wtorek, 16 września 2014

20.



 „Zrań mnie mówiąc prawdę, ale nigdy nie pocieszaj kłamstwem.”

Siedziałam na blacie kuchennym i wymachiwałam nogami niczym mała dziewczynka. Dokładnie lustrowałam Harrego, który robił spaghetti dla siebie, Liama oraz Kyle’ a, który miał dziś wpaść pomóc w naprawie samochodu Liasia. Mój telefon zaczął dzwonić, dlatego wyjęłam go z kieszeni za dużej bluzy i spojrzałam na wyświetlaczu. Nieśmiały uśmiech zawitał na mojej twarzy, ale równie szybko z niej znikł, gdy przypomniałam sobie ostatnie zdarzenia. Odrzuciłam połączenie i uśmiechnęłam się szeroko do mojego kucharza, który właśnie mordował mnie wzrokiem.
-Znowu dzwoni?!- warknął i wymierzył we mnie łyżką z sosu.
-Nie rozmawiam z nim od dobrego tygodnia.
-Ale on chce pogadać z tobą- wycedził przez zaciśnięte zęby. –Wkurwia mnie już to powoli- odłożył drewniany sztuciec i podszedł bliżej mnie. Oparł swoje umięśnione ramiona pomiędzy mną i spojrzał w moje oczy. Nie musiał się jakoś specjalnie zniżać, gdyż byliśmy na tym samym poziomie. –Cieszę się, że do mnie wróciłaś- uśmiechnęłam się leciutko i przetarłam dłonią po jego policzku i szyi.
-Kocham cie, wiesz?- musnął moje wargi, a następnie oparł swoje czoło o moje.
-Nie wyobrażam sobie bez ciebie życia, Kwiatuszku- przytulił mnie do swojej klatki piersiowej, mocno trzymał jakbym zaraz miała zniknąć. W tej chwili poczułam się jak egoistka. Dotarło do mnie, że źle robię okłamując go, wiem co miał na myśli mój lekarz. Tylko, że nie miałam serca, aby łamać jego serduszka, które wiele dla mnie znaczy. Nie mogłam mu powiedzieć, że umieram i to może być nasza ostatnia chwila razem. Po prostu… Byłam zbyt słaba, na bycie suką.
Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Harry głęboko wzdychając odsunął się ode mnie.
-Otworzysz?- przytaknęłam, a potem zeskoczyłam z miejsca, gdzie uwielbiałam siedzieć i przeszłam przez salon, aż do korytarza, gdzie mieściły się drzwi wejściowe. Złapałam za klamkę i stanęłam na palcach, aby spojrzeć przez wizjer. Po drugiej stronie stał wysoki brunet ubrany w jeansy, szary podkoszulek oraz czarną skórzaną kurtkę. Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam za brązowy prostokąt.
-Cześć mała- brunet przytulił mnie lekko i musnął mój policzek.
-Siemasz Kyle- uśmiechnęłam się. –Harry jest w kuchni- chłopak przytaknął i wyminął mnie. Zatrzasnęłam drzwi i ruszyłam za Collinsem. Po przekroczeniu progu kuchni natrafiłam na zdenerwowany wzrok Davids’ a, który trzymał w ręku… Mój telefon. Teraz byłam w stu procentach pewna, że rozmawiał z Zaynem i doszło do nieprzyjemnej wymiany zdań. Bałam się tej konfrontacji i za wszelką cenę chciałam jej uniknąć.
-Wiesz, kto dzwonił?- potrząsnęłam szybko głową na boki. –Kyle, zostaw nas na chwilę- przyjaciel Harrego przytaknął, a potem poszedł do salonu.- Co to za historia z badaniami?- przeklęłam w duchu tego cholernego doktora Dolittle. Co z tym całym zobowiązaniem lekarskim!? Przecież nie powinien rozmawiać o mojej chorobie z nikim oprócz mnie lub moich rodziców! Co to za lekarz do jasnej cholery?! Za kogo on się uważa?! –Anna- wycedził przez zaciśnięte zęby. –Powiedz, o co chodzi? Nie wiem, jesteś w ciąży? Chorujesz na coś?- rzucał pytaniami jak dziwka majtkami.
-Harry!- przerwałam mu ten słowotok. –To zwykłe badania kontrolne- starałam się go uspokoić, a jednocześnie zbić z tropu, aby zostawił tą sprawę w spokoju.
-Doprawdy?- uniósł brwi, a ja swoje zmarszczyłam. Okay, zaczęło robić się dziwnie. Niepewnie przytaknęłam na jego zapytanie. –Dlaczego powiedział, że dwa do trzech miesięcy? Co to znaczy Anna?!- uderzył w blat, a ja podskoczyłam z przerażenia. Dwa lub trzy miesiące… To znaczy, że będziemy jeszcze razem przez taki okres czasu, tyle mi pozostało i tyle dni będę cię jeszcze okłamywać.
-Tyle powinnam jeszcze brać witaminy- wzruszyłam nieśmiało ramieniem.
