„Największym
błędem jest udawanie, że to co nas boli, jest nam obojętne.”
Mięło dokładnie
pięć dni, odkąd leżę w szpitalnym łóżku wypompowana z życia i pozbawiona
jakichkolwiek chęci do dalszej walki. Harry przesiaduje przy mnie cały czas
mimo, że wygląda na coraz bardziej przytłoczonego tą sytuacją. Nie jest świadom
tego, że umieram, sądzi, że to tylko zwykły wirus.
Za każdym razem,
kiedy staram mu się to wytłumaczyć, on patrzy na mnie tym smutnym wzrokiem, a
ja nie potrafię złamać mu ot tak serca. Cały czas udaję i pocieszam go, że to
tylko przejściowe oraz że się ułoży, bo przecież musi. Mówię mu, że będziemy
szczęśliwi we trójkę – kłamię mu prosto w oczy, a w środku czuję do siebie
wstręt oraz brak szacunku.
Obudziłam się dzisiaj
we krwi. Zaczęłam się wiercić oraz szybko wyskoczyłam z łóżka, co było błędem,
ponieważ niewiele brakowało, żebym upadła.
-Kwiatuszku- spojrzałam na niego, a
Harreh jedynie mocno mnie do siebie przytulił. Schował swoją głowę w
zagłębieniu pomiędzy moją szyją, a barkiem i desperacko tulił jakbym za chwilę
miała zniknąć.
-Dzień dobry, panno
Evans – do pokoju wszedł mężczyzna ubrany w biały kitel oraz okulary. W dłoni
trzymał ciemnoniebieską podkładkę, z której coś czytał po cichu, tylko dla
siebie. –Bardzo mi przykro z powodu straty dziecka – zmarszczyłam brwi. Straty
dziecka?
Nagle mnie olśniło,
ta krew, zachowanie Harrego oraz to załamanie… Poroniłam. Sama nie wiem, czy
mam się cieszyć z tego powodu, czy może być zrozpaczona. W sumie,
przyzwyczaiłam się do tego maleństwa, które nosiłam pod sercem mimo, że trwało
to tylko kilka tygodni.
-Harry – jęknęłam odpychając
go na kawałek. –Ja nie… - widząc go w takim stanie miałam ochotę uderzać głową
w ścianę do usranej śmierci, co wcale nie byłoby czymś długotrwałym.
Byłam zła na
siebie, że doprowadziłam się do takiego stanu, a wszystko przez jakąś
piętnastoletnią zdzirę ze szkoły baletowej, która miała jakieś straszne kompleksy
oraz rozbudowane ego. Przez tą wywłokę, która tylko niszczyła mnie psychiczne
tylko po to, żeby dostać gównianą rolę w przedstawieniu teraz tracę to co
kocham – rodzinę, która zawsze mnie wspierała, chłopaka, który mnie kochał i
był w stanie zrobić dla mnie wszystko oraz przyjaciół, który byli zawsze mimo,
że ich skutecznie odtrącałam.
Nie doceniałam tego
jak się o mnie martwili oraz troszczyli, a teraz miałam odejść bez informowania
ich, że umieram.
-Csi – objął dużą
dłonią moją głowę i przysunął bliżej siebie, całując w czubek głowy. –Jest dobrze,
mam jeszcze ciebie – nie potrafiłam… Najzwyczajniej w świecie rozpłakałam się jak
mała dziewczynka zagubiona w krętych ścieżkach życia, nie mając bladego pojęcia
gdzie jest, co powinna zrobić oraz kogo prosić o pomoc. –Nie płacz, Kwiatuszku – schował mnie w swoich
silnych ramionach i nie puszczał nawet na moment. – Wiesz, że został jeszcze
jeden punkt, który mogę spełnić z twojej listy?
-Mam dość tej
pieprzonej listy, Harreh. Chcę zostać sama – brunet jedynie przytaknął, a potem
namiętnie mnie pocałował.
Jego pocałunki
poprawiały mi humor oraz sprawiały, że moje żałosne życie w małym stopniu stawało
się lepsze, nabierało kolorów. Były moją kotwicą, która z powrotem ściągała mnie
na ziemię i pokazywała, że mam jeszcze o co walczyć. Że mam jeszcze po co żyć,
jednakże każdy dzień przychodził mi z wielką trudnością. Każdego poranka
walczę, aby otworzyć oczy oraz podnieść się do siadu, żeby wydobyć z siebie
jakikolwiek wyraz – mimo, że zawszę mówię to samo. Muszę i pragnę mu to
powtarzać póki jeszcze mogę. Chcę, żeby to wiedział.
-Dobra, przyjadę
później, okay? – przytaknęłam i usiadłam na krzesełku, ponieważ pielęgniarki
właśnie przebierały moje łóżko w czystą pościel. Skończyły po pięciu minutach,
a ja znów mogłam się położyć. Zabrałam laptopa na swoje kolana i zalogowałam się
na pocztę.
