„Nie sądziła, że to wszystko się tak potoczy. Myślała ,że będzie
tym jedynym na wieki. Wyszło jak zawsze był tylko na chwilę.”
Wykończona psychicznie, głupio, jak księżniczka, którą ktoś
wyrzucił z jej własnej idealnej bajki
o miłości – tak właśnie się czułam. Miałam mętlik w głowie. Nie mam pojęcia w
jaki sposób rozumieć słowa Harrego oraz dziwne zachowanie Zayna wczorajszego
wieczoru. Przez ten chaos w głowie, którego niestety nie potrafiłam się pozbyć
mimo, iż próbowałam ze wszystkich sił nie mogłam wczorajszej nocy usnąć. Całą
noc kontemplowałam nad ich sposobem bycia oraz rozszyfrowaniu zamiarów. Bardzo
dobrze znam Davidsa i jestem przekonana, że tym razem chciał tylko na spokojnie
porozmawiać, ale jego plany diabli wzięli, ponieważ Malik mu przeszkodził.
Harreh nie osiągnął celu i nie wyjawił motywu przyjścia do mnie. Wiem, że teza
była bardzo ważna, dlatego, że osiemnastolatek był w normalnym stanie – nie był
pijany, ani na haju, co jest jego codziennością.
Stojąc przed lustrem dokładnie przypatrywałam się mojemu
odbiciu. Widziałam niewysoką brunetkę, której włosy opadały na ramiona.
Siedemnastolatka ubrana była w jeansowe szorty, które mimo, że były w
najmniejszym rozmiarze ledwo co utrzymywały się na kościach biodrowych,
spodenki były nałożone na czarne rajstopy, na ramionach wisiał luźny sweterek w
kolorze pudrowym. Na stopach były czarne vansy.
Nie zmrużyłam oka tej nocy i czułam się jak zombie. Wyglądem
nawet jednego przypominałam, o czym świadczyły worki pod oczami. Jedyne czego w
tej chwili pragnęłam była… śmierć. To
jedyne wyjście, które rozwiąże moje problemy. Rodzice nie martwiliby się, Zayn
nie musiałby użerać się z taką idiotką, a Harry… on mnie nie potrzebuje.
Westchnęłam głęboko i złapałam za torbę, do której
zapakowałam zeszyty, portfel oraz papierosy. Szukałam telefonu, ale niestety
nie miałam bladego pojęcia gdzie mogłabym go położyć. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem
braku białego Iphone’ a była świadomość, że wypadł mi wczoraj z jeansowej
kurtki w samochodzie Malika.
Na zegarku była godzina piąta, dlatego wolnym krokiem zeszłam do kuchni, gdzie włączyłam wodę na kawę. Zmielone ziarna kofeiny wsypałam do dzbanka, a sama w oczekiwaniu na wyłączenie czajnika udałam się na taras, gdzie zapaliłam papierosa. Biały dym wypełnił moje płuca, dając mi chwilowy spokój. Po wypaleniu całej fajki zgniotłam peta w doniczce z jakimś kwiatem. Wróciłam do żołądka domu i zalałam wrzątkiem kawę. Odczekałam chwilę aż się zaparzy, a następnie ulałam trochę do kubka. Powoli sączyłam czarną ciecz, która choć odrobinę postawiła mnie na nogi. Dochodziła piąta trzydzieści, a ja postanowiłam już wyjść.
Wolnym krokiem zmierzałam w stronę parku. Na dworze było już widno. Usiadłam na jednej z zielonych ławek i znowu zapaliłam. Mój stan psychiczny był w nie najlepszym stanie, dlatego nie skończyło się na jednym szlugu, a na całej paczce. Pomiędzy alejkami zaczęło przemieszczać się coraz więcej ludzi – niektórzy spieszyli się pewnie do pracy, jeszcze inni do szkoły, kilka osób biegało lub po prostu wyszło z psem na spacer. Widząc nastolatka, który z plecakiem szedł w kierunku wyjścia z parku. Niechętnie wstałam i ruszyłam w drogę do placówki, gdzie miałam zdobywać wiedzę. Przy okazji wstąpiłam jeszcze do kiosku, aby zakupić papierosy, które dostałam po okazaniu fałszywej legitymacji, według której mam ukończone dziewiętnaście lat. Fałszywy dokument mam dzięki Harremu – niestety jestem z końca grudnia. Schowałam cztery paczki papierowych rurek z zaaplikowanym już tytoniem do torby.
