„Są sprawy, z którymi jesteś sam nawet, gdy chcąc ci pomóc. Objawy,
których nie wytłumaczysz, choćbyś chciał, nikomu.”
Pewnym krokiem zmierzałam w kierunku domu Harrego. Przez
prawe ramię miałam przewieszoną torebkę, a w dłoni mocno ściskałam niebieski
rulon. Będąc już na ganku jego willi uniosłam rękę do dzwonka, który
nacisnęłam. Drzwi otworzyły się, a stał w nich ciemny blondyn w samych
bokserkach.
-Anna, co tu robisz?- mruknął zaspany drapiąc się w kark i
mierzwiąc włosy. Prawdopodobnie go zbudziłam, ale w tej chwili miałam do
głęboko w poważaniu. Mam mało czasu i muszę porozmawiać z jego bratem! To
sprawa życia i śmierci – naprawdę.
-Jest Harry?
-Śpi- mruknął. – Po co znowu do niego przychodzisz?
-Słucham?!- fuknęłam oburzona. To nie jest jego sprawa, co
jest powodem moich częstych wizyt tutaj. W końcu sam kazał mi się odwalić od
Zayna, a teraz ma jakieś wahania nastroju jak ciężarna kobieta, której buzują
hormony.
-Co cie tu znowu przywiało?- powtórzył.
-Cóż- uśmiechnęłam się sztucznie. –Zostawiłam Zayna, bo
powiedziałeś, że mnie skrzywdzi. Brawa dla ciebie!- pisnęłam radosna.- Skrzywdził mnie- dodałam normalnym tonem, czyli znudzonej i oburzonej
zachowaniem mojego rozmówcy. –Harry obił mu mordę i znowu jesteśmy razem, a
teraz się przesuń, bo mam zamiar iść do mojego mężczyzny i pieprzyć się z nim-
popchnęłam go lekko robiąc sobie w ten sposób trochę miejsca, aby przejść.
Wbiegłam po schodach do sypialni mojego faceta, który uroczo spał i skoczyłam
na łóżko. Brunet gwałtownie drgnął, a potem nie otwierając oczu przytulił mnie
i powiedział, że tęsknił. –Skąd wiedziałeś, że to ja?- zapytałam, odgarniając
włosy z jego czoła i zaczesując je palcami do tyłu.
-Teraz już wiem- uniósł powieki i cmoknął moje wargi. –Co to
za dyskusja z Liamem?
-Słyszałeś?- uniosłam lekko brwi ku górze. Osiemnastolatek
przeniósł mnie na swoją klatkę piersiową, która powoli się unosiła ku górze.
-Yup- ucałował mój nos. – Więc?
-Po prostu ostatnio strasznie mnie wkurza. Cały czas prawi
mi morale i mówi co, z kim oraz w jaki sposób robić. To denerwujące.
-Pogadam z nim, Kwiatuszku- złapał za moją szyję i
przyciągnął bliżej siebie łącząc nasze usta w jedność. Jego druga dłoń wodziła
pod moją koszulką i muskała nerki…
~***~
Leżałam wtulona w faceta, którego całym sercem kocham i
starałam się uspokoić oddech. Uwielbiam się z nim pieprzyć, jednak już prawie
nie mam na to sił. Brunet nawijał sobie kosmyk moich brązowych włosów na palce
i od czasu do czasu całował czubek mojej głowy.
-Anna?
-Mhm?- mruknęłam niezrozumiale jeszcze bardziej wtulając się
w jego obnażony tors.
-Co to za kartka?- sięgnął po niebieski arkusz, który
rozwinął. –Całować się na środku ulicy? Ukraść pingwina z zoo? – czytał przez
śmiech. –Kwiatuszku…- westchnął, jednak nie potrafił dobrać odpowiednich słów.
-Pomóż mi spełnić moje marzenia.
-Marzysz, żeby spełnić tą listę w mniej niż dwa miesiące? –
zmarszczył brwi. –Dlaczego?
-Bo… Po prostu chcę być przygotowana, gdyby miało się coś
wydarzyć- wzruszyłam ramionami. Nie potrafię mu wprost wyjawić prawdy, która
pali moje gardło od środka, niczym zapalenie, na które nie pomogą mi żadne
tabletki do ssania.