W skrzynce
odbiorczej miałam masę reklam, ale również i jeden list, którego nadawcą był
mój stary przyjaciel. Nie zaważając na nic szybko otworzyłam maila i zajęłam się
czytaniem korespondencji.
Droga Anna,
Na początku chciałem się z tobą przywitać –
no więc: cześć.
Pamiętasz? Obiecywałem ci napisać, jak mi się
układa z Charlotte, dlatego piszę do ciebie ten list. Chcę ci powiedzieć, że
zrobiłem wszystko jak mi powiedziałaś. Był Paryż, romantyczna kolacja na
szczycie wieży Eiffla, czerwone róże, a
potem szara rzeczywistość, w której informuje mnie, że ma narzeczonego i
spodziewa się dziecka.
Wiesz, co? Zaczynam sądzić, że nie istnieje
coś takiego jak prawdziwa miłość. Fakt, są związki, w których zakochani są w
stanie dla siebie umrzeć, ale tylko w tych tandetnych komediach romantycznych.
Dwójka ludzi najpierw się nienawidzi, a z czasem zaczyna do siebie coś czuć,
potem jest ten przełomowy moment, w którym okazuje się, że to była zwykła
ściema, bo gość założył się z kumplami o serce tej laski… Ale na końcu wszystko
się układa. Oddałbym wszystko, żeby żyć w takim filmie, tyle że w tej chwili
moje życie przypomina horror oraz ciężkie porno, bo zaliczam laski jak głupi,
żeby tylko zapomnieć o Charlie…
Chcę przez to powiedzieć, że może nie była
mi pisana miłość. Od zawsze miałem być sam, ponieważ dostałem już wiele od
życia – mam dziewiętnaście lat, a kluby piłkarskie na całym świecie biją się o
mnie, ponieważ jestem świetnym napastnikiem (to ten, który najczęściej strzela
bramki, gdybyś nie wiedziała), a laski są gotowe wskakiwać mi do łóżka bez konkretnej
przyczyny. Dostałem dużo i mój limit życzeń już prawdopodobnie się wyczerpał.
Wiesz… Złota rybka zdechła, dżin stracił moc, a magiczna różdżka się złamała.
Miałem rzeczy, o których inni mogli tylko
marzyć. Podróżowałem po świecie i odwiedziłem kraje, w których jeszcze nigdy
nie byłem. Miałem kochającą rodzinę, która zawsze mnie wspierała i kochała
takiego jakim byłem, czyli przystojnym, zajebistym gościem, który czasem jest
strasznie irytujący, wredny, wścibski oraz bezczelny.
Podjęcie tej trudnej decyzji zajęło mi sporo
czasu, ponieważ aż miesiąc, ale teraz wreszcie wiem czego chcę. Wiem, jaką
drogę obrać, żeby być prawdziwie szczęśliwy i może zaboli to wiele osób, ale
chcę to zrobić dla siebie – pierwszy raz chcę być egoistą i uszczęśliwić samego
siebie kosztem rodziny, przyjaciół oraz moich fanów.
Przepisałem wszystkie swoje pieniądze na
fundację wspierającą dzieciaki z depresją oraz zmagając się z anoreksją – to ty
mnie do tego zainspirowałaś i robię to również dla ciebie- oraz napisałem kilka
listów – jeden dla ojca, drugi dla matki, trzeci do mojego brata, czwarty do
mojego przyjaciela, piąty do Charlie, a ten piszę do ciebie.
Miałaś też rację z tym, że życie to niezłe
gówno, a ja nie chcę więcej tkwić w tym smrodzie, dlatego chciałem się z tobą
pożegnać. Zrobię to dzisiejszej nocy, dokładnie o północy – odejdę zostawiając
za sobą cały ten syf.
Chciałem, żebyś wiedziała, że poznanie
ciebie było dla mnie najlepszą rzeczą w życiu – to ty mi pokazałaś jak życie
potrafi zniszczyć niczemu winną istotkę, jaką jesteś. Jest brutalne i nie zważa
na to jak krzywdzi innych.
Jesteś moją idolką i chciałem powiedzieć, że
dziękuję za wszystko. Mam nadzieję, że zaczniesz walczyć o swoje życie,
ponieważ ja nie potrafiłem, jednak jeśli dalej pragniesz śmierci to wiedz, że
będę na ciebie czekał.
Żegnaj Anna,
Do zobaczenia lub nie, Louis
Tomlinson.
Wyszczerzyłam oczy
ze zdziwienia. Szybko zaczęłam przewijać suwaczek do góry, aby zapoznać się z
datą wysłania wiadomości, jednakże kiedy ją zobaczyłam moje serce pękło na
miliony kawałków. Znów słone krople zaczęły ściekać po moich policzkach.
Dlaczego do cholery nie mogłam przeczytać tego dwa pieprzone dni wcześniej!?
Mogłabym mu pomóc! Mogłabym go powstrzymać, a teraz… On miał przed sobą jeszcze
tyle życia, które sobie odebrał przeze mnie i moje niemądre idee oraz
przemyślenia na temat świata oraz egzystencji człowieka.