Do szkoły weszłam równo z dzwonkiem, a pierwsze co zrobiłam to wyjęłam z szafki podręcznik do biologii, matematyki oraz angielskiego. Na lekcję spóźniłam się pięć minut za co przeprosiłam, a następnie usiadłam obok Kyle’ a. Wyjęłam długopis, który położyłam na blacie.
Na zegarku była godzina piąta, dlatego wolnym krokiem zeszłam do kuchni, gdzie włączyłam wodę na kawę. Zmielone ziarna kofeiny wsypałam do dzbanka, a sama w oczekiwaniu na wyłączenie czajnika udałam się na taras, gdzie zapaliłam papierosa. Biały dym wypełnił moje płuca, dając mi chwilowy spokój. Po wypaleniu całej fajki zgniotłam peta w doniczce z jakimś kwiatem. Wróciłam do żołądka domu i zalałam wrzątkiem kawę. Odczekałam chwilę aż się zaparzy, a następnie ulałam trochę do kubka. Powoli sączyłam czarną ciecz, która choć odrobinę postawiła mnie na nogi. Dochodziła piąta trzydzieści, a ja postanowiłam już wyjść.
Wolnym krokiem zmierzałam w stronę parku. Na dworze było już widno. Usiadłam na jednej z zielonych ławek i znowu zapaliłam. Mój stan psychiczny był w nie najlepszym stanie, dlatego nie skończyło się na jednym szlugu, a na całej paczce. Pomiędzy alejkami zaczęło przemieszczać się coraz więcej ludzi – niektórzy spieszyli się pewnie do pracy, jeszcze inni do szkoły, kilka osób biegało lub po prostu wyszło z psem na spacer. Widząc nastolatka, który z plecakiem szedł w kierunku wyjścia z parku. Niechętnie wstałam i ruszyłam w drogę do placówki, gdzie miałam zdobywać wiedzę. Przy okazji wstąpiłam jeszcze do kiosku, aby zakupić papierosy, które dostałam po okazaniu fałszywej legitymacji, według której mam ukończone dziewiętnaście lat. Fałszywy dokument mam dzięki Harremu – niestety jestem z końca grudnia. Schowałam cztery paczki papierowych rurek z zaaplikowanym już tytoniem do torby.
Do szkoły weszłam równo z dzwonkiem, a pierwsze co zrobiłam to wyjęłam z szafki podręcznik do biologii, matematyki oraz angielskiego. Na lekcję spóźniłam się pięć minut za co przeprosiłam, a następnie usiadłam obok Kyle’ a. Wyjęłam długopis, który położyłam na blacie.
-Wyciągamy karteczki- słowa panny Green były dla mnie jak
cios z pięści w brzuch. Tępo patrzyłam przed siebie i telepatycznie próbowałam
na nią wpłynąć, aby zmieniła decyzję. Na moje nieszczęście nie mam mocy
paranormalnych. Przed moim nosem pojawił się świstek w kratkę, dlatego
przekręciłam głowę w bok.
-Powiedz, że coś umiesz- jęknął błagalnie brunet, na co z
pokiwałam przecząco głową zagryzając przy tym wargę. Chłopak westchnął, a
następnie przeczesał ręką włosy. Podpisałam kartkę, a nauczycielka podała nam
pytania. Kobieta oznajmiła, że mamy dwadzieścia minut czasu, aby wypełnić
odpowiedzi. Jestem w kropce i znów dostanę jedynkę. Pustym wzrokiem wpatrywałam
się w okno, kiedy poczułam ból w okolicach żeber. –Przepisuj jak chcesz dostać
przyzwoitą ocenę- na kolanach Kyle’ a leżała książka, z której zrzynał
odpowiedzi. –Pośpiesz się- szepnął, pośpieszając mnie. Otrząsnęłam się i
odpisywałam jego odpowiedzi.