-Okay- stwierdził niepewnie. –Co my tutaj mamy?- zaczął lustrować
poszczególne punkty poczynając od pierwszego, poprzez cichy chichot, a kończąc
na trzydziestym. –Dobra, myślę, że dziś załatwimy punkt drugi, a jutro polecimy
do Miami na ten festiwal. Twoi starzy lecą do Nowego Yorku, dlatego uważam, że
należy ci się tydzień wakacji- musnął moje wargi, które przez chwilę
współpracowały z jego. –Chodź pod prysznic- złapał za moją dłoń i lekko
pociągnął w stronę łazienki. Po drodze zdążyłam wziąć swoje ubrania. Weszliśmy
pod prysznic, gdzie się umyliśmy i trochę po okazywaliśmy sobie czułości, a
zaraz po wyjściu wytarliśmy się i doprowadziliśmy do stanu użytkowego.
Zeszliśmy na dół, do kuchni trzymając się za ręce i z
uśmiechami na ustach. Na krześle siedział Liam i przeżuwał kanapki. Uniósł na
nas swój wzrok, a potem prychnął.
-Masz jakiś problem?- warknął osiemnastolatek, podchodząc do
blatu, gdzie zajął się przygotowaniem tostów.
-Tak, mam. Przestań się bawić laskami, bo zaczyna mnie to
wkurwiać. To jest nasz dom, a nie burdel!- uderzył w stół pięścią, a ja przestraszona
podskoczyłam. Czy on właśnie powiedział, że Harreh sprowadza sobie tutaj jakieś
szmaty, które posuwa w tym samym łóżku, w którym przed chwilą się z nim
kochałam? A może mam przesłyszenia? Wściekłym wzrokiem mordowałam teraz mojego
cholernego chłopaka, który niewzruszony szykował śniadanie.
-Od jakiś dwóch tygodni nikogo oprócz Anny tutaj nie było-
wzruszył ramionami. –Znajdź sobie kogoś, bo zaczynasz zrzędzić jak stary dziad-
odwrócił się i puścił mi oczko. Uspokoiłam się trochę i podeszłam do niego
wtulając się w jego umięśnione ciało. Owinął mnie ramionami w pasie i oparł
brodę o moją głowę.
-Po prostu nie rób z domu burdelu, okay?
-Nie robię burdelu, kocham Annę, a ty mógłbyś to w końcu
pojąć- mruknął znudzony tą wymianą zdań. W sumie samą mnie to wkurzało, że Liam
był takim cholernym sztywniakiem, który czepia się byle drobiazgu.
-Twój przyjaciel też ją kocha, a ona wam obu miesza we
łbach! Tak samo było z Cassie, przez laskę spieprzyliście przyjaźń!
-Cassie była zdzirą, po za tym wolała mnie, a Zayn ją
zaliczył. To on wszystko zjebał- wzruszył ramionami, a potem odsunął mnie na
kawałek, aby wyjąć grzanki z tostera. –Zjesz?- pokiwałam przecząco głową, a
Curly usiadł naprzeciwko swojego brata i zaczął konsumować śniadanie.
-To ona zaciągnęła go do łóżka- tłumaczył Liaś, który
desperacko starał się wyjaśnić Harremu swoje racje. Zazdroszczę mu tej
cierpliwości, ja bym już dawno waliła głową w ścianę starając się wytłumaczyć
Hazzie sytuację, która miała miejsce kilka lat temu. Osiemnastolatek wiedział
swoje i tego się trzymał. Wierzył w to, co zobaczył.
-I to ona kazała mu ją posuwać?- prychnął. –O już wiem!-
pstryknął palcami. –Zdjęła jego spodnie i powiedziała: Masz mnie zerżnąć, bo jestem napalona, a mój chłopak siedzi na dole i
wlewa w siebie Burbona, dlatego przeleć mnie! – starał się naśladować
kobiecy sopran, co niezbyt mu wychodziło przez tą seksowną chrypkę. –Liam, bądź
realistą i nie rób ze mnie kretyna!- odsunął gwałtownie krzesło i wrzucił
talerz do umywalki. –Chodź, bo zaraz mnie rozpierdoli- wycedził przez
zaciśnięte zęby mocno łapiąc za mój nadgarstek, który całkowity zdołał objąć.
Wprowadził mnie do garażu, gdzie znajdowały się jego samochody oraz motory.- Który wybierasz?- wskazałam na czarny. Nie znam się na motoryzacji i nigdy
specjalnie nie kręciły mnie marki motorów czy sportowych aut, ale zawsze
uwielbiałam jeździć z Harrym na jego zielonej Hondzie – była to jedyna marka,
jaką znałam,
ponieważ Davids cały czas mi ją powtarzał. –Okay- wyprowadził
maszynę na drogę i ustawił na nóżce, a następnie wrócił się, żeby zamknąć
garaż. Wsiadł na maszynę i zrobił mi miejsce z przodu. Niepewnie zrobiłam to
samo co mój chłopak. Loczek zagrodził mi jakiekolwiek miejsce ucieczki swoimi
umięśnionymi rękoma. Odpalił silnik i wytłumaczył mi co, w jaki sposób powinna
robić. Z lekką obawą dodałam trochę gazu, a piekielna maszyna ruszyła.
