcze nie jestem w stanie określić kiedy, ponieważ dopiero dziś dowiem się ile czasu mojej marnej egzystencji pozostało. Prawdopodobnie spławię go tekstem, że wyjeżdżam na stałe z Londynu lub po prostu powiem, że go zdradziłam, bo nie spełniał moich oczekiwań… Łóżkowych lub… Zostało mi jeszcze trochę dni, dlatego powinnam coś wymyśleć. W końcu jeszcze nie umieram, nie? Poczucie humoru się mnie trzyma mimo mojej… Powiedziałabym: trudniej sytuacji, ale wcale taka nie jest. Jest… Pogodziłam się z tym w wieku piętnastu lat.   
-Z Harrym Davids’ em?!- oburzyła się Monique, a ja przytaknęłam z obojętnym wyrazem twarzy.-Nie możliwe!
-Ale prawdziwe- stwierdziłam.- Znamy się od dawna, ale mieliśmy małą przerwę, a wczoraj się pogodziliśmy, jeśli wiesz co mam na myśli- z lekkim uśmiechem oraz zagryzając dolną wargę spuściłam głowę.
-To dlatego wczoraj nie przyszedł- powiedziała jakby sama do siebie.- Zabawiał się z tobą- prychnęła niedowierzając.- Posuwał cie, a mi wcisnął ściemę, że pomagał Liamowi naprawić auto!- w jej oczach gromadziły się łzy, a we mnie rosła satysfakcja.- Pieprzony oszust!- lamentowała, co powoli zaczęło mnie irytować. Życie jest brutale i pieprzy nas na każdym kroku, ale czy to powód, żeby wyć jak bóbr? Czy ja płaczę, bo zaliczyłam kilka nieudanych związków? Czy płaczę, bo dostaję beznadziejne oceny i moje przejście do następnej klasy graniczy z cudem? Czy płaczę, bo umieram? Nie, bo mam na to wyjebane, a ona powinna wziąć ze mnie przykład. –A ty?! Jak możesz tak po prostu spojrzeć mi w oczy bez wyrzutów sumienia!?- osiemnastolatka zaczęła histeryzować. Och, niech wyluzuje, przecież za niedługo Harreh będzie wolny, niech pozwoli mi do końca skorzystać z życia!
-Bywa- westchnęłam.
-Ty zdziro!- chciała mnie uderzyć, ale Kyle zdążył złapać za jej nadgarstek, tym samym chroniąc mnie przed siarczystym policzkiem.
-Czym sobie zasłużyłam na takie komplementy?- zachichotałam jak mała dziewczynka. Przed oczami przemknęła mi sylwetka Zayna. Dziewiętnastolatek podszedł blisko naszej czwórki przedzierając się przez tłum. Jego szczęka zacisnęła się, gdy zobaczył nasze towarzystwo, a jego brązowe tęczówki były we mnie wpatrzone.
-Ana- zdołał wydusić. –Ja…
-Przestań już dawno o tym zapomniałam, po za tym Kyle mi pomógł i poprawiłam tą ocenę- machnęłam ręką przy okazji puszczając mu oczko oraz dając do zrozumienia, że ma ze mną zagrać w tą bezsensowną grę, dzięki której jego marzenia mogą się spełnić. –Tyle, że teraz biorę korki u Liama i wróciłam do Harrego- uniosłam brwi, które szybko opadły.- Dziękuję, że mnie wspierałeś- posłałam mu słaby uśmiech.
-Żartujesz sobie ze mnie?- zaśmiał się nerwowo. –Co ty dziewczyno pieprzysz!?- uniósł się.
-Jestem szczęśliwa jak nigdy i życzę tego samego tobie i Perrie- uśmiechnęłam się promiennie. –Do zobaczenia- przytuliłam lekko dziewiętnastolatkę, która odwzajemniła gest. –Chodź Kyle, mamy biologię- złapałam bruneta pod ramię i złapałam torbę. Weszliśmy do budynku, a następnie do klasy. Collins dokładnie mnie lustrował, co powoli zaczęło mi działać na nerwy. –O co ci chodzi?- zapytałam z niewinnym uśmieszkiem.
-Wiesz, że nie wychodzi ci granie suki?- wzruszyłam tylko ramionami, a uśmiech całkowicie mnie opuścił, teraz było mi tylko przykro i czułam… Pustkę. –To miłe co dla niego zrobiłaś- spojrzałam na niego i dostrzegłam podziw w jego oczach. –Nadal go kochasz?- zaprzeczyłam kiwając głową na boki.- To dlaczego to zrobiłaś? Mogłaś mu dowalić. To byłaby zemsta godna prawdziwej suki.
-Harry miał racje. Jestem zbyt słaba, by się komuś sprzeciwić i zranić…
-Bo jesteś na to zbyt urocza- dokończył. –Jeszcze nikt nie zawrócił mu tak w głowie jak ty- uśmiechnęłam się lekko. –Wiesz, dlaczego Harry i Zayn się pokłócili?
-O-oni się przyjaźnili?- zapytałam niepewnie.
-Tak, ale dwudziestego piątego czerwca ich przyjaźń została wystawiona na próbę, którą obaj spieprzyli i to przez laskę…
~***~
Siedziałam na skórzanej kanapie w poczekalni prywatnej kliniki doktora John’ a Dolittle – O ironio! Mój lekarz nazywa się jak główny bohater powieści dla dzieci, której autorem jest Hugh Lofting- i czekałam na swoją kolej. Powoli tracąc cierpliwość oraz tego, że moja wizyta była już wcześniej przełożona z powodu remontu wzięłam w dłoń kolorowy magazyn, który zaczęłam przeglądać. Kartkowałam gazetkę, kiedy moją uwagę przykuł artykuł o Lęku i jakości życia młodzieży z białaczką.
