niedziela, 26 października 2014

25.



„Być może dla świata jesteś tylko człowiekiem, ale dla mnie jesteś całym światem.”

Czułam się źle. W ułamku sekundy chciałam nawet umrzeć teraz, jednak szybko odgoniłam od siebie ten pomysł zważając na fakt, że pragnę spędzić jeszcze trochę czasu z Harrym, po za tym muszę go przeprosić i już nawet wiem w jaki sposób to zrobię. Miałam całą noc oraz poranek na kontemplowanie i… Wymyśliłam idealne przeprosiny, które powinien przyjąć, a jeśli nie… Cóż próbowałam, ale nie poddam się dopóki mi nie wybaczy.
Na ekranie komórki widniały duże cyfry informujące mnie, że jest godzina siódma trzydzieści. Szybko zwlekłam się z łóżka, następnie wyjęłam czyste ubrania z walizki i wolnym krokiem udałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic oraz doprowadziłam się do stanu przyjęcia. Nałożyłam krótkie szory oraz luźną bluzkę. Rozczesałam włosy, a potem pomalowałam się.
Z pokoju zabrałam torebkę, do której wrzuciłam portfel, komórkę oraz notesik wraz z długopisem. Nabazgrałam jeszcze karteczkę na wypadek, gdyby Hazz wrócił i mnie nie zastał, po czym wyszłam z hotelu.
Pewnie kroczyłam w kierunku budynku, który wczoraj mijaliśmy.
Byłam pewna czego chcę i nic w tym momencie nie mogło wpłynąć na moją decyzję. W głowie miałam tylko jeden obraz, którego za wszelką cenę chciałam się pozbyć, zastąpić go jego przeciwieństwem. Nie mogłam pozbyć się widoku rozczarowania, zawodu i wściekłości na tworzy Davids’ a mimo, że chciałam.
Tuż przed wejściem zadzwonił mój telefon. Wyjęłam urządzenie z torby z głupią nadzieją, że może osobą pragnącą się ze mną skontaktować jest mój chłopak, ale tak nie było. Na wyświetlaczu było zdjęcie… Zayna. Dlaczego do mnie dzwonił? Czy nie zrozumiał tego, co mu ostatnio powiedziałam? A może to jakiś znak? Nie dręczyłam się dłużej pytaniami, na które odpowiedzi były mi nieznane tylko odebrałam.
-Czego ty chcesz, Malik?- jęknęłam z bezsilności. Powoli traciłam cierpliwość do tego faceta. Zachowuje się gorzej niż nastolatka rzucona przez chłopaka – to żałosne jak desperacko próbuje mnie odzyskać mimo, iż zna odpowiedź, która nadal brzmi NIE.
-Musimy pogadać, przyjadę dzisiaj do ciebie.
-Nie…
-Nie wykręcaj się- jego ton był ostry, ale nie bałam się go. Już nie.
-Jestem w Miami, idioto- mruknęłam zażenowana. Przecież jeśli chce ze mną porozmawiać jak cywilizowany człowiek to bardzo chętnie spełnię jego prośbę o ile nie będzie próbował żadnych sztuczek typu skradanie buziaka lub dobranie mi się do majtek.
-Kurwa- ledwo go słyszałam przez ten szept.- Tylko nie mów, że z Harrym.
-A z kim miałabym tutaj być!?- podniosłam głos, ponieważ zachowywał się jak dupek. –Może mi jeszcze powiesz, że powinnam pojechać z Liamem, albo Adasiem?!
-Dobra, nie ważne. Kiedy wracasz?
-Za jakieś cztery dni.
-Okay, to porozmawiasz ze mną?
-Niech stracę- westchnęłam.- Czy to wszystko? Mam ważną sprawę do załatwienia.
-Tak. Nie, zaczekaj!- wywróciłam oczami. Boże, człowieku do rzeczy! –Co u ciebie?
-Żarty sobie stroisz, Zayn?
-To normalne pytanie.
-Kretyn- podsumowałam i rozłączyłam się. Co on sobie wyobraża? Że tak po prostu zapyta jak leci, a ja będę miała mokro w majtkach, bo wielki Pan Perfekcja Malik się mną interesuje?! Co za niedorzeczność! Jego tok myślenia sprawia, że moja samoocena wzrasta.
Złapałam za klamkę i weszłam do salonu. Był podobny do tego, w którym byłam z Zaynem tylko, że dziś wiedziałam czego chcę – już nie byłam tą niezdecydowaną oraz niepewną Anną, która bała się zrobić cholerny inicjał na podbrzuszu. Dziś byłam Anną, która chciała naprawić swoje błędy.
-Laleczko, nie zgubiłaś się czasem?- zapytała jakaś wytatuowana i wykolczykowaną żyleta. Wyglądała… Była brzydka.
-AJ! – po pomieszczeniu rozniosło się warknięcie, a moment później przede mną stał wysoki brunet, który badawczo mi się przyglądał. –W czym mogę pomóc?- uśmiechnął się do mnie.
-Chciałabym przerobić to- uniosłam koszulkę i wskazałam na widniejący już malunek. – Na literkę H, da radę?- zagryzłam wargę, niczym niewinne dziecko chcą, aby jego odpowiedź mnie usatysfakcjonowała.
-Uh, będzie trudno, ale da się zrobić- puścił mi oczko, a potem wystawił dłoń w moją stronę. Złapałam za jego kończynę, dlatego zostałam poprowadzona na fotel. Tatuażysta nakazał mi podwinąć koszulkę co oczywiście uczyniłam. Widać było, że lubi swoją pracę, a już w szczególności uwielbia podziwiać ciała lasek, które chcą tatuaż – cóż , niech się cieszy, ponieważ w innych okolicznościach nie wyskoczyłabym przed nim z bluzki. Przemył malunek specjalnym płynem, a potem chwilę się zastanowił i  zaczął działać.
~***~
Po skończonej pracy zapłaciłam za usługę i zadowolona wyszłam. Nie miałam w planach jeszcze wracać do hotelu, tylko udałam się nad ocean. Usiadłam na małym klifie i przyglądałam się jak fale uderzają o brzeg, jak dzieciaki się bawią czy chociażby obserwowałam beztroskie życie ludzi, którzy nie martwią się swoimi problemami.
Wyjęłam z torebki zeszycik oraz pisak, którym zapisywałam swoje myśli. Notowałam wszystkie te rzeczy, które chciałabym powiedzieć Harremu – jego obecność sprawia, że gubię się w zdaniach i zapominam co było celem mojej mowy, dlatego wolę się przygotować.
Mijała kolejna godzina, a słońce powoli zaczęło znikać za horyzontem – nie miałam odwagi wrócić i spojrzeć mu w twarz. Wiedziałam, że muszę to zrobić prędzej czy później, a świadomość, że jak najszybciej chcę znów być obok niego oraz tęsknota za nim sprawiła, że wolnym krokiem zmierzałam w kierunku hotelu. Wlekłam się jak ślimak, aż do momentu kiedy stanęłam przed drzwiami do naszego pokoju. Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam klamkę wchodząc tym samym do środka.
W pomieszczeniu panował półmrok, a mój chłopak leżał na łóżku tępo wpatrując się w sufit. Zapaliłam światło, w między czasie starając się zapanować nad przyśpieszonym pulsem oraz nerwowym oddechem.