Jechaliśmy powoli, jednak z czasem dodawaliśmy coraz więcej mocy. Osiemnastolatek
zabrał swoje ręce pozostawiając całkowitą kontrolę w moich kościstych palcach.
Nie powiem – obawiałam się, cholernie się bałam tego, że spowoduję jakiś
wypadek i trafię do więzienia, co w sumie było jednym z punktów na nowej
liście, jednak nie miałam zamiaru teraz tam lądować. –Jedź prosto – szepnął mi
do ucha. Zdezorientowana przekręciłam lekko głowę i zobaczyłam jak ten idiota
wstaje na siodle i rozkłada ręce, aby utrzymać równowagę.
-Harry!- pisnęłam przerażona. Czy on nie zna strachu?!
Przecież coś może mu się stać!- Zaraz spadniesz!- krzyczałam zdesperowana. Nie
chciałam, żeby stała mu się krzywda i to jeszcze z mojej winy!
-Kocham cie, Anna!- wrzasnął na całe gardło w między czasie
śmiejąc się jak cholerny ćpun… Mam nadzieję, że nie brał narkotyków. Że dziś
jest całkowicie czysty i nie pod wpływem.
-Na litość boską, usiądź!- piszczałam jak mała dziewczynka,
której jakiś łobuz chce zrobić krzywdę. Nie potrafiłam równocześnie prowadzić
motor i przemawiać mu do rozumu. –Harry!- wrzasnęłam z wyrzutem. Niezadowolony
brunet usiadł, a mi spadł ciężar z serca. Mój puls powoli zwalniał, a ja
odetchnęłam z ulgą, gdy objął mnie w pasie i przyciągnął do swojej klatki
piersiowej. Jego idealne usta muskały mój kark, a ja powoli odzyskiwałam spokój
ducha.
-Sztywniara z ciebie- wymruczał do mojego ucha przygryzając
przy tym jego płatek. –Ale i tak cie kocham.
-Ja cie też kocham, ale nie rób tak więcej.
-Okay- głęboko westchnął.
-Obiecaj- wymuszałam u niego, aby kolejną rzecz, którą
wymagałam z jego strony potwierdził tym cholernym słowem z trzema sylabami,
które wiąże wszystkie przysięgi.
-Obiecuję- mruknął od niechcenia. –Jedź do Roses – nie chcąc wdawać się z nim w
kolejną dyskusję jechałam w poleconym kierunku.
Po zaledwie pięciu minutach Davids zatrzymał motor, który
prowadziłam. Ustawił maszynę na nóżce, a potem ujął moją dłoń, której wierzch
ucałował. Splótł nasze palce i prowadził w kierunku Wesołego Miasteczka. Po
chodnikach ludzie przemieszczali się niczym mróweczki, które zbierają zapasy na
zimę. Stanęliśmy przed przejściem, które prowadziło przez ruchliwą ulicę. Obok
nas stało stare małżeństwo dwójka kłócących się nastolatków oraz matki z
dziećmi. Światło zmieniło się na zielone, a ludzie ruszyli. Chciałam pójść w
ich ślady, jednak zostałam powstrzymana przez Harrego. Przyglądałam mu się ze
zmarszczonymi brwiami.
-Teraz my!- biegiem popędził, ale zatrzymał się na środku
drogi. Ujął moją twarz w dłoni i wpił się w moje wargi, które szybko zaczęły
współpracować z jego. Wokół nas roznosił się dźwięk klaksonów rozwścieczonych
uczestników ruchu drogowego. Po kilku minutach oderwaliśmy się, aby zaczerpnąć
powietrza. –Punkt trzeci: Jest- zrobił w powietrzu tik i cmoknął. Dopiero
teraz zauważyłam, że ludzie nam się przyglądali, a moment później rozległ się
głośny aplauz. Bili nam brawo tylko dlatego, że zrobiliśmy coś szalonego, a im
to odpowiadało.
-Jesteś głupi- ze szczerym i szerokim uśmiechem cmoknęłam go
w policzek oraz pociągnęłam na chodnik z kostki brukowej. Ruch na ulicy znów
się wznowił, zupełnie jak ten na chodniku. –Ale dziękuję, to było urocze-
zagarnął mnie w swoje ramiona i pocałował w czubek głowy.
-Idziemy na karuzele?- pokiwałam pionowo głową. Podeszliśmy
bliżej kasy i ustawiliśmy się w kolejce. Przed nami stały te dzieciaki z przejścia,
które darły po sobie koty.