-Anna, twoja kolej- westchnęłam i lekko zdenerwowana tym, że w tak żałosny i bezmyślny sposób mi przerwano odłożyłam pisemko. Złapałam za torebkę i weszłam do gabinetu. Wyminęłam specjalistę w drzwiach i usadowiłam się na wygodnym krześle z epoki renesansu, które idealnie współgrało z całą resztą wyposażenia meblowego jak i oczywiście ciemnozielonym kolorem ścian oraz ciemnymi panelami, którymi wyłożona była podłoga. Pięćdziesięcioletni facecik – będący mojego wzrostu- w białym kitlu oraz okrągłych okularkach rodem z Harrego Pottera usiadł w obrotowym fotelu z czarnej ekologicznej skóry. Wyjął moją kartotekę pogwizdując pod nosem. –Jak się czujesz?
-Jakoś- wzruszyłam barkiem.
-Anna- westchnął z bezsilności.- Zaczniesz współpracować? Chcę ci tylko pomóc- lubiłam wizyty u niego, bo zawsze mówił do mnie takim łagodnym głosikiem, że aż robiło mi się ciepło na sercu.
-Tyle, że ja jestem już przygotowana na śmierć- oznajmiłam z leciutkim uśmiechem.
-Masz dopiero siedemnaście lat i całe życie przed sobą, musisz tylko zacząć jeść. Ułożysz sobie życie z chłopakiem, którego kochasz- kontynuował, przyglądając mi się, a ja posyłałam mu nieśmiały uśmiech. –Nie chciałabyś założyć rodziny, wyjść za mąż, czy chociażby pójść na studia? Mogłabyś wieść życie niczym w amerykańskich komediach- zaniosłam się szczerym śmiechem, a w oczach powoli zbierały się łzy. On to tak pięknie ujął i potrafił przekonać do swoich racji. –Masz chłopaka?- pokiwałam ochoczo głową.-Jak się nazywa?
-Harry.
-Czy Harry wie o twojej chorobie?- spojrzał na mnie spod okularów, zapisując coś w karcie.
-Oczywiście, że nie. Nie mogę mu tego zrobić.
-Zastanawiałaś się, co poczuje jeśli stanie w szpitalu nad twoim łóżkiem i zobaczy cie umierającą?- pokiwałam przecząco głową, nie dopuszczę do tego, a on zdąży mnie wcześniej znienawidzić. –Lub gdy dowie się, że umarłaś od twojego ojca?
-On się nie dowie- dodałam pewnym siebie tonem.
-Jesteś stuprocentowo przekonana do swoich racji?
-Tak, bo on mnie znienawidzi. Powiem, że go zdradziłam oraz że wyprowadzam się na stałe do Ameryki.
-Wszystko już sobie zaplanowałaś, co?- przytaknęłam. –Przypominasz mi moją żonę- zmarszczyłam brwi.
-Dlaczego?- wiedziałam, że wkraczam na nieznane wody, ale musiałam zapytać. Musiałam wiedzieć, co się stało, aby uniknąć błędu jakiego dopuściła się owa kobieta.
-Marie była chora na raka nerek, ale nie powiedziała mi. Uwierzysz, że poznaliśmy się w wieku szesnastu lat?- my z Harrym poznaliśmy się rok wcześniej.- Spędzaliśmy ze sobą całe dnie, urywaliśmy się z zajęć- zaśmiał się. Widać, że mu jej brakowało. –Spędziliśmy ze sobą trzy lata, a potem trafiła do szpitala, ponieważ zemdlała, gdy byliśmy na lodowisku i uderzyła głową w taflę. Karetka ją zabrała, a ja dojechałem kilka minut później. Jej rodzice byli już na miejscu i płakali. Pozwolono mi wieść na salę, gdzie leżała podłączona do tych wszystkich kabli- jego głos zadrżał. –Przez następny tydzień mnie zwodziła, że to tylko środki zapobiegawcze i powinna zostać nieco dłużej… W ostatnią godzinę jej życia powiedziała, że mnie kocha i bardzo chciałaby za mnie wyjść, ale czuje, że umiera. Nie zastanawiałem się długo, tylko poszedłem do kaplicy i sprowadziłem księdza, żeby udzielił nam ślubu. Minutę po tym jak ją pocałowałem zmarła- otarł wierzchem dłoni oczy.
-Przepraszam, nie chciałam- było mi głupio. Nie powinnam być, aż tak wścibska. Tym razem przesadziłam i to solidnie. – panie Dolittle, ja naprawdę…
-Nie szkodzi moje dziecko, ale teraz rozmawiamy o tobie… Chciałem przez to powiedzieć, że bardzo go tym skrzywdzisz.
-Nie popełnię tego błędu. Chciałam zapytać ile mniej więcej czasu mi zostało? –mężczyzna głęboko westchnął.
-Zrobimy badania…
____________________________________
 Bardzo lubię ten rozdział i osobiście uważam, że jest najlepszy -huh, ta skromność, nie ma co xd. 
Ogółem mówiąc, dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem.  
Chciałabym, żebyście wyraziły opinię na temat tego rozdziału, bo to dla mnie dużo znaczy - dla was do tylko kilka sekund, a dla mnie WIELKA motywacja oraz MEGA zaciesz na pyszczku ;p
Jeśli macie jakieś pytania to walcie śmiało. 
Buźka miśki ;**