-Harry?- przysiadłam na materacu i dotknęłam jego dłoni, którą w pośpiechu cofną. –Nie rób mi tego- jęknęłam żałośnie.- Dobrze wiesz, że to Z dla mnie nic nie znaczy.
-Nadal je masz- wychrypiał.
-Możesz mnie przez chwilę wysłuchać?
-Nie chcę słuchać twoich tłumaczeń, Anna. Mam do gdzieś, tak jak to co czujesz do Malika, jeśli go kochasz to wypierdalaj do niego. Jebie mnie co was łączy, ale mi daj spokój.
-Uh, możesz chociaż raz dać mi coś powiedzieć zanim zaczniesz głosić swoje osądy?!- rozłożył ręce dając mi tym samym zgodę. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam swój zeszycik, po czym odchrząknęłam i zaczęłam czytać: -Dokładnie pamiętam ten dzień, w którym się poznaliśmy. Było krótko po północy dokładnie o 00.21 wszedłeś do baru i zamówiłeś whiskey. Miałeś na sobie czarną koszulę, której dwa pierwsze guziczki były odpięte i obnażały kawałek twojej idealnej klaty, na której miałeś dwa ptaki. Byłeś wkurzony i mordowałeś wzrokiem barmankę klnąc pod nosem, że wszystkie laski to tanie zdziry- uśmiechnął się lekko, ale nie dałam się rozproszyć, tylko kontynuowałam.- Długo zastanawiałam się czy się do ciebie przysiąść, aż w końcu odważyłam się. Twoje zielone oczy przejrzały mnie na wylot powodując falę gorąca, która oblała moje plecy. Uśmiechnąłeś się zniewalająco i zamówiłeś dla mnie colę, co mi się nie spodobało. Powiedziałam, że jesteś cholernym idiotą i zachowujesz się jak typowy facet, na co odpowiedziałeś, że takie śliczne dziewczyny nie powinny się upijać. Zaśmiałam się z twojego przewrotnego toku myślenia. Zaczęliśmy rozmawiać i w ten sposób się zaprzyjaźniliśmy – Jeśli przyjaźnią można nazwać rozdziewiczenie mnie- kolejna salwa cichego śmiechu opuścił jego usta. –Później spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. Pocieszałeś mnie, gdy nie układało mi się w związkach. Byłam taką nieszczęśliwą sierotką, aż do czasu gdy zostaliśmy parą. Uzależniłam się od ciebie, byłam na każde twoje skinienie, a ty… Ty mnie zostawiłeś mówiąc, że znalazłeś inną- pociągnęłam nosem, ponieważ każdy powrót do tego dnia wciąć cholernie boli. –Nie potrafiłam się pozbierać, bo kochałam cię całym sercem. Dopiero po sześciu miesiącach depresji i żałosnego użalania się nad sobą poszłam na tą przeklętą imprezę tylko po to, żeby się upić. Na moje nieszczęście obudziłam się w łóżku Malika, który cały czas szczerzył się głupi. Uwierzysz, że nasi starzy się znają? –uniósł swoje brwi na mnie, ale musiałam skończyć moją mowę. –Uparł się, żeby pojechać na Hawaje i grzebał w moich rzeczach. Znalazł tą cholerną listę, którą co roku uzupełniałam…
-69 życzeń Anny?
-Tak, właśnie tą. Spełnił każde życzenie…
-Nawet to z seksem?
-Harry- mruknęłam poirytowana. –Dasz mi dokończyć?- pokiwał pionowo głową. Poprawił się nerwowo opierając plecy o ramę łóżka. Przestąpiłam z nogi na nogę i kolejny raz odchrząknęłam. –Powiedział, że kocha, a potem… Okłamywał. Założył się o moje uczucia względem niego z Adamem. Po tym jak do mnie przyszedłeś, rano zorientowałam się, że nie mam telefonu i po lekcjach po niego, wtedy to usłyszałam. Wybiegłam, czułam się jak skończona idiotka i dotarło do mnie, że jedyną osobą, która może mnie teraz uspokoić jesteś ty. Kiedy mnie pocałowałeś… Nawet nie wiesz jaka byłam szczęśliwa. Chcę przez to powiedzieć, że jesteś moją jedyną prawdziwą oraz wieczną miłością. Wiem, że jestem trudna, zbyt uczuciowa, ale kocham cię całym sercem i jestem cholernie zazdrosna o każdą dziewczynę, na którą spojrzysz czy chociażby całowałeś, bo przez chwilę miała cząstkę mojego szczęścia- spuściłam głowę, bo to było dla mnie coś nowego. Nigdy nie umiałam powiedzieć mu wprost jak się czuję, a dziś właśnie to zrobiłam. Rozpierała mnie duma, ale również byłam zawstydzona co chyba zauważył, bo w mgnieniu oka znalazł się przede mną i tulił do siebie. Zaciągnęłam się jego perfumami, które przyjemnie drażniły moje nozdrza.
-Też cię kocham, ale jak widzę Malika kręcącego się obok ciebie, albo jak chce cię odzyskać to mnie krew zalewa- wycedził przez zaciśnięte zęby. –Jestem zazdrosny o tego chuja- wbił paznokcie w moje biodra, na co syknęłam. –Przepraszam, czasem mnie poznosi.
-Kocham to w tobie, dla mnie jesteś idealny- wykorzystałam jego chwilę nieuwagi i odpychając na małą odległość, po czym musnęłam jego usta. Wyglądał na zdziwionego, ale teraz chciałam go wykorzystać. Pchnęłam go na łóżko i zaczęłam całować.
-Anna- odepchnął mnie na kawałek.
-Co robisz, Harry?- usiadłam, a on skorzystał z okazji i zamienił nasze pozycje. Odpowiedział mi chytrym uśmieszkiem, który mu wybaczyłam niemalże od razu. Zdjął moją koszulkę i rzucił w kąt, po czym zaczął całować moją szyję. Schodził coraz niżej…
-Żartujesz sobie ze mnie?- mruknął pod nosem i odkleił plasterek. Patrzył niedowierzając w to co właśnie zobaczył. Opuszkiem palca przesunął po malunku. –Zrobiłaś…
-Dla ciebie jestem w stanie zrobić wszystko, Harreh- uśmiechnął się, a potem zwyczajnie ułożył się obok. Podpierał się na łokciu i sunął po tatuażu kciukiem.
Wszystko było takie piękne. Pogodziliśmy się, cieszyliśmy się swoją obecnością, aż znów zebrało mi się na wymioty. Poderwałam się z materaca, po czym pognałam do toalety znów zwracając colę, którą wypiłam wcześniej.
-Wracajmy do Londynu, musisz iść do lekarza.
-Nie chcę wracać, tak czeka tyle problemów.
-Problemów?- uniósł brwi.
-Przepraszam- jęknęłam łapiąc się za głowę i przeczesując włosy. –Zapomniałam ci powiedzieć, że Zayn do mnie dzwonił i chciał się spotkać.
-Zgodziłaś się?- warknął.
-Mam dość tych pieprzonych telefonów i chcę to załatwić raz na zawsze.
-Okay- wyszczerzyłam na niego oczy. To nie możliwe, żeby tak po prostu się zgodził. To… Jest dla mnie szok.- Ale najpierw pójdziesz do lekarza.
-No okay- westchnęłam. Wiedziałam, że w tej sprawie mi nie odpuści.  
___________________________________
Nie chce mi się dziś robić jakiejś długaśnej notki, dlatego tylko wam podziękuję za komentarze i życzę miłej niedzieli.
Buźka miśki ;**

poniedziałek, 20 października 2014

24.