-Dobrze, kończymy. Matt proszę zbierz kartki- mój sąsiad
ławkowy zamknął lekturę, a potem wsunął ją do plecaka. Zdążyłam wypełnić sześć
pytań z ośmiu, z czego byłam zadowolona. Nie mam jednak gwarancji, że są one
prawidłowe, ponieważ nie ufam na tyle Kyle’ owi. –Sprawdzę klasówki teraz, ale
bądźcie cicho- do naszej ławki podszedł Matthew, który zabrał nasze arkusze i
zaczął lustrować.
-Anna, powiedz mi szczerze po co w ogóle oddajesz kartkę
skoro nic nie napisałaś?- czułam jak moja samoocena gwałtownie spada. Montgomery
wiele razy docina mi z powodu mojej niskiej średniej, ale tym razem to po raz
pierwszy mnie zabolało.
-Ej, kujonku zagęszczaj ruchy, bo chcę wiedzieć jak mi
poszło- twarz osiemnastolatka poczerwieniała ze złości, a po klasie rozniósł
się głośny śmiech. Montgomery dumny odwrócił się na pięcie i podszedł do
biurka, na którym zostawił kartkówki. Zajął swoje miejsce i wpatrywał się w
tablicę. Reszta uczniów pogrążyła się w cichutkiej rozmowie. –Evans, jak ci
poszło?
-W ogóle co z tym kujonem?- zmarszczył brwi, a ja
westchnęłam i spojrzałam na niego. Wpatrywał się we mnie tymi brązowymi
tęczówkami, co chwila poprawiając grzywkę, która lekko zasłaniała mu lewe oko.
–Kto to jest?- dopytywał.
-Matthew Montgomery, pan idealny. Piątkowy uczeń i
pośmiewisko szkolne, żyje w cieniu swojego brata bliźniaka Zandera, który jest
kapitanem szkolnej drużyny footballowiej. Nie znosi, gdy mówi się do niego per kujonek- Kyle zaśmiał się. Jego
uśmiech był po prostu śliczny, taki naturalny jak u małego chłopca, który nie
ma żadnych zmartwień.
-Matt możesz rozdać- kobieta podała mu nasze prace, a
chłopak zaczął chodzić po sali i oddawać kraciaste kartki papieru. Po chwili
podszedł do nas i przyłożył dłonią w blat kładąc tym samym notatkę Kyle’ a.
-Cowell przyznaj, że oszukiwałeś- warknął i poprawił
okulary, wsuwając je bardziej na nos.
-Matthew! Chcesz, żeby pani usłyszała, że ściągałeś?! Nie
mów tak głośno, bo mogą cię wyrzucić ze szkoły!- wykrzyczał, a kujon zmroził go
wzrokiem i odszedł. –Evans co dostałaś?- dopiero teraz zerknęłam na swoją
pracę. Widniało na niej duże czerwone B oraz napis gratulacje wraz z uśmiechniętą buźką.
-B, a ty?- brązowooki przysunął kartkę w moją stronę, a ja
dostrzegłam A. Nie jestem zdziwiona, ponieważ działał od razu i ściągał. Po
pomieszczeniu rozniósł się dźwięk dzwonka, wszyscy poderwali się ze swoich
miejsc. Wsunęłam klasówkę do torby nie przejmując się, tym czy mogłaby się
pognieść, a do ręki chwyciłam książkę. Wybiegłam za Kyle’ m, który kierował się
do tylniego wyjścia – prowadziło ono także na szkolne boisko. –Cowell,
zaczekaj!- chłopak odwrócił się i lekko uśmiechnął.