-Gdyby to było coś poważniejszego, to byś mi powiedziała?
-Oczywiście- prychnęłam z niedowierzenia. W duchu błagałam, żeby to łyknął i nie drążył tematu.
-Nie wiem co bym zrobił, gdybym cie stracił- uśmiechnęłam się blado i przyległam do niego ciałem.
Moje myśli obijały się o czaszkę, która zaczęła pulsować powodując silny ból głowy oraz słabość. W tym momencie dziękowałam Bogu, że Harreh mnie trzyma i chroni przed upadkiem. Nie mogłam mu powiedzieć, że za dwa miesiące będę musiała złamać mu serce i… umrzeć. Nie zasługiwał na mnie. Zachowuję się jak egoistka i nie liczę się z jego uczuciami. Kocham go całym sercem, ale nie chcę widzieć jego zawodu moją osobą, kiedy dowie się o moim przesądzonym losie. Oczywiście mogłabym teraz wszystko naprawić, zacząć jeść i wracać do normalnego stanu, ale… nie chcę. Jedyne na co mam ostatnimi czasu ochotę to śmierć, ponieważ nie wytrzymuję psychicznie, mam depresję, która z każdym dniem się pogłębia. Codziennie czuję do siebie wstręt mimo, iż moje kości są coraz bardziej widoczne oraz tego, że nakładam makijaż – sądzę, że jestem brzydka, gruba, głupia i beznadziejna pod każdym możliwym względem. Marny metr sześćdziesiąt pięć oraz trzydzieści trzy kilogramy pieprzonej kupy kości, które w każdej chwili mogą się rozpaść. Czuję, że tracę siebie… chodź dawno już to się stało. Straciłam siebie i duszę się w tym miejscu. Tracę sens, uśmiech i resztki szczęścia, które pozostały gdzieś w moim i tak rozdartym sercu. Tracę siebie, a przecież już od małego o to walczyłam – by pozostać tym kim byłam, by nie poddać się presji, by nie zwariować.
-Tak bardzo cię kocham, Harry- mój głos całkowicie się załamał, a w oczach zaczęły zbierać się łzy, które po chwili zaczęły spływać po moich purpurowych policzkach. Zawsze, gdy płaczę jestem czerwona jak burak.
-Heej, Kwiatuszku nie płacz, przecież jest dobrze- na razie tak, ale za niedługo to wszystko pryśnie jak bańka mydlana. Odsunął mnie od siebie i ujął moją twarz w dłonie, a następnie starł kciukami
słone kropelki na moich rozpalonych licach. –Co się stało?- wzruszyłam tylko ramionami.
Jeszcze nigdy nie czułam się tak podle. Byłam w sytuacji bez wyjścia. Mogłabym mu teraz powiedzieć całą prawdę, ale nie chcę, żeby po mnie krzyczał, gdy wszystko zaczęło się między nami układać. Nie miałam zamiaru niszczyć, tego co kilkanaście dni temu odzyskałam i byłam z tego powodu niesamowicie zadowolona, a jednocześnie było mi smutno – stracę go. Powinnam go zostawić tylko, że nie potrafię. Nie mam bladego pojęcia jak to rozegrać, żeby on na koniec nie ucierpiał przez moje egoistyczne zachowanie oraz podejmowane decyzje.
-Harry, obiecaj, że nigdy mnie nie znienawidzisz- wydukałam przez płacz. Musiał mi to obiecać, chciałabym odejść z tego świata z pozałatwianymi sprawami, a nie błąkać się długo po ziemi jak te wszystkie duchy w tych amerykańskich filmach. To byłaby najgorsza rzecz jak mogłaby mi się przydarzyć. Wyobrażacie sobie mnie jako ducha, który włóczy się po tym cholernie ziemnym Londynie i podgląda swoich byłych jak pieprzą podrzędne ździry wyrwane w klubie? Nie dość, że byłabym martwa to jeszcze na dodatek nie mogłabym oślepnąć i cały czas przechodziłabym przez to samo! Boże, ja chcę umrzeć z wszystkim pozałatwianym!
-Dlaczego miałbym cie znienawidzić?- zaśmiał się nie rozumiejąc dalej, o czym to niego mówię.
-Po prostu mi to obiecaj. Możesz chociaż tyle dla mnie zrobić? Nie oczekuję od ciebie niewiarygodnych rzeczy, chcę tylko obietnicy, że mimo wszytko nigdy mnie nie znienawidzisz.
-Obiecuję, Kwiatuszku- ucałował moje czoło i po raz kolejny przytulił. –Zjesz spaghetti?
-Nie, dziękuję, jadłam w domu- wymusiłam uśmiech, a potem pocałowałam go. –Pójdę już.
-Odwiozę cię- pokiwałam przecząco głowy.