„W życiu spotykasz tylko jedną osobę, z którą lecą iskry od samego początku. Wymowne spojrzenia, aluzje i gra gestów. Cała reszta jest jak odpalanie prawie pustej zapalniczki.”

Leżałam wtulona w Harrego, który nawijał sobie moje włosy na palce. Między nami panowała cisza, jednak była jedna z tych chwil, które wcale nie są krępujące – wręcz przeciwnie była przyjemna. Uwielbiałam z nim leżeć i po prostu cieszyć się jego obecnością. To… tak jakby czas dookoła nas się zatrzymał i nic poza naszą dwójką się nie liczyło.
Nieprzyjemne uczucie zawitało w moim brzuchu, a ja nerwowo poderwałam się do siadu. Przełknęłam ślinę mając nadzieję, że to tylko jednorazowa sytuacja, ale pomyliłam się. Resztki sałatki oraz frytek zaczęły podchodzić mi do gardła. Gwałtownie wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki po drodze wkładając przez głowę koszulkę Harrego. Pochyliłam się nad muszlą, gdzie po chwili zwymiotowałam. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułam się tak paskudnie. Dawno nie miałam tak paskudnego posmaku w ustach co sprawiało, że znów miałam ochotę zwrócić. Poczułam czyjąś dłoń na barku, a potem wysoki zielonooki przystojniak przysiadł obok mnie.
-Wszystko gra?
-Chyba tak- otarłam wierzchem dłoni usta i odepchnęłam się od toalety.
-Chodź do mnie- zignorowałam jego prośbę, a pierwsze co zrobiłam do wstałam i podeszłam do umywalki, aby przemyć twarz. Nazbierałam w dłonie wody, a potem szybko buchnęłam nią sobie w twarz powodując przyjemne uczucie chłodu na policzkach. Wytarłam buzię w ręcznik i głęboko westchnęłam. –Na pewno wszystko porządku?- wymruczał do mojego ucha, przyciągając moje plecy do swojego umięśnionego torsu. –Martwię się o ciebie.
-Niepotrzebnie, wszystko jest w jak najlepszym porządku- nie wiem czy w ten sposób próbowałam przekonać jego czy może samą siebie. Nie było w porządku i nic nie grało! Wszystko było źle, a te wymioty tylko to potwierdzały.
-A może…- zawiesił głos i spuścił wzrok na kafelki. Widząc w lustrze jego zachowanie szybko odwróciłam się do niego przodem i ujęłam jego twarz w dłonie.
-Może co?- z całych sił próbowałam zabrzmieć stosownie. Ten stan doprowadzał mnie do białej gorączki, a nie chciałam znów wszczynać kłótni z błahego powodu. –Harry, powiedz- zielone tęczówki spojrzały w moje brązowe oczy i przeszyły mnie na wskroś.
-Może jesteś w ciąży- otworzyłam usta ze zdziwienia. To przecież niedorzeczne! Jakim cudem anorektyczka może zajść w ciążę?! Do jasnej cholery, przecież uważaliśmy… O nie, nie, nie, nie, nie, nie. Nie brałam tabletek, a Hazz nie używał prezerwatyw. Ja nie nadaję się na matkę! Jak mam być mamą, skoro za kilkanaście dni zakopią mnie pod ziemią?! Nie potrafię zadbać nawet o samą siebie nie wspominając już nawet o niemowlęciu. Jestem złą osobą i za żadne skarby nie chciałabym mieć takiego rodzica. To dziecko zasługuje na kogoś lepszego, a nie na pieprzoną anorektyczkę, która za kilka miesięcy odejdzie z tego świata. –Anna brałaś tabletki?
-Nie Harry, nie brałam- byłam na skraju wytrzymałości, a on podsycał we mnie płomień gotowy wybuchnąć w każdej chwili.
-Spałaś z kim innym, niż ja?
-Masz mnie za dziwkę?!- odepchnęłam go od siebie na bezpieczną odległość i mordowałam wzrokiem. Jak mógł pomyśleć, że mogłabym go zdradzić!? Nie dociera do niego, że kocham tylko jego?! Dlaczego jest takim cholernym niedowiarkiem!?
-Przestań- wycedził przez zaciśnięte zęby. –Wiem, że…
-Co znowu wiesz, panie wszystko wiedzący?!
-Łączyło cie coś z Malikiem.
-Nie spałam z nim! Od półtorej miesiąca sypiam i pieprzę się tylko z tobą, bo tylko ciebie kocham- jego ramiona znów owinęły się wokół mojego drobnego ciała. Jego usta zetknęły się z moimi włosami, a moje palce zacisnęły się na jego nagiej skórze pleców.
-Musisz iść do lekarza.
-To zwykłe zatrucie, to jedzenie było zjadliwe. Pójdźmy dziś na tą imprezę i nawalmy się jak za starych dobrych czasów.
-Anna- westchnął. –Nie możesz pić.
-To na pewno nie jest ciąża! Chcę iść na dyskotekę z moim chłopakiem, wypić kilka drinków oraz dobrze się z nim bawić, bo właśnie po to tutaj przyjechaliśmy- Curly głęboko westchnął, a potem się poddał i przystał na moją prośbę. Oboje uspokoiliśmy się, a kilka minut później zaczęliśmy przygotowania do imprezy.
~***~
Ubrana w różową sukienkę bez ramiączek, która sięgała mi do połowy ud oraz białe sandałki na szpilce, kroczyłam w stronę dyskoteki trzymając mocno za dłoń mojego chłopaka. Już kilkanaście metrów od klubu, który sięgał również na plażę było słychać hipnotyzującą muzykę. Dźwięki te sprawiały, że moje biodra powoli zaczęły się kołysać, jednak starałam się tego nie pokazywać. Pierwszą czynnością było podejście do baru, gdzie mój facet zamówił dwie szklanki whiskey. Barmanka, która przygotowywała nasze napoje pożerała i rozbierała wzrokiem Harrego co było mi w nie smak. Chciało mi się rzygać na widok jej wytapetowanej zdziry z dużymi cyckami. Jej doczepiane oraz tlenione włosy były w koszmarnym stanie, a za mała o dwa rozmiary czarna bokserka z logo knajpki wyglądała paskudnie. Trzepotała sztucznymi rzęsami chcą uwieść mojego faceta i co chwila zagryzała dużą od botoksu wargę. Była odrażająca, ale Davids’ owi chyba się podobała skoro też posyłał jej uśmieszki. Halo! Ja tutaj jestem, idioto! Twoja dziewczyna, u której godzinę temu podejrzewałeś ciążę!
Platynowa blondyna postawiła przede mną literatkę z bursztynową cieczą, którą pochwyciłam i zaczęłam powoli sączyć nie spuszczając wzroku z tej przesłodzonej scenki zalatującej amerykańską komedią.
-Co robisz dziś wieczorem?- jej głos był piskliwy, skrzeczała gorzej niż wrona! Nic w tej kobiecie, która za wszelką cenę próbowała wyglądać na młodszą nie było atrakcyjne, ona wręcz odpychała od siebie ludzi.
-Cześć piękna- usłyszałam tuż nad uchem, a moment później obok mnie przysiadł całkiem ładny chłopak, jedyne co w nim było paskudne to kolor włosów, bo nie przepadam za blondynami. –co taka ładna dziewczyna robi tutaj sama?- kątem oka widziałam flirt jaki odbywał się między moim chłopakiem i tą tanią podróbą Dolly Parton. Dlaczego nie miałaby się zabawić tak jak on? Co mi szkodzi? Według Harrego flirt to nie zdrada.