-Co jest Evans?- kiwnął głową na znak, że mam mówić, a w
między czasie oblizał górną wargę.
-Dziękuję- mruknęłam niewyraźnie bawiąc się palcami.
-Co?- zapytał ze zmarszczonymi brwiami.
-Dziękuję- powtórzyłam tą samą barwą, ale nieco głośniej.
-Możesz powtórzyć? –zamknęłam oczy i westchnęłam głęboko.
-Dziękuję, okay?
-Dobrze się czujesz?- uniosłam na niego brwi. –Właśnie mi
podziękowałaś. Podobno Anna Evans nie dziękuje?- Anna Evans nie ma tego w
zwyczaju, ponieważ ludzie na to nie zasługują, gdyż są strasznie podli i żywią
się krzywdą innych. W tym przypadku postanowiłam nagiąć moje zasady, bo Cowell
uratował mi tyłek.
Wywróciłam oczami na jego słowa, po czym zacisnęłam dłonie w pięści i dałam mu przyjacielskiego kuksańca w ramię. Brunet złapał się za bolące miejsce i udawał urażonego.
Wywróciłam oczami na jego słowa, po czym zacisnęłam dłonie w pięści i dałam mu przyjacielskiego kuksańca w ramię. Brunet złapał się za bolące miejsce i udawał urażonego.
-Ej- jęknął.- Będę miał siniaka- dodał z wyrzutem, masują
swój bark.-Kumple będą się ze mnie nabijać, gdy dowiedzą się, że taki maluszek
się nade mną znęca- szturchnął mnie, a potem posłał szeroki uśmiech. Mimo, iż
nie miałam najmniejszej ochoty się teraz uśmiechać, to kąciki moich ust
powędrowały lekko ku górze. Nie potrafiłam rozszyfrować tego gościa. Jak do
jasnej cholery będąc takim przystojniakiem z niesamowitym stylem można robić z
siebie takiego błazna? Wychodzi mu to perfekcyjnie, ale to trochę głupie.
Kiedyś czytałam, że osoby, które za wszelką cenę próbują rozśmieszyć innych robią to tylko dlatego, że sami są smutni i wiedzą jak to jest być zdołowanym. Czy to możliwe, żeby osiemnastolatek był jednym z tych członków społeczeństwa?
-Ooo- wskazał na mnie palcem, dalej się szczerząc.- Widzę uśmiech- oznajmił z triumfem.- Słyszałem, że Anna Evans się nie uśmiecha- spuściłam głowę i zgarnęłam włosy za ucho. Spojrzałam na niego z rozczarowaniem i odeszłam.
Kiedyś czytałam, że osoby, które za wszelką cenę próbują rozśmieszyć innych robią to tylko dlatego, że sami są smutni i wiedzą jak to jest być zdołowanym. Czy to możliwe, żeby osiemnastolatek był jednym z tych członków społeczeństwa?
-Ooo- wskazał na mnie palcem, dalej się szczerząc.- Widzę uśmiech- oznajmił z triumfem.- Słyszałem, że Anna Evans się nie uśmiecha- spuściłam głowę i zgarnęłam włosy za ucho. Spojrzałam na niego z rozczarowaniem i odeszłam.
Nie wiem co było
powodem mojej reakcji, ale strasznie zdenerwował mnie fakt, że o mnie wypytywał
obcych. Ludzie zawsze przypisują ci jakieś stereotypy, a nie wiedzieć czemu
zależało mi na jego pozytywnej ocenie mojej osoby. Nie chciałam, żeby widział
mnie w świetle głupiej anorektyczki z problemami psychicznymi, która mimo, że
ma siedemnaście lat miała przeszła przez wiele związków, w tym jeden tak
burzliwy, że potrzebowała pomocy terapeuty- mówię o Team Hanna.
Poszłam pod klasę, gdzie czekali już moi rówieśnicy. Tom
rozmawiał z Cami, ale gdy mnie zobaczyć pokiwał do mnie, abym podeszła.