-Przejdę się. Kocham cie, Harreh- przytuliłam go tak mocno, na ile pozwalała mi siła w moich chudych ramionach, a potem wyszłam uprzednio biorąc torbę i żegnając się z Kyle’ m. Wolnym krokiem zmierzałam brukową kostką w kierunku domu. Niezdarnie kopałam kamyk przed moim butem. Była dopiero szesnasta, a już miałam ochotę wskoczyć do łóżka, nakryć się kołdrą i schować się przed światem. Do moich uszu dobiegła piosenka Sama Smith’ a Stay with me, a ja zaczęłam przeszukiwać torbę w celu wyjęcia telefonu, na który ktoś uparcie próbował się dodzwonić. Ciężar spadł mi z serca, gdy na wyświetlaczu zamiast zdjęcia moich znajomych pojawiła się fotka chłopaka z samolotu, którym leciałam na Hawaje. Z nutką obawy odebrałam. –Halo?
-Cześć Anna, tu Louis. Nie wiem, czy mnie pamiętasz? Poznaliśmy się w samolocie, kiedy…
-Oczywiście, że cie pamiętam –zachichotałam z jego paplaniny i lekkiego stresu, który dało się wyłapać z potoku słów, którym mnie teraz zalewał.
-To dobrze- zaśmiał się.- Mam może ochotę się spotkać? Jestem wyjątkowo w Londynie i pomyślałem, że moglibyśmy wyskoczyć na kawę i pogadać.- czy chciałam teraz gdziekolwiek wychodzić z chłopakiem, którego znałam tylko kilka godzin? Fakt faktem, że potrzebowałam kogoś, kto nie zna mnie, ani Harrego czy chociażby Zayna.
-Pewnie, co powiesz na dziś? Przechodzę właśnie przed knajpką Daisy.
-Zalewasz- prychnął niedowierzając.-Właśnie tutaj siedzę, przy oknie i… Cholera! Wiedzę cie!- wybuchłam śmiechem, który próbowałam stłumić zasłaniając usta dłonią.- no na co czekasz? Chodź do mnie- z lekkim rozbawieniem schowałam komórkę do torebki i weszłam do lokalu. Podeszłam do stolika niebieskookiego szatyna, który przytulił mnie na dzień dobry. Zajęłam miejsce naprzeciwko niego, a moment później przyszła kelnerka.
-Witam, jestem Will. Co dla was będzie?- Louis spojrzał na mnie znacząco, a ja chwilkę się zastanowiłam, po czym poprosiłam o gorącą czekoladę. – A dla ciebie?
-To samo- puścił jej oczko, a ona speszona odeszła. –Więc opowiadaj co u ciebie i tego gościa z samolotu, który zabijał mnie wzrokiem- przybiłam sobie mentalnego liścia w policzek. Zrobiło mi się smutno, a przecież nie powinno! Mam najlepszego chłopaka na świecie, który kocha mnie całym sercem, dlaczego przejmuję się kretynem, który złamał mi serce? Co ze mną nie tak?
-Zayn ma dziewczynę. Wysoką, platynową blondynkę o niebieskich oczach i toną tapety, a ja… Cóż też mam chłopaka, który jest idealny- z wymuszonym uśmiechem wzruszyłam ramionami. –A ty?- zmarszczył brwi.- Jakaś dziewczyna?
-Jest jedna, ale aktualnie jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ja często wyjeżdżam, a ona nie chce związku na odległość- widać, że go to zasmucało. Louis nie wyglądał na gościa przekroju Zayna, który mimo, iż ma dziewczynę to notorycznie ją zdradza. Zrobiło mi się smutno, a wszystkie emocje wzbierały się we mnie i znów miałam ochotę płakać jak mała dziewczynka. Zaczęłam szybko mrugać powiekami, aby zapobiec wybuchowi płaczu i od czasu do czasu przecierałam dłonią oczy.- Anna, wszystko w porządku?- pokiwałam przecząco głową, a słone krople znów spływały strumieniami po moich policzkach. –Ej, mała nie płacz- złapał swoją zimną ręką za moją, która leżała na brązowym blacie. –chcesz pogadać?
-To głupie- stwierdziłam starając się zabrzmieć w miarę normalnie.
-Moje życie też jest głupie, dlatego chętnie ci pomogę- uśmiechnął się najszerzej jak chyba potrafił, a ja mimo tej cholernej zmiany nastrojów i płaczu, teraz się śmiałam.- Wypijemy tą czekoladę, a potem pójdziemy na spacer i mi się wygadasz, okay?- przytaknęłam i tej właśnie chwili przede mną pojawił się kubek z ciepłym trunkiem. Piliśmy w całkowitej ciszy, żadne nie wypowiedziało ani słowa, tylko w spokoju rozkoszowała się słodkim napojem. Kiedy skończyliśmy Louis zapłacił i opuściliśmy lokal. –Gdzie idziemy?
-Do parku- szliśmy ramię w ramię przez dziesięć minut, aż w końcu zasiedliśmy na drewnianej konstrukcji. Wygrzebałam z torby paczkę papierosów i wystawiłam w kierunku szatyna, jednak ten zaprzeczył kiwając głową na boki. Niewzruszona wyjęłam jednego szluga i włożyłam sobie do ust, a następnie odpaliłam. Biały dym wypełnił moje płuca, dając mi odrobinę ukojenia.