-Czeka na faceta, który zaprosi ją do tańca- upiłam kolejnego łyka trunku, który powoli i przyjemnie pieścił mój przełyk.
-Zatańczysz ze mną?- z uśmiechem przytaknęłam i uścisnęłam dłoń chłopaka, który prowadził mnie na drewniany parkiet. W tle leciała piosenka Avicii, a ja wywijałam tyłkiem na wszystkie strony świata całkowicie zapominając o swoim partnerze. W pewnej chwili czyjeś łapy znalazły się na mojej tali i pociągnęły do tyłu. Moje plecy zetknęły się z czymś twardym. –noooo niezłe ruchy tancereczko- jego usta musnęły moją skroń, a ja gwałtownie się od niego odsunęłam.
-Nie dotykaj mnie- warknęłam.
-Jeszcze chwilę temu byłaś chętna- złapał za mój nadgarstek i przyciągnął do siebie. Starał się mnie pocałować, ale nie pozwalałam.
-Zostaw mnie pieprzony zboczeńcu!- przyłożyłam dłonią w jego policzek, który po chwili przybrał barwę malinową. Nienawidzę malin. Wyraz twarzy blondyna gwałtownie się zmienił. Był wściekły, a jego oczy biły we mnie błyskawicami. Zaczęłam się cofać, kiedy on zbliżał się do mnie. Harry, gdzie jesteś?! Bałam się, cholernie się bałam. Czasem zbyt pochopnie działam i nie myślę – teraz tego żałowałam.
-Chcesz się zabawić? Proszę bardzo – ścisnął mój nadgarstek i ciągnął w nieznanym mi kierunku. Starałam się wyrwać z żelaznego uścisku, krzyczałam zrozpaczona i pełna furii.
-Harry!- nawoływałam jak histeryczka próbując przekrzyczeć muzykę, jednak na marne. –puszczaj niewyżyty kutasie!- zaparłam się nogami, a wolną ręką okładałam jego plecy.
-Głuchy jesteś chuju?- na sam dźwięk tego głosu poczułam ulgę na sercu. Blondyn zatrzymał się i spojrzał na mojego wybawcę. W duchu cieszyłam się jak mała dziewczynka, że Harry zorientował się, że mnie nie ma obok i zaczął szukać. –bierz te brudna łapska z mojej dziewczyny- Hazz był wściekły jak nigdy wcześniej, nawet pod wpływem jego nerwy nie były na takim poziomie – teraz stracił nad sobą panowanie.
-Sama chciała się pieprzyć- prychnęłam z niedowierzenia.
-Ooo proszę, widziałeś się w lustrze?! Myślisz, że mogłabym z tobą… Nie dość, że jesteś jebnięty to jeszcze naiwny.
-Pożałujesz tego dziwko- napakowany kretyn ruszył na mnie. Uniósł dłoń na wysokość mojej głowy w celu szarpnięcia za włosy, jednak Harreh temu zapobiegł.
-Nie nazywaj jej tak- wycedził przez zaciśnięte zęby. Starał się nad sobą panować, ale ten idiota skutecznie mu to uniemożliwiał i podpuszczał coraz bardziej. –nie patrz na nią, nie dotykaj, bo upierdolę ci palce- odpowiedział mu ohydny rechot, który szybko znikł w tłumie, gdyż mój chłopak uderzył do w nos. Brązowooki odruchowo dotknął zaatakowanego miejsca, z którego ciurkiem ciekła krew.
-Już nie żyjesz- w mgnieniu oka rzucił się na Davids’ a i zaczął okładać. Harreh nie pozostawał mu dłużny, zresztą co się dziwić? Zwykły nastolatek leżałby spokojnie i czekał aż jego kat skończy, ale nie Harry. On od czternastu lat chodził na zajęcia z mieszanych sztuk walki oraz często brał udział w tak zwanych Fight Street. Nigdy się nie poddawał, był żywym dowodem na to, że do osiągnięcia swoich celów trzeba tylko chęci i samo udoskonalenia.
Wokół walczących mężczyzn zebrał już się spory tłum, a ich pojedynek przypominał swoim przebiegiem jedną ze scen „Never Back Down[i] . Obaj byli zdeterminowani i każdy pragnął dać nauczkę drugiemu. Ludzie, którzy z zainteresowaniem przyglądali się temu zdarzeniu głośno dopingowali ich i zachęcali do dalszych działań. Byłam przerażona. W jaki sposób takie coś może się komuś podobać?! To okropne, brutalne i niedojrzałe! Przecież Harremu coś mogłoby się teraz stać! Co ja bym później zrobiła? Zapewne musiałabym zadzwonić do Liama, który cały wkurzony tłukłby się samolotem do Miami, a potem gdybyśmy czekali przed pokojem szpitalnym, w którym leżałby Harry prawił mi kazania, że nie powinnam w ogóle do tego dopuścić.
-Harry! –wrzasnęłam przedzierając się przez tłum, który odgrodził mnie od niego. –Harry, przestań! –próbowałam go zdjąć z poturbowanego blondyna, ale ktoś złapał mnie w pasie i odsunął od nich. –zostaw mnie, popaprańcu!- zaczęłam się szamotać tylko po to, aby ten idiota mnie puścił. Nie mogłam na to patrzeć, bałam się o Hazzę.
Brunet skoczył i uderzył swojego rywala wykonując tak zwany Superman Punch[ii]  i nokautując blondyna. Kibice zaczęli wiwatować oraz krzyczeć jego imię. Laski zaczęły piszczeć i dosłownie się na niego rzucać.