-Mógłbyś być chodź trochę romantyczny!- fuknęła szatynka.- Widziałeś tego chłopaka, który pocałował tą laskę na środku drogi?- blondyn
znudzony paplaniną swojej jak mniemam dziewczyny przytaknął.- Dlaczego ty tak
nie potrafisz?- tupnęła nogą niczym księżniczka, której wszystko idzie nie po
jej myśli.
-Bo nie jestem taki jak on- mówił bardzo spokojnie.- Nie
potrafię wyrażać uczuć. Po za tym to ty powinnaś wiedzieć co do ciebie czuję, a
nie cały świat- sznur ludzi powoli się zmniejszał. Mój chłopak kupił nam
karnety i swobodnie mogliśmy korzystać z atrakcji tego miejsca.
~***~
Długo korzystaliśmy z atrakcji wesołego miasteczka i dzięki
Harremu nawet przez chwilę nie pomyślałam o mojej marnej egzystencji. Wróciłam
do domu około godziny piątej popołudniu. W progu minęłam się z ojcem, który
zmierzył mnie tylko surowym spojrzeniem, jednak nic nie powiedział. Poszłam do
kuchni, gdzie z lodówki wyjęłam zimny sok jabłkowy, który wlałam do szklanki i
powoli wypiłam.
-Anna, możemy porozmawiać?- przytaknęłam na słowa mojej
mamy. –Usiądź- kobieta wskazała na krzesło naprzeciw jej. Wykonałam jej prośbę
i usadowiłam się na wyznaczonym miejscu. Brunetka nic nie powiedziała, tylko
patrzyła na mnie z bólem w oczach, który powodował u mnie poczucie winy. Miałam
tego dość. Tutaj nie chodzi o moją chorobę tylko o to, że nigdy nie robiłam nic
dla
siebie, bo zawsze był ktoś ważniejszy. Teraz, kiedy wróciłam do Harrego moim rodzicom się to nie podoba, ale ja go kocham i chcę z nim być tak długo jak będę mogła, a oni nie mogą mi zabronić szczęścia.
siebie, bo zawsze był ktoś ważniejszy. Teraz, kiedy wróciłam do Harrego moim rodzicom się to nie podoba, ale ja go kocham i chcę z nim być tak długo jak będę mogła, a oni nie mogą mi zabronić szczęścia.
-No więc?- chciałam nieco przyśpieszyć tą rozmowę zważając
na fakt, że w poniedziałek mam mega ważny sprawdzian z matematyki i muszę go
zdać, a że jedziemy jutro do Miami… Wypadałoby się pouczyć, ponieważ moja
średnia jest żałosna jak ja. Chciałabym mieć chociaż dwójkę na świadectwie i
zdać maturę z historii, psychologii, angielskiego oraz francuskiego – to jedyne
przedmioty, które w miarę ogarniam, a matematyką nie zawracam sobie głowy.
-Co ty robisz ze swoim życiem, kochanie?- jej głos był
przepełniony żalem. Nie dam sobie wmówić poczucia winy, nie tym razem.
-Co robię?- przytaknęła.- Korzystam z tych dni, które mi
pozostały. Kocham Harrego i…
-Anna, przestań- prychnęła, co nieco mnie uraziło, ponieważ
nigdy tak się do mnie nie odnosiła. Zawsze była miłą i kochającą matką, która
często wstawiała się za mną u ojca. –Miałaś kochającego chłopaka jakim był
Zayn, ale zostawiłaś go na rzecz tego życiowego nieudacznika!
-Nie mów tak o nim!- gwałtownie wstałam i uderzyłam rękoma w
blat stołu powodując tym samym głośny huk, który mnie samą zdziwił. Skąd u mnie
tak dużo siły? I… Wściekłości. –Ten wasz „idealny” Zayn jechał na dwa fronty, a
ja nie będę jego zabawką! Dla twojej informacji Harry przynajmniej nie mydli mi
oczu i mówi prosto w oczy co mu leży na sercu, a Zayn to… Wiesz co? Nieważne
jaki jest i jaki mógłby być, bo ja do końca zostanę z Harrym, czyli… W sumie
tak jakoś do lipca- uśmiechnęłam się sztucznie i dumna poszłam do swojego
pokoju.
_____________________________________________
Wróciłam i na razie nie mam BW!! Rozdział mi sie podoba, ale ostateczna ocena należy do was. Uwielbiam tutaj Harrego!!
Jeśli chodzi o nexta to wszystko zależy od ilości komentarzy - jeśli będzie ich ponad 10 rozdział pojawi się w piątek 3 października!!
Na razie to tyle buźka miśki ;**