-Nie powinnaś palić.
-I tak umieram- wzruszyłam ramionami.
-Każdy umiera- parsknęłam śmiechem, a mój towarzysz zmarszczył brwi. –Co cie tak bawi?
-Zostały mi dwa miesiące życia, w najlepszym przypadku trzy. Mój chłopak nie może się o tym dowiedzieć, a ja chcę pozałatwiać wszystkie sprawy zanim się przekręcę, bo nie mam ochoty oglądać jak Harry posuwa jakieś zdziry z klubów- wyrecytowałam szybko, niczym regułkę szkolną.
-Co ty bredzisz, dziewczyno?- odwrócił się do mnie przodem i złapał za moją dłoń. Spojrzałam najpierw na nią, a następnie na niego. –Na co jesteś chora?
-Ważę trzydzieści trzy kilogramy- szepnęłam, jakby bojąc się, że ktoś mógłby usłyszeć i powiedzieć o tym Harremu. –Od trzynastego roku życia zmagam się z anoreksją i żadne leki już mi nie pomagają na depresję.
-Anna, ja nie…
-Nie Louis, nie mów, że ci przykro oraz że nie chciałeś, ja nie potrzebuję litości. Pogodziłam się już z tym, tylko chcę wszystko załatwić. No wiesz… Spełnić swoje marzenia.
-Może spisz listę?- i znowu te cholerne wspomnienia. Znów mam spisać listę, którą tym razem będzie spełniał Harreh? Nie jestem pewna, czy zaangażował by się w to, tak jak Zayn, ponieważ Davids ma nieco inny charakter i kręcą go odmienne rzeczy. – Wiesz… rzeczy, które chcesz zrobić przed śmiercią.
-Kiedyś taką spisałam- spuściłam głowę, a moment później oparłam ją o jego umięśniony bark. -69 życzeń, które spełniły się na Hawajach- wróciłam pamięcią do tamtych chwil.
Zayn był zdeterminowany, aby spełnić każdy z punktów na tej cholernej kartce. Pamiętam, że raz przyłapałam go w nocy, kiedy siedział z nosem w liście i kontemplował, które marzenie pierwsze, w jaki sposób ziścić najpierw. To było takie słodkie, kiedy następnego dnia zasnął podczas naszego rejsu na moich udach. Wtedy bezkarnie mogłam zniszczyć jego idealną fryzurę, którą dość długo układał.
-Spełniła się? –spojrzał na mnie kątem oka.
-Oczywiście, że tak. Zayn się spisał.
-Co się z wami stało?
-Powiedział, że jest ze mną tylko z powodu seksu- pociągnęłam nosem i starłam wierzchem dłoni łezki.
-Kutas.
-Nie mów tak, jest z tą drugą dziewczyną tylko dlatego, żeby spełnić swoje marzenia. Pomogłam mu mimo, że chciałam go zranić. W pewnym sensie nawet to zrobiłam, gdy powiedziałam, że spałam ze swoim byłym chłopakiem oraz, gdy usłyszał, że zrobię wszystko żeby cierpiał, nawet zacznę się puszczać.
-Podobało ci się to?
-Na początku tak, ale potem odezwało się moje sumienie. To jest głupie…
-Co znowu?- zachichotał.
-Cały czas gadam o sobie, teraz twoja kolej. Opowiedz swoją love story i tej laski.
-Ma na imię Charlotte i znamy się od jakiś pięciu lat. Kiedyś byliśmy razem, ale przelizałem się z jej przyjaciółką na jednej z imprez i została nam przyjaźń. Dostałem stypendium, teraz zawodowo gram w piłkę nożną i cały czas zastanawiam się jak odzyskać Charlie.
-Zrób coś romantycznego, zabierz ją na randkę do Paryża.
-Rozważę to, dzięki- ucałował moją skroń.- Muszę już lecieć, trzymaj się mała. W razie czegoś napiszę- przytaknęłam i przytuliłam go. Odprowadziłam wzrokiem oddalającą się posturę piłkarza, a potem głęboko wzdychając zapaliłam jeszcze jednego papierosa. Wypaliłam i wolnym krokiem ruszyłam w stronę swojego domu, gdzie pewnie znów się nasłucham, że nie powinnam się spotykać z Harrym, ponieważ to nie jest chłopak dla mnie. Nie skończył szkoły, nie pracuje i jest niebezpieczny zważając na fakt, że kilka razy był w więzieniu za pobicia oraz nielegalne zawody.
Starałam się jak najciszej prześlizgnąć się do swojego pokoju, co mi się udało i byłam z tego niesamowicie dumna oraz szczęśliwa. Usiadłam przy biurku i wyjęłam z szafki niebieską kartkę A4, na której czarnym flamastrem zaczęłam pisać kolejno punkty:

1)      Polecieć do Miami na festiwal
2)      Nauczyć się jeździć na motorze
3)      Całować się na środku ulicy

Skończyłam swoją pracę równo o godzinie 19.45. Zgięłam arkusz na pół i włożyłam do torebki. Spod poduszki wyjęłam jedwabną koszulę nocną, z którą ruszyłam do łazienki, aby wziąć prysznic. Po szybkiej, a zarazem relaksującej kąpieli złożyłam piżamę. Rozczesałam włosy i posmarowałam twarz kremem, aby nawilżyć cerę. Wróciłam do pokoju i położyłam się do łóżka szczelnie owijając pierzyną, gdyż było mi strasznie zimno. Moje powieki powoli się zamykały i z czasem zasnęłam. 
__________________________________________
Misie wy moje!! 
Mam BW!! (brak weny!!) Dlatego proszę komentujcie, bo dzięki temu mogę odzyskać wenę. 
Liczę na was ;)
Buźka miśki ;** 

8 komentarzy:

  1. Smutny podobnie jak poprzedni.
    Niech Anna powie Harremu i niech będą do końca razem.
    Rozdział zajebisty, czekam na next no i niech Ci wena wraca.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja dalej czekam, że ona wróci do Zayna ;___;
    Rozdział czytalam dwa razy, bo mi się bardzo podobał. Nikt mi przecież nie zabroni xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosz.. ♥ Jest jest jest ♥
    Jestem bardzo nie zdecydowana. Bardzo podoba mi się jak Anna jest z Harrym, ale jednak brakuję mi trochę Zayna :( ♥
    Czekam bardzo bardzo, na następny! :* Życzę weny skarbie! :)
    ♥ ♥ ♥ "You are my everything!" ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooo kolejna lista ciekawe kto tym razem pomoże jej się spełnić... BW powiadasz a też na nią cierpię... Bierz się do roboty i pisz mi następny. Niesamowicie piszesz więc nie przestawaj ani na chwilę.Życzę weny (bardzo dużo weny!!). <3 :D

    OdpowiedzUsuń
  5. A jednak Lou sie pojawil ;)
    Moze on przemowi Annie do rozsadku a ta porozmawia szczrze z Harrym. Widac przez to jak piszesz ze Hazz naprawde ja kocha. Oby Anna w pore sie ogarnela...
    No i oczywiscie oczekuje nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa jestem kto tym razem pomoże jej spełnić te rzeczy z listy? Powie w końcu Harremu a może sama będzie spełniać swoje marzenia. Ech nie chce by ona umarła. Życzę dużo weny i czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  7. proszę, nie uśmiercaj any :'(

    OdpowiedzUsuń