-Puszczaj mnie- z całej siły trzasnęłam swoją piętą o jego stopę. Z ust ciemnego blondyna wydobyło się syknięcie, a jego ramiona poluzowały uścisk pozwalając mi tym samym na ucieczkę. –Harreh!- Curly przekręcił głowę, a potem ruszył w moją stronę. Spocony i z gołą klatą był coraz bliżej mnie. Jego brązowe włosy sterczały na wszystkie strony, a wierzchem prawej ręki otarł pot z czoła. Ujął moją twarz w dłonie i łapczywie wpił się w moje wargi. Jego idealne usta napierały na moje, co po chwili odwzajemniłam.
Davids odsunął się ode mnie i przerzucił koszulkę przez swoje ramię. Po paru minutach znów siedzieliśmy przy tym samym barze z tym wyjątkiem, że wokół nas siedział tabun ludzi, a uwaga Harrego była skierowana na mnie.
-Stary, trenujesz gdzieś?- zagadał ten sam chłopak, który mnie trzymał. –byłbyś zajebisty w The Beatdown.
-Beat co?- mój facet zaciekawiony odwrócił się do niego.
-Jestem Max. Max Cooperman- wystawił w jego kierunku rękę, którą uścisnął.
-Harry Davids. Moja dziewczyna Anna- wskazał na mnie, a ja grzecznie podałam rękę ciemnemu blondynowi w kręconych włosach. –wracając co to jest The Beatdown?
-Organizuję to, zobacz sobie- podał mu swoją komórkę z filmikiem jakiś dwóch napakowanych nagusów w szortach walczących podobnie jak Hazz przed chwilą.- wchodzisz?- osiemnastolatek spojrzał na mnie, na co pokręciłam przecząco głową.
-Sory stary- oddał mu białego Iphone’ a.- nie kręci mnie obijanie komuś mordy.
-Ta, właśnie przed chwilą to widziałem- parsknął śmiechem. –koleś masz do tego talent i tak po prostu…
-Daj mu spokój, Max- zza Cooperman’ a wyszła jakaś brunetka. Była przeciętnej urody, a na sobie miała krótkie szorty oraz białą bluzkę, która prawie je zakrywała. –nie widzisz, że nie chce?
-Eve bez obrazy, ale nie mieszaj się do moich interesów- spławił ją, a ona bez słowa usiadła obok mnie i zamówiła dwa drinki. Podała mi jeden, za który podziękowałam skinieniem głowy. –stawka do dwadzieścia patoli. Widać, że chcesz walczyć.
-Nie chce, daj mu już spokój, KOLEŚ- warknęłam. –to mój narzeczony, jestem w ciąży, a on jest synem miliardera nie potrzebna nam kasa- Davids parsknął śmiechem, a potem krótko musnął moje usta.
-Dzięki stary, ale nie. Tu nie chodzi o kasę, bo tej mogę mieć na pęczki tylko, że nie jestem stąd i za pięć dni wracamy do Londynu.
-Fuck!- uderzył dłońmi w blat.- Fuck. Fuck. Fuck. Fuck!- zachowywał się jakby dostał furii.- jestem spłukany. Jakbyś zmienił zdanie to tu masz mój numer i adres- podał mu wizytówkę, a potem odszedł. Dziwny koleś, ale okay.
-Wracajmy- przytaknęłam, a potem wstałam i wróciliśmy do hotelu.
Zaraz po przekroczeniu pokoju Harry zaczął mnie całować. Zatrzasnął drzwi i zdarł ze mnie różowy materiał. Rzucił mnie na łóżko, a chwilę później przygniótł swoim idealnym ciałem. Całował każdy kawałek mojej szyi od czasu do czasu zasysając kawałek skóry i pozostawiając mi pamiątkową malinkę.
-Jestem na ciebie zły- mówił przez pocałunki.
-Za co?
-Tańczyłaś z tym gościem, któremu obiłem mordę.
-Flirtowałeś z obleśną barmanką –przypomniałam mu, bo prawdopodobnie ma zaniki pamięci. Wykorzystałam jego chwilę nieuwagi i teraz to ja siedziałam na nim okrakiem. –nie pamiętasz, Harreh?- uniosłam brwi. Dłonie trzymałam na jego klatce piersiowej i nie pozwalałam na jakikolwiek ruch. –miała przecież takie duże cycki.
-Wolę twoje- znów nade mną górował i powodował dreszcze na moim ciele. Schodził coraz niżej, aż zatrzymał się na moim podbrzuszu. –co to jest?- przejechał palcem po chropowatej powierzchni, a ja przeklęłam się w duchu. Dlaczego dziś nie użyłam fluidu?! Zdarł plaster i chwilę obserwował tatuaż, po czym wstał, zabrał koszulę i wyszedł trzaskając drzwiami.
Sparaliżowana leżałam w samej bieliźnie i przetwarzałam scenę, która miała miejsce kilka sekund temu. Było tak dobrze, dlaczego muszę spieprzyć wszystko na czym mi zależy?! Czemu nie usunęłam tego cholernego Z?! Pieprzony Zayn, nawet po urwaniu z nim kontaktu rzeczy z nim związane muszą mieszać w moim życiu! Byłam zła, prawdziwie zła na samą siebie. Nie potrafiłam pojąć jak można być tak głupią osobą jak ja. Już dawno powinnam była pozbyć się tego tatuażu, a nie maskować go. Zraniłam uczucia Harrego i czułam się z tym źle. Gdybym miała porównać te stadium psychiczne powiedziałabym, że upadek z dwunastego piętra bolałby mniej – oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że ten upadek to pewna śmierć. Harry odszedł, a ja muszę coś zrobić, aby mi wybaczył.