-Jak ci poszła biologia?- zagadnął.
-Dostałam B- starałam się wysilić na uśmiech, jednak
wszystko skończyło się grymasem.
-Gratuluję- przytaknęłam, zagryzając dolną wargę.
–Słyszałaś, że mamy dziś jeszcze tylko matmę i anglika?
-Co, czemu?- oburzyłam się, co było nie tylko zaskoczeniem
dla tej dwójki, ale również dla mnie. Skąd się wzięła ta reakcja?! –Znaczy… Nie
coś, że się tym przejmuję… Ale dlaczego?- Tomas zachichotał mrużąc przy tym
oczy.
-Zander i reszta grają dziś mecz i mamy iść kibicować-
wtrąciła Camila.
-Uh- odetchnęłam z ulgą.- Przynajmniej będę wcześniej w
domu- drzwi do pracowni otworzył nam pan Jackson. Zajęliśmy swoje miejsca, ale
zaniepokoił mnie fakt, że Kyle jest nieobecny. Matematyk odczytał listę obecności,
a pięć minut później do pomieszczenia wkroczył Collins. Jego włosy były teraz
roztrzepane na wszystkie strony, a zamiast uśmiechu na jego buzi widniał
grymas.
-Dla pana jakieś specjalne zaproszenie?!- czterdziestolatek
przyłożył linijką w blat biurka, a ja całą uwagę poświęciłam chłopakowi, który
zajął miejsce obok mnie. –Wstań jak do ciebie mówię i nie ignoruj mnie
szczeniaku!- Kyle głęboko westchnął, a potem opierając się dłońmi o
powierzchnię stołu wstał. Zapanowała cisza, a wzrok obecnych balansował między
tą dwójką.
-No niech pan mówi, bo mnie nogi bolą- wycedził przez
zaciśnięte zęby.
-Do odpowiedzi gówniarzu!- Cowell kolejny raz westchnął i
podszedł do tablicy. Usiadł na ławce i wierzgał nogami jak znudzony dzieciak.
Jackson podał mu podręcznik i polecił zadanie. Brunet zaczął je chwilę studiować,
a potem podszedł do ciemnozielonej ściany, gdzie zaczął rozpisywać ćwiczenie za
pomocą kredy. Czynność ta zajęła mu kilka minut. Oddał mentorowi zeszyt
ćwiczeń, a potem prychnął.
-To jest na poziomie przedszkola- dumny oraz z miną stoika
wrócił do mojej ławki. Do końca lekcji nie odzywał się, tylko stukał palcami o
blat.
Zaczynam bać się tego człowieka. W ciągu zaledwie dziesięciu
minut zmienił się z wesołego chłopaka bez zmartwień i bezczelnego bad boya,
który nie szanuje innych. Czy aby na pewno wszystko było w porządku z jego
psychiką? A może był chory? Jakaś schizofrenia, albo alter ego, rozdwojenie
jaźni? Jednego czego jestem pewna w stu procentach jest to, że w pełni nie mogę
mu zaufać, ponieważ… Przeraża mnie.
…
Po zakończeniu angielskiego włożyłam podręczniki do
niebieskiej szafki, a następnie zatrzasnęłam drzwiczki. Poprawiając torbę na
ramieniu, wyszłam z budynku i zmierzałam w stronę bramy. Będąc już przy
drzewie, które rosło na środku dziedzińca poczułam czyjąś dłoń na lewym ramieniu.
Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam Cowell’ a. Po wyrazie twarzy chłopaka nie
dało się odczytać żadnych emocji. Był jedną wielką zagadką.
-Chodź Evans, odwiozę cie- kiwnęłam tylko głową na zgodę,
zanim zdążyłam się nad tym dokładnie zastanowić. Kyle złapał za mój nadgarstek i
ciągnął w kierunku czarnego BMW. Otworzył mi drzwi, a gdy wsiadłam – zamknął je.