Po godzinie
postanowiłam, że również napiszę dwa listy, w których przeproszę oraz wyjaśnię
co się ze mną tak właściwie stało i jaka jest moja historia.
Zajęło mi to
dokładnie cztery godziny, a gdy już skończyłam z trudem wstałam i poszłam do
gabinetu lekarza, który się mną zajmował.
-Anna, powinnaś
odpoczywać – wstał i pomógł mi usiąść. –W twoim stanie, Ne powinnaś wychodzić z
łóżka.
-Wiem, ale to
naprawdę ważne – zakasłałam. –Czy mógłby pan użyczyć mi drukarki?
-Tak, oczywiście –
mężczyzna podłączył kabel do mojego komputera, a później wydrukował dwa arkusze.-
Proszę – podał mi kartki, a ja zgięłam ja na dwie równe części.
-Ma pan może
koperty?
-Dziecko, po co ci
to? – wyjął z szuflady rzeczy, o które poprosiłam i również mi podał. Włożyłam
do nich listy, a następnie nabazgrałam na przedzie czarnym długopisem zabranym
z przybornika doktora dwa imiona, które odmieniły moje życie na lepsze.
-To pożegnanie.
Chcę już wrócić do sali, da pan im to, gdy umrę? – mężczyzna przytaknął, a
potem włożył korespondencje do kieszeni. Złapał mnie z pasie i zaprowadził do
pokoju. Na krześle siedział mój chłopak, a na łóżku leżała biała koronkowa sukienka.
–Co to ma znaczyć? – zmarszczyłam brwi, kiedy zostaliśmy sami.
-Dziś jest twój
bal, pomyślałem, że chciałabyś zatańczyć – z lekkim uśmiechem pokiwałam pionowo
głową. –Przebierasz się, czy zostajesz w piżamie?
-Przebiorę się –
złapałam za kreację oraz bieliznę, którą wyjęłam z szafki i poszłam do
łazienki. Zamieniłam koszulę oraz spodenki do spania, na śliczną sukienkę i
przejrzałam się w lustrze. Zapadnięte policzki, oczy pozbawione blasku oraz
blada cera sprawiały, że miałam ochotę roztrzaskać zwierciadło na miliony
drobnych okruszków.
Wróciłam do
Harrego, który nadal siedział na krześle i bawił się telefonem. Usiadłam na
jego kolanach i pocałowałam w szyję robiąc na niej malinkę.
-Znałeś może tego
piłkarza Louisa Tomlinsona?
-Tsa, to jeden z
najlepiej opłacanych piłkarzy na świecie, a co?
-Cóż… Był jednym z
najlepiej opłacanych piłkarzy na świecie – pociągnęłam nosem. Za wszelką cenę
chciałam zapanować nad łzami.
-O czym ty mówisz? –
ujął moją twarz w dłonie i wytarł kciukami moje łezki.
-On… Louis popełnił
samobójstwo dwa dni temu.
-To nie prawda,
mówili by o tym w wiadomościach.
-Harry, ja go
znałam! Napisał mi list pożegnalny.
-Przykro mi, ale to
nie twoja wina, że nie radził sobie z życiem. Ludzie mają sporo problemów, a
niektórzy nie potrafią się z nimi uporać. Zatańcz ze mną – wstał i podniósł mnie
tym samym ze swoich nóg. Stanął na środku pomieszczenia i włączył jakąś wolną
balladę z telefonu, po czym przyciągnął mnie do siebie. Stanęłam na jego
stopach i objęłam chudymi palcami jego kark. Osiemnastolatek zaczął powoli nami
kołysać w rytm muzyki.
Tuliłam się do
niego, a piosenki powoli przeskakiwały, a zastępowały je kolejne powolne nuty.
Oparłam policzek o jego tors i naprawdę starałam się nie zamknąć oczu.
Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.
-Przepraszam,
Harreh… Pamiętaj, że cię kocham…
-Anna! Ana, nie rób
mi tego! Niech ktoś tu do kurwy przyjdzie i mi pomoże!
___________________________________________
Powoli zbliżamy się do końca opowiadania. Nie wiem, czy ktoś to zauważył, ale wszystkie rozdziały były pisane z perspektywy Anny, ponieważ miało to przypominać jej pamiętnik.
Do końca pozostały nam jeszcze trzy rozdziały, a potem zaczynamy kontynuację jednak z perspektywy Harrego.
Głosy w ankiecie dotyczą oczywiście drugiej części We Found Love i będą one brane pod uwagę właśnie tam. Teraz... Cóż pozostaje mi tylko czekać na wasze opinie.
Nie wiem, jak wam, ale mi ten rozdział bardzo się podoba, no i jest Louis - przepraszam za ten list, ale nie mogłam się powstrzymać.
Buźka, miśki ;**
Jejku czytałam ten rozdział i list Louisa do An. Na początku może jak i sama Anna nie ogarniałam co może mu chodzic dopiero później i serio przewinelam i czytałam jeszcze raz z płaczem.
OdpowiedzUsuń"coś się kończy coś się zaczyna"
Do następnego :*