[i] Po prostu walcz  – film akcji z 2008r. z Sean’ em Faris’ em. (aut.: jest Boski tak samo jak część 2).
[ii] Superman Punch (Cios Supermana) – finisher kojarzony najczęściej z amerykańskim wrestlerem Romanem Reignsem.  

____________________________________________
WOW!! Ten rozdział jest chyba najdłuższy ze wszystkich!! 
Strasznie go lubię i myślę, że teraz się spisałam - ach, ta skromność xd 
Dziękuję wam za komentarze, bo bardzo mnie motywują. 
Co do dodawania rozdziałów: Odpowiada wam co tygodniowy termin?? Głosujcie w ankiecie!!
To chyba tyle z mojej strony ;)
Buźka, miśki ;**
 

wtorek, 14 października 2014

23.

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!! PROSZĘ O PRZECZYTANIE ;)


„Życie nie miałoby sensu bez ciebie, tak jak światło nie miałoby sensu bez ciemności.”

Wylądowaliśmy około godziny dziewiątej na lotnisku w Miami. Odebraliśmy bagaże, a Harry wypożyczył samochód, który okazał się być kabrioletem marki BMW w kolorze srebrnym. Zapakował nasze walizki i ruszył do hotelu, wcześniej jednak włączając radio. Piosenki, które aktualnie puszczano na stacji muzycznej były raczej wesołe i wakacyjne mimo, że wakacje zaczynają się za dobre półtora miesiąca.
Mijaliśmy piękne krajobrazy, a wiatr przyjemnie wiał dając ukojenie od tego upału. Ubranie na siebie cieplejszych ciuchów okazało się być złą decyzją zważając na fakt, że panuje tutaj klimat równikowym i jest cholernie ciepło. Kątem oka spojrzałam na mojego towarzysz, który miał nasunięte na nos czarne Ray Bany i lekko się uśmiechał. Był skupiony na drodze, jednak prawą dłonią miał umieszczoną na moim udzie. Wygrzebałam z torebki parę czarnych okularów słonecznych od Gucciego, które również nałożyłam. Osiemnastolatek zachichotał pod nosem, ale nic więcej nie powiedział. Westchnęłam głęboko i podparłam dłonią głowę.
Jestem strasznie niecierpliwa i szybko się nudzę, a zwłasza wtedy, gdy gdziekolwiek jadę samochodem i to dobre trzydzieści minut! Chciałabym już być na miejscu – w hotelu. Przebrać się w strój kąpielowy i pójść na plażę, gdzie rozłożyłabym kocyk, a następnie smażyła się na słońcu z najcudowniejszym facetem na świecie, jednakże ta droga dłużyła się niemiłosiernie.
-Jesteśmy- z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego chłopaka, który właśnie otwierał drzwi z mojej strony. Wystawił w moim kierunku dłoń, którą ochoczo złapałam i wstałam z jego pomocą. Brunet wyjął nasze walizki, które chwilę później odebrał boy hotelowy. Harreh splótł nasze dłonie razem i wprowadził do lobby.
Budynek był spory i urządzony bardzo nowocześnie. Musiał wydać fortunę na ten wyjazd… Heh, a ja zrekompensuję mu się umierając i zostawiając samego – jestem cholerną egoistką! Na recepcji stał mulat, który mógłby mieć z jakieś trzydzieści dziewięć lat. Ubrany był oczywiście w mundurek i przeglądał jakieś papiery. Davids uderzył w dzwoneczek zwracając tym samym uwagę kierownika na nas.
-Dzień dobry- jego głos był przyjazny i melodyjny.
-Dzień dobry- uśmiechnęłam się, co natychmiast odwzajemnił.
-Mieliśmy rezerwację na nazwisko Harry Davids- mężczyzna pochylił się nad laptopem, a potem podał nam kartę klucz, którą Hazz włożył do tylnej kieszeni spodni.
-Tim!- do uszu znów dobiegł dźwięk dzwonka, a kilka sekund później pojawił się obok chłopak, który zabrał nasze bagaże. –Zaprowadź państwa do apartamentu, zabierz również ich walizki- około dwudziestodwuletni ciemny blondyn przytaknął a potem nakazał, żebyśmy ruszyli za nim. Wsiedliśmy do windy i jechaliśmy aż na dwudzieste piętro. Wspomniałam już, że ten hotel jest ogromny? Mechanizm zatrzymał się, a my wysiedliśmy i wolnym krokiem zmierzaliśmy za pracownikiem. Mężczyzna zatrzymał się przed brązowymi drzwiami z numerem dwieście dwadzieścia sześć, które otworzył Harreh za pomocą karty – klucza. Pierwsze co po wejściu do pokoju chłopak zamknął drzwi, a potem porwał mnie w ramiona i rzucił na dwuosobowe łóżko. Ułożył się obok mnie, a chwilę później tulił do swojej piersi. Leżeliśmy tak po prostu regulując oddechy, które mieszały się ze sobą. Nie chciałam tak leżeć, było mi niewygodnie, dlatego wyrwałam się z jego silnych objęć i usiadłam na nim okrakiem, a następnie kładąc głowę tuż przy jego sercu. Jego puls był spokojny i był muzyką dla moich uszu.
-Kocham cie, Harreh- mruknęłam przymykając oczy oraz zaciskając piąstki na jego koszulce.
-Ja ciebie też, Kwiatuszku- ucałował moje czoło. –Prześpij się, potem zjemy jakiś obiad, a wieczorem uderzymy na imprezę na plaży- owinął mnie szczelnie swoimi rękoma zupełnie jakby się bał, że zaraz ktoś mu mnie zabierze. Harry nie ma się czym martwić, ponieważ kocham tylko i wyłącznie jego. To on jest moim jedynym, to z nim było wiele pierwszych razów, to jego kocham… On jako jedyny mnie nie ocenia i zrobiłby wszystko, abym tylko czuła się komfortowo, bezpiecznie i całkowicie usatysfakcjonowana. Jest kochanym, cudowny, miłym, troskliwym oraz zaskakującym facetem, który owszem czasem potrafi był nieco nieśmiały, cichy, romantyczny i słodki, kiedy najdzie go ochota, ale jest jeszcze jego druga strona  - ta mroczna, którą widzą wszyscy wokół. Postrzegają Harrego jako złego, niewychowanego, nastoletniego narkomana, który zachowuje się jak gówniarz nie liczący się z powagi sytuacji. Chłopaka będącego w stanie spuścić łomot każdemu typowi, który chociażby na mnie spojrzał. Jest MÓJ i będzie już moim na zawsze. Nigdy go nie zapomną i zawsze będę na niego patrzeć w góry o ile tam mnie zachcą…
Przebudziłam się i rozciągnęłam. Harry słodko drzemał obok mnie. Przypominał teraz uroczego chłopca, który wcale nie zachowywał się jak bad boy, był dobry nieważne, że wszyscy sądzili inaczej – dla mnie był najlepszym co przytrafiło mi się w życiu i za to byłam wdzięczna Bogu. Że postawił go na mojej drodze i że mogłam spędzić z nim tyle wspaniałych chwil.
Boże, zaczynam mówić jakbym już leżała na łożu śmierci. Zostało mi jeszcze trochę czasu i wykorzystam go razem z moim facetem, któremu odgarnęłam loczki z czoła.
-Mhm Anna- wymruczał, a na moich ustach zawitał szeroki uśmiech. Pochyliłam się i szybko cmoknęłam go w nos. – Fuj, obśliniłaś mnie- w ułamku sekundy leżałam pod nim, a on przygwoździł moje nadgarstki do materaca. –Teraz ja cie obślinię- liznął mój policzek, a potem wpił się w moje wargi, które szybko zaczęły współpracować z jego. Uwolnił jedną z moich dłoni i przeniósł swoją dużą rękę na mój kark, dzięki czemu przyciągał mnie bliżej siebie. Po chwili jednak zaprzestał całowania mnie i wstał. Nie byłam z tego powodu zadowolona. Pragnęłam jego pocałunków oraz bliskości, a on mi to cholernie utrudniał. –Idę się ogarnąć, a potem idziemy coś zjeść- oznajmił, a potem zniknął za drzwiami łazienki. Super, niezmiernie się cieszę, że pójdziemy do restauracji hotelowej, żeby coś zjeść. NIENAWIDZĘ jeść, na sam widok jakiś tłustych kotletów robi mi się niedobrze. Ledwo co trawię te pieprzone jogurty pitne i niskokaloryczne wafle ryżowe.