Zajął miejsce kierowcy, po czym odpalił silnik i odjechał z piskiem opon. Osiemnastolatek
włączył radio, z którego wydobył się bit rockowych kawałków, które kojarzyłam
co było zasługą Davidsa, który ma podobny gust muzyczny. –Podaj adres- niczym
regułkę wyrecytowałam adres apartamentu Zayna. Resztę drogi nie odzywaliśmy się
do siebie. Jedyne czego teraz pragnęłam to odzyskanie białego Iphone’ a. Dobrze
wiedziałam do czego zdolny się Malik. Byliśmy parą z dość krótkim stażem, co
nie zmienia faktu, że powinien mi ufać, a nie kontrolować i czytań moje
konferencje. Kolejną rzeczą, której nienawidziłam w ludziach była właśnie ich
niepohamowana ciekawość – sama oczywiście posiadałam tą wadę lub defekt, jak
kto woli. –Noo, niezła chata maluszku- westchnął pełen podziwu wyrywając mnie
tym samym z wewnętrznych refleksji.
-Mojego chłopaka- wzruszyłam ramieniem od niechcenia. –Dzięki
za podwózkę- wysiliłam się na lekki uśmiech i wysiadłam z samochodu trzaskając
drzwiami. Przed wejściem do wieżowca przywitał mnie pracujący tutaj Finn.
Zadaniem tego czterdziestolatka było otwieranie drzwi. W sumie to łatwa praca,
ale też nisko płatna. Trzymam się jednak stwierdzenia, że żadna praca nie hańbi – tak samo architekt, który za jeden projekt
dostaje kilka tysięcy, czy choćby prostytutka, każdy człowiek potrzebuje
pieniędzy, żeby utrzymać życie na przyzwoitym standardzie. Wszystko jest lepsze
od mieszkania na ulicy i ciągłego zamartwiania się tym, co włoży się do garnka,
aby przeżyć.
Wsiadłam do windy i wcisnęłam odpowiedni przycisk. Spędziłam
kilka minut w metalowej konstrukcji, aż jej drzwi się rozsunęły. Wolnym krokiem
zmierzałam w kierunku mahoniowych drzwi z cyferką13. Otworzyłam drzwi, a pierwsze co usłyszałam była głośna dyskusja
mojego chłopaka oraz jego przyjaciela – Adama. Weszłam w głąb mieszkania i
dostrzegłam moją komórkę na jasnej komodzie. Już miałam wychodzić, ale w
trakcie ich dyskusji padło moje nazwisko.
Normalnie w życiu nie podsłuchiwałabym, ale mówili o mnie. Chyba mam prawo wiedzieć, prawda? Zakradłam się do kuchni i schowałam za lodówką, zza której lekko się wychyliłam. Mulat stał do mnie plecami, które były całe czerwone, jakby podrapane. Na biodrach miał tylko bokserki Calvina Kleina, które były jego ulubioną marką. Stanford siedział na blacie i sączył coca colę z puszki, wierzgając nogami.
Normalnie w życiu nie podsłuchiwałabym, ale mówili o mnie. Chyba mam prawo wiedzieć, prawda? Zakradłam się do kuchni i schowałam za lodówką, zza której lekko się wychyliłam. Mulat stał do mnie plecami, które były całe czerwone, jakby podrapane. Na biodrach miał tylko bokserki Calvina Kleina, które były jego ulubioną marką. Stanford siedział na blacie i sączył coca colę z puszki, wierzgając nogami.
-To jak to w końcu jest między wami?- zapytał upijając
kolejnego łyka gazowanego napoju.
-Nami? W jakim sensie nami? Mną i Anną, czy mną i Pezz?- na
sam dźwięk jej imienia poczułam jak serce mi się ściska w piersi. Obiecał!
Gwarantował, że to rozwiąże!
-Ogółem, bo na razie robisz z nich idiotki.