Westchnęłam głęboko i podeszłam do walizki, z której wyjęłam kosmetyczkę, czystą bieliznę, białą koronkową sukienkę na cienkich ramiączkach oraz jasnobrązowe sandałki. Usiadłam z ubraniami na brzegu łóżka i czekałam, aż Harreh wyjdzie wreszcie z łazienki. Okay, rozumiem, że każdy potrzebuje czasu, żeby się wyszykować, ale on przesadza, przecież ma mnie! Nie musi się tak stroić! A skoro tak bardzo chce się przypodobać innym laskom, to niech zaczeka jeszcze dwa miesiące!
Brązowe drzwi się otworzyły, a wyszedł z nich wysoki umięśniony osiemnastolatek z białym ręcznikiem owiniętym w pasie. Przeczesał przyklapłe od wody włosy do tyłu, a następnie posłał mi zniewalający uśmiech. Poderwałam się gwałtownie i szybkim krokiem minęłam go wchodząc do łazienki. Zakluczyłam drzwi, a potem pozbyłam się swoich ciuchów. Weszłam pod prysznic oraz odkręciłam zawory pozwalając, aby letnia woda spływała po wystających kościach biodrowych. Umyłam każdą część swojego ciała, jednak zatrzymałam się na lewej części podbrzusza, gdzie widniał tatuaż przedstawiający literkę Z… Muszę coś z tym zrobić, najlepiej usunąć, ponieważ Harry prędzej czy później zorientuje się, że maskuję ten malunek fluidem lub plasterkiem. Po szybki prysznicu wytarłam się w ręcznik, a następnie kolejno ubrałam oraz pomalowałam nie zapominając oczywiście o zamaskowania tego cholernego tatuażu. Wysuszyłam i rozczesałam włosy, które zaczęły się delikatnie kręcić. Wszystkie czynności zajęły mi niecałe piętnaście minut, a po tym czasie wróciłam do pokoju.
Harry leżał na łóżku już całkowicie ubrany. Brunet zawzięcie o czymś myślał i wpatrywał się w sufit. Jego dłonie były splecione na klatce piersiowej, która powoli unosiła się w górę i w dół, a nogi były założone jedna na drugą. Odchrząknęłam głośno, a on podniósł się. Na jego ustach pojawił się cwany uśmieszek. Jednym susem znalazł się obok i ucałował mój policzek.
-Wyglądasz ślicznie- nieśmiały uśmiech zawitał na moich wargach. –Chodź, bo umieram z głodu- zachichotał,  a po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Na sam dźwięk słowa umieram, które wydobyło się z jego ust i opisywało sytuację, w której mówi o zakończeniu jego życia robiło mi się źle. Cholernie źle! Harry zasługuje na szczęście – niekoniecznie ze mną – ale zasługuje. Jeszcze znajdzie dziewczynę, dla której straci głowę i pokocha ją tak prawdziwie. Zatraci się w miłości, która pochłonie go całego – zupełnie w tak jak jest w moim przypadku z uczuciem, którym darzę jego.   
Zielonooki przystojniak splótł nasze palce razem i wyprowadził z pokoju prosto w kierunku windy, którą zjechaliśmy do restauracji. Hazz odsunął mi krzesło jak na gentelmana przystało, a potem zajął miejsce naprzeciwko mnie. Podeszła do nas wysoka szczupła blondynka ubrana w firmowy uniform. Wyglądała na jakieś osiemnaście lat i wręcz śliniła się na widok MOJEGO faceta. Podła jędza, czy nie widzi, że on siedzi tutaj ze swoją dziewczyną?! Jej pole widzenia jest aż tak ograniczone, że mnie nie dostrzega!?
-Możemy karty?- blondyna otrząsnęła się i podała nam dwa menu. Otworzyłam je tylko, żeby się zasłonić i desperacko westchnąć. –Co zamawiasz, Kwiatuszku?
-Nie jestem głodna- wzruszyłam lewym ramieniem, a on pokręcił zrezygnowany głową.
-W samolocie też nie jadłaś. Chcesz zachorować na anoreksję?- cóż za ironia! Ostrzega mnie przed chorobą, na którą już dawno zdążyłam zachorować. Czy to nie jest żałosne siedzieć i trzymać go w niepewności? Jestem cholerną suką!
-Oczywiście, że nie!- zaprzeczyłam niemalże natychmiastowo.- Skąd taki pomysł? Przecież wiesz, że jestem okazem zdrowia.
-Co wcale nie zmienia faktu, że zaraz zjesz ze mną śniadanie. Proszę dwa razy frytki z kurczakiem i sałatką, a do tego sok pomarańczowy i jabłkowy- blondynka, która cały czas przyglądała się naszej wymianie zdań zanotowała życzenie Harrego w malutkim notatniku i odeszła.
-Nie zjem, tego jest za dużo- wydęłam dolną wargę, a on tylko pokiwał głową na boki.
-Jeśli mnie kochasz, to zjesz- uniósł szybko brwi i opuścił je. Czy w tym momencie właśnie próbuje mnie podpuścić, abym zrobiła rzecz, na którą nie mam najmniejszej ochoty?
-Jeśli mnie kochasz, to nie będziesz mnie zmuszał- powtórzyłam jego ruch, a w odpowiedzi dostałam typowy uśmiech cwaniaczka.
-Zjedz frytki i sałatkę.
-Wypiję sok.
-Masz zjeść- wycedził przez zaciśnięte zęby. – Nie chcę cie stracić, gdy okaże się, że jesteś chora na jakieś kurestwo, bo nie chciało ci się jeść- spuściłam głowę, bo kiedy mówił o tym w taki sposób było mi po prostu wstyd. Przejrzał mnie na wylot, choć sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Dziewczyna, która wcześniej zapisała zamówienie Harrego przyniosła nam talerze, a mi mało nie wyskoczyły oczy z orbit. Tego było stanowczo zbyt dużo! –Jedz, Anna- warknął. Przerażona złapałam za widelec i zaczęłam grzebać w sałatce od czasu do czasu wkładając trochę zieleniny do ust, która stawała mi na przełyku. Nie potrafiłam tego połknąć, co zawdzięczam mojej logice. Przyzwyczaiłam już umysł do tego, że nic nie przełknę z obawy przed przytyciem na wadze, co wiązało się ze strachem, że Davids mnie zostawi. –Jedz do cholery, bo nie mam zamiaru siedzieć tutaj trzech godzin, aż w końcu przestaniesz stroić fochy i normalnie zjesz- mówił znudzonym, ale również zirytowanym głosem. Nie rozumiał mojej sytuacji, nie było go przez dłuższy czas, a teraz gdy wszystko znów zaczęło się układać on znów próbuje to zniszczyć, a jakby tego było mało ja nie protestuję. –Kurwa, Anna mówię do ciebie- złapał za mój lewy nadgarstek i mocno ścisnął, na co syknęłam z bólu. –Mam cie karmić jak małe dziecko?
-Harry- jęknęłam błagalnie. Nienawidzę, gdy ktoś zmusza mnie do robienia rzeczy, na które nie mam najmniejszej ochoty.
-Nie rozumiesz, że cie kocham?
-Tutaj nie chodzi o miłość.
-Właśnie, że chodzi- widziałam, że był już na granicy wytrzymałości i brakowało jeszcze tylko kilku faz, aby stracił nad sobą panowanie, a brutalny Harry przejął nad nim kontrolę. –Wbij sobie do głowy: ja bez ciebie nie wytrzymam, a kiedy widzę, że nie jesz to mnie rozpierdala psychicznie, bo wyglądasz jak szkielet.
-Chcesz powiedzieć, że bardziej kręcą cie grubsze laski- prychnęłam. Teraz to już całkowicie przeszedł mi apetyt. Jego gust jest po prostu… Nie, tutaj nie chodzi o jego gust, tylko jego durny tok myślenia. Hazz myśli, że pozjadał wszystkie rozumy i wie co dla mnie najlepsze, jednak to nie prawda. Jedyne co potrafi to tylko wytykać błędy ludziom i dołować ich.
-Nie odwracaj kota ogonem, martwię się o ciebie.
-Ty po prostu chcesz mnie utuczyć, żeby nikt inny na mnie nie spojrzał- stwierdziłam, przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami. Teraz to do mnie dotarło. Od początku miał taki zamiar – chciał, żebym była otyła oraz aby płeć przeciwna nawet nie odprowadzała mnie wzrokiem, a co dopiero mówiąc o przelotnych uśmiechach.
-Co ty bredzisz?- szepnął, starając się trzymać nerwy na wodzy tylko po to, żeby nie zrobić sceny przed resztą gości. –Po prostu to zjedz- pokręcił bezsilny głową na boki, dalej nie wierząc w to co usłyszał.
-Sam sobie to jedz- odsunęłam od siebie białą porcelanę, a następnie wstałam z impetem. Wściekła ruszyłam do naszego pokoju. Niech nie myśli, że jestem głupia i go nie rozgryzłam. Wiem dokładnie jaki miał w tym motyw. Za wszelką cenę chce mnie oszpecić, ale nie pozwolę mu na to, bo wygląd to jedyne co mam – inni potrafią pięknie śpiewać, rysować, malować, lub po prostu mają talent do matmy, a ja jestem cholernym beztalenciem, które poza ładną buźką nie ma nic! Okay, może mam na koncie sześć zer, ale one należą do mojego ojca i wcale nie czuję się z tym komfortowo. Przez całe życie byłam z tego powodu wytykana palcami. Rówieśnicy zazdrościli mi markowych ubrań oraz nowych gadżetów tyle, że dla mnie to nie było powodem do radości. Oddałabym wszystko za chociażby kilka chwil spędzonych z rodzicami, ale zamiast poszerzania i pogłębiania więzów między prawdziwą rodziną byłam wychowywana przez niańki, które mimo starań nie były w stanie zastąpić ani ojca, ani matki. Gdyby spojrzeć na to z innej perspektywy, jakbym miała zapewnioną miłość ze strony rodziców moje życie wyglądałoby zupełnie normalnie. Nie byłabym chora i kłótnia, która odbyła się między mną, a Harrym dosłownie moment temu – nie miałaby miejsca. Rodzice wcześniej zaobserwowali by u mnie głodzenie się oraz wyrzucanie jedzenia, jednak praca całkowicie ich pochłonęła.
Usiadłam w łazience na zimnych kafelkach i podwinęłam nogi pod brodę. Sama nie wiem, kiedy z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Czułam się tak żałośnie… Nie, ja byłam żałosna. Niszczę wszystko co ma dla mnie sens i utrzymuje mnie jeszcze na tym świecie – nie pozwala mi zwariować. Wyjęłam komórkę i wykręciłam numer do Louisa. Sama nie wiem, dlaczego akurat do niego potrzebowałam zadzwonić, ale zrobiłam to. Jako jedyny poznał moją historię, a teraz musi mi pomóc, doradzić. Nerwowo stukałam palcami o kolano w oczekiwaniu, aż Tomlinson odbierze.
-H- halo?- wychrypiał. –Anna, to ty?- chyba go obudziłam i bardzo tego żałowałam. Przez obecną sytuację było mi źle chociażby z błahych powodów jak obudzenie jakiegoś piłkarza.
-Przepraszam, że cie obudziłam- pociągnęłam nosem, starając się brzmieć jak najnormalniej w świecie. –Zadzwonię kiedy indziej, jeszcze raz cie…
-Czemu płaczesz?
-To nie jest istotne.
-Mów- rozkazał, jednak wcale nie zabrzmiało to tak jak powinno. Jego głos koił moje zszarpane nerwy i pomógł w malutkim stopniu się uspokoić.
-Pokłóciłam się z Harrym i on mnie teraz nienawidzi. Podważyłam jego uczucie do mnie mówiąc, że woli grubsze laski- nie potrafiłam już tamować łez, znów pozwoliłam im spływać po moich policzkach i rozmazywać makijaż. –Czemu muszę być taką idiotką, Louis?! Dlaczego nie mogę być normalna? Czemu niszczę wszystko na czym zależy mi najbardziej na świecie!?- zaczęłam histeryzować. Teraz to ja osiągałam fazę psychiczną i zachowywałam się jak wariatka.
-Uspokój się, maluszku. Wolałabyś mieć nudne życie jak zwykła amerykańska nastolatka?
-Tak, chciałabym. Chciałabym chodzić na imprezy, a moim jedynym zmartwieniem nie byłaby kłótnia z chłopakiem, tylko to co powiedzą rodzice, gdy zobaczą mnie pijaną i wlepią szlaban na miesiąc bez imprez.
-Słoneczko, kłótnia to nic złego w związku, wtedy wiesz, że zależy najbardziej.
-Może masz rację- mruknęłam sam do siebie. – Jest mi tak głupio, że zrobiłam taką scenę. Chciałabym cofnąć czas i nie dopuścić do tego. Gdybyś widział jego rozczarowany wzrok… Pękło mi serce i miałam ochotę odgryź sobie język, a następnie się nim spoliczkować. Nie potrafię zapanować nad zazdrością, a kiedy ta kelnereczka pożerała go wzrokiem czułam się jak zwykła szmata. Boję się, że go stracę.
-Nie stracisz- gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam go. Stał przede mną taki idealny.
-Muszę kończyć, dzięki Lou- nie czekając na odpowiedź chłopaka rozłączyłam się. –Ja naprawdę nie chciałam- moje serce przyśpieszyło na biciu, kiedy usiadł obok mnie. –Jest mi tak wstyd. Jesteś dla mnie taki… Idealny, że boję się ciebie stracić- nic nie powiedział tylko przyciągnął mnie do siebie i ucałował w czułek głowy. Kurczowo trzymałam się jego koszulki, w którą płakałam.
-Nie płacz, Kwiatuszku- jego prośba zadziałała odwrotnie. Rozpłakałam się jeszcze bardziej, dopiero teraz dotarło do mnie jak głupia jestem.
Mam dopiero siedemnaście lat, mam o czym inni mogliby zamarzyć: wspaniałych rodziców, chłopaka, za którym każda dziewczyna się ogląda i niesamowitych przyjaciół, a nie doceniam tego. Umieram i nic nie potrafię z tym zrobić. Nie umiem zacząć jeść, bo nie potrafię przełknąć głupiego kęsa pieprzonej sałatki. Umieram z własnej głupoty. Umieram, bo w wieku trzynastu lat zbyt przejmowałam się opinią głupich, zazdrosnych szmat, które po prostu chciały zniszczyć mnie psychicznie i udało im się to. Tylko, że to cholernie zmagać się z tym samemu będą zaledwie głupim dzieckiem, które nie odróżnia dobra od zła. Które podejmuje najgorsze decyzje myśląc, że to jedyne rozwiązanie.
-Heej, już dobrze nie płacz- jednym szybkim ruchem wstał razem ze mną i wszedł do pokoju. Usadowił nas na łóżku, a ja dalej jak małe i głupiutkie dziecko tuliłam się w zagłębieniu jego barku oraz szyi, co chwila zostawiając tam mokre ślady.
-Ja naprawdę przepraszam, Harreh- kolejny raz pociągnęłam nosem.
-Wybaczam ci, tylko już nigdy nie wątp w moją miłość, okay?- pokiwałam pionowo głową. Przeniósł mnie na swój wyrzeźbiony brzuch i przyglądał się z uwagą oraz lekkim uśmiechem. Założył niesforny kosmyk za moje ucho, a chwilę potem przyciągnął do siebie łącząc nasze usta w pocałunku pełnym pasji oraz… Tęsknoty.      
__________________________________
 To już 23 rozdział... WOW, sama się sobie dziwię, ale to chyba mój ulubiony blog i naprawę pisanie go sprawia mi radość. 
Cóż mam dla was niespodziankę, chociaż w sumie to decyzja należy to was, bo mam taki pomysł, ale wam może się nie spodobać i wtedy to zrozumiem... Tyle, że chciałabym go doprowadzić do skutku...
Okay, dość ględzenia - werble proszę!!
 DRUGA CZĘŚĆ WE FOUND LOVE!!
Będzie to dla mnie wyzwanie, gdyż byłby to blog pisany tylko i wyłącznie z perspektywy... Harrego!!
Więc?? Co myślicie??
Dziękuję za poprzednie komentarze, które szczerze trochę mnie podłamały widząc ile było ich pod 21 ;'(
Chciałabym, aby komentarzy było trochę więcej zważając chociażby na fakt, że bloga obserwuje 21 osób, a w ankietach zaznaczyliście, że 36 osób czyta... Nie chcę wychodzić na zołzę, ale to trochę dołujące, oczywiście jestem niezmiernie wdzięczna tym czytelniczką, które starając się regularnie zostawiać opinię w komentarzu - jesteście wielkie i to wy sprawiacie, że chce mi się pisać ♥
Mam propozycję: Czy jeśli zobowiążę się dodawać rozdziały co tydzień, wy będziecie częściej komentować?? 
To chyba tyle, buźka miśki ;**