-Kocham Perrie i nie mogę z nią zerwać- czy to sprawia mu
satysfakcję? Dlaczego musi mnie w taki bolesny sposób ranić? Czuję się jak
idiotka, którą oszukał kolejny dupek. Zapewniał, że mnie kocha! Powiedział, że
jestem dla niego ważna, a teraz…?! W moich oczach zaczęły gromadzić się łzy, a
serce powoli zaczęło pękać. A może to ja zbyt dużo sobie wyobrażałam?
Czy to możliwe, żebym miała tak wybujałą wyobraźnię i wszystko sobie wmówiła? Czy kiedykolwiek spotkałam Zayna naprawdę? Może jestem psychiczna i wszystko sobie wmówiłam? Sama już zaczynam się w tym wszystkim gubić. On zrobił mi z mózgu sieczkę i zrył porządnie psychikę, tym samym robiąc ze mnie obłąkaną!
-Za to Anna jest dobra w łóżku mimo, że ma dopiero siedemnaście lat- zaśmiał się pod nosem.
Czy to możliwe, żebym miała tak wybujałą wyobraźnię i wszystko sobie wmówiła? Czy kiedykolwiek spotkałam Zayna naprawdę? Może jestem psychiczna i wszystko sobie wmówiłam? Sama już zaczynam się w tym wszystkim gubić. On zrobił mi z mózgu sieczkę i zrył porządnie psychikę, tym samym robiąc ze mnie obłąkaną!
-Za to Anna jest dobra w łóżku mimo, że ma dopiero siedemnaście lat- zaśmiał się pod nosem.
-Cześć tygrysku- dołączyła do nich ta cała Perrie. Blond wywłoka miała na sobie
jedynie stringi i koszulkę Zayna. Moje serce właśnie pękło. – Idę się odświeżyć,
skoczymy o szesnastej na zakupy z Monique?- dziewiętnastolatek z obnażonym
torsem tylko przytaknął, a ona pocałowała go i poszła do łazienki. Adam wrócił
do tematu związanego z dwulicowością Zayna oraz jego grą na dwa fronty.
-Harry ją pewnie dobrze wyszkolił- dodał, potwierdzając
wcześniejszą wypowiedź Malika. Całe moje ciało zalała nieprzyjemna fala ciepła,
a obraz zaczął się rozmywać. Osunęłam się na ziemię, uderzając głową w metalowy
bok lodówki. –Jasna cholera!
…
Ból przenikał całą moją głowę zaczynając od czoła, przez
zatoki oraz boczne płaty czołowe. Zaczęłam minimalnie poruszać powiekami,
jednak nie otwierałam oczu.
-Księżniczko- na dźwięk jego głosu zaczęło mi się robić
niedobrze. Chciało mi się wymiotować, jednak zważając na to, że nic nie jem to
nie miałabym czego wyrzygać… No chyba, że wnętrzności. –Wystraszyłaś mnie, a
teraz otwórz oczy- zaczął gładzić mój policzek swoją ciepłą dłonią. Nie chciałam,
żeby mnie dotykał, dlatego gwałtownie odskoczyłam, co nie było dobrym pomysłem,
gdyż spadłam na tyłek. Szybko wstałam przez co znów się zachwiałam, jednak ten
gnój musiał mnie złapać. Wolałabym rozwalić sobie głowę na tej podłodze, niż
być w jego ramionach. Wyrwałam się i odepchnęłam od siebie. Jego mięśnie się napięły,
a szczęka zacisnęła.
-Nie dotykaj mnie- syknęłam, a on chciał znowu mnie
przytulić, ale zamachnęłam się i spoliczkowałam go. Nie wyglądał, jakby go to
zdziwiło. Z zamkniętymi oczami spuścił głowę
i westchnął.
-Kocham cię, Księżniczko- spojrzał na mnie wzrokiem zbitego
szczeniaka. Uwielbiam małe psiaki, jednak dziś miałam dość wszystkiego, targały
mną tak silne emocje, że nie byłam w stanie nawet ulec tym maślanym oczom.
-Jestem jedną z wielu twoich Księżniczek- pociągnęłam nosem
i wybiegłam z jego domu.
-Anna, zaczekaj!- niczym maszyna zaczęłam wciskać guziczek
widny, modląc się, aby jak najszybciej przyjechała, a ja nie musiałabym
słuchać, a co najgorsze patrzeć na tego drania, który był zaraz za mną i
nawoływał moje imię. –Księżniczko- oparł się dłonią o ścianę obok mnie.- Daj
wyjaśnić…
-Wal się- wyminęłam go i zbiegłam schodami, a następnie z
hotelu. Biegłam przed siebie nie zwracając uwagi na otaczający mnie świat,
który żył swoim rytmem. Dopiero teraz z moich oczu zaczęły spływać słone łzy.
Znowu dałam się oszukać jakiemuś pieprzonemu lalusiowi, który zawrócił mi w
głowie. Wyjęłam komórkę i wybrałam jedyny kontakt, który teraz mógł mi w jakiś
sposób pomóc.
-Halo?- usłyszałam ten kojący głos.
-Harry, pomóż mi- wyszeptałam przez płacz, pociągający nosem
i rozłączyłam się.
______________________________
Nawet nie wiecie jaka jestem wściekła. Uh! Ten rozdział był już w niedzielę gotowy, ale durna go usunęłam i musiałam zacząć wszystko od nowa! Okay teraz kilka spraw:
-wiem, że spieprzyłam i zrobiłam z Zayna dupka, ale chciałam wprowadzić trochę chaosu, czyli kilka scen z udziałem Hanna!! Ktoś się ciszy??
-przepraszam jeśli zawiodłam tym rozdziałem niektóre osoby, ale jest już późno, a jutro idę do pracy ;'( tak mi sie kuźwa wstawać nie chce o 6 łeee łeee łee ;'((
-liczę po cichutku, że chociaż trochę spodobał wam sie ten rozdział (;
-na koniec DZIĘKUJĘ WAM za ilość komentarzy pod szesnastką!! Jesteście kochane ♥
-co do pytania w poprzedniej notce: prawdopodobnie powstanie blog o chłopcach z 5SOS, ale muszę to sobie rozplanować. Niby wiem już jaka będzie fabuła, bohaterowie, ale trzeba to zapisać...
Dobranoc miśki wy moje kochane ;**
Jaki skurwiel z Zayna, nie chciałabym, aby Anna znowu przechodziła to, a w szczególności z Zaynem. On jest pieprzonym dupkiem. wole jak Anna jest z Harrym.
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty, czekam na next. :)))))
nie spodziewałam się tego po zaynie...
OdpowiedzUsuńRozdzial cudowny *.* Cuz ciekawi mnie jak to sie dalej potoczy. A mianowicie czy Zayn zostawi Pezz dla Ann. Zayn jest teraz sory ale no poprostu swinia. Kurde no jest z Ann tylko dlatego ze umie zrobic mu dobrze. Wkurzyl mnie tym i wg. Ale no ten tego czekam na nexta ;D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ;) A tak w ogóle to co ten Zayn sobie myśli?! ech :) czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńJa tam wole Harrego xd genialny rozdział:-):-)
OdpowiedzUsuńMi sie nie podoba postawa zayna
OdpowiedzUsuńlecz bardziej to on pasuje do Anny .
nie chcialabym aby byla z hazzą .
zayn powinien zerwać z pezz.
ale w tym rozdziale pokazalas jakim zayn jest pieprzonym dupkiem "jest" z nią tylko dlatego ,ze robi mu dobrze? Pff . Pezz powinna sie o wszystkim dowiedzieć i to najlepiej od Anny ::D
:D Olls ;****
OdpowiedzUsuńChce zayna do anny
OdpowiedzUsuń!!:*
Mega <333 Ale Zayn to jednak jest dupek :<
OdpowiedzUsuńHej chcialabym was zaprosic na mojego utworzonego dzisaj bolga :) @directioner-world-imaginy.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam do zobaczenia i skomentowania 1 posta. Z gory dziekuje i przepraszam Paulle za spam ;)