sobota, 8 listopada 2014

26.



„Miłość bez wzajemności: Najbardziej boli kochać kobietę, która kocha innego.”

Siedziałam w knajpce przy barze i obracałam szklankę soku pomarańczowego w ręce. Czekałam na tego popaprańca. Czas płynął mi bardzo wolno, a zajmowałam go na wgapianie się w barmana, który miał całkiem niezły tyłek.
Krzesło obok mnie odsunęło się, a chwilę później usiadł na nim Zayn. Mulat zamówił dla siebie szklankę tequili. Siedzieliśmy w ciszy, której żadne nie miało odwagi przerwać.
-Słuchaj…- zaczęliśmy w tym samym momencie, na co oboje cicho zachichotaliśmy.
-Ty pierwszy- dodałam szybko.
-Anna, posłuchaj…- westchnął i odwrócił się do mnie twarzą. –Wiem, że spieprzyłem na całej linii i pewnie nie chcesz mnie teraz oglądać, ale kocham cie.
-Zayn- prychnęłam kręcąc głową z niedowierzenia. To niemożliwe jak ten człowiek doskonale kłamie. Jest genialnym aktorem. – Rzucasz tymi słowami kocham cię jak dziwka torebką- młody mężczyzna za barem zachłysnął się powietrzem i zaczął kaszleć. –Dlaczego nie pozwalasz mi na szczęście?
-Boo ty go nie kochasz, to… Ubzdurałaś to sobie. Przyzwyczaiłaś się do niego i myślisz, że to miłość!- uniósł się, a ja wywróciłam oczami.
-To samo mogłabym powiedzieć teraz tobie. Nie kochasz mnie, a to złudzenie, które nazywasz miłością to tylko przyzwyczajenie.- wzruszyłam ramionami.
-Jeszcze nigdy się tak nie czułem, rozumiesz?! Wariuję, kiedy widzę cie z Harrym! Nie potrafię bez ciebie funkcjonować normalnie! Zrozum…- dotknął mojej dłoni, a mój wzrok utkwił w naszych splecionych palcach.
-Lecz się człowieku- powiedziałam patrząc prosto w jego czekoladowe oczy. –To jest chore. Ty jesteś chory!- szybko zabrałam rękę. –Nie kocham cie Zayn, pojmij to i pozwól mi być szczęśliwą!
-Nie mogę! Cholera no, nie mogę!
-Bądźmy przyjaciółmi.
-Nie chcę się z tobą przyjaźnić –wycedził przez zaciśnięte zęby. –Chcę, żebyś była tylko moja- zaprzeczyłam kiwiąc głową na boki. –Dlaczego?- zapytał skruszonym głosem. Niech przestanie zachowywać się jak kobieta w ciąży, której buzują hormony, a nastroje zmieniają się co sekundę!
-BO KOCHAM HARREGO, A TY PERRIE- oznajmiłam bardzo wolno. – A teraz rusz tyłek i zawieź mnie do lekarza- wstałam i czekałam, aż szanowny mości książę ruszy swoje zacne cztery litery.
-Jesteś na coś chora?
-Harry się uparł, no chodź – szarpnęłam go za rękę tym samym pomagając wstać. Szybko dorównał mi kroku, a gdy byliśmy już przy samochodzie otworzył drzwi, abym wsiadła. Kiedy to uczyniłam zatrzasnął drzwi i sam zasiadł z drugiej strony. Odpalił silnik, po czym odjechał z piskiem opon. W radiu leciały popowe piosenki ,a kierowca był skupiony na drodze.
Nie wiem dlaczego, ale bałam się tej wizyty u ginekologa. To… głupie, ponieważ to moja pierwsza wizyta i to jeszcze w takiej sprawie! To jest krępujące oraz dziwne.
Czarne auto zatrzymało się na parkingu. Już miałam wysiąść, jednak Malik nie pozwolił mi na to łapiąc za dłoń.
-Odezwij się później, okay?
-Niczego nie obiecuję – odpowiedziałam chłodno i wysiadłam trzaskając drzwiczkami. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wejścia do szpitala, przed którym stał oparty o ścianę Davids. Osiemnastolatek uśmiechnął się chytrze, a potem  odepchnął się od muru i ruszył w moim kierunku. Będąc zaledwie kilka centymetrów przede mną wpił się w moje wargi, co natychmiast oddałam. Jego dłonie oplotły moje biodra, ale tylko na moment, ponieważ szybko się odsunął.
-Chodź, już cię zarejestrowałem – splótł nasze palce razem i wprowadził mnie do budynku. Już po wejściu do moich nozdrzy trafił ten odrażający zapach lekarstw oraz choroby i nawet piękne perfumy Hazzy nie potrafiły tego zamaskować. –Siadaj – pchnął mnie lekko w stronę krzesełka, a później usiadł obok mnie.  Czas mijał stanowczo zbyt szybko, a kolejne osoby wchodziły do gabinetu.
-Anna Evans – wzdrygnęłam się na sam dźwięk mojego imienia i nazwiska. Jeszcze nigdy nie czułam takiej nienawiści oraz wstydu względem nazwy mojej osoby.
-No idź, chyba że mam iść z tobą.
-Nie!- szybko zaprzeczyłam i podniosłam się ze stołka. Niczym pocisk wbiegłam do pokoju, gdzie za dużym stołem siedziała młoda kobieta.
-Jesteś Anna, tak?- niepewnie przytaknęłam. – Usiądź, proszę- wskazała na krzesło, a ja nie spuszczając z niej wzroku wykonałam polecenie. –To twoja pierwsza wizyta?- pokiwałam pionowo głową. –Denerwujesz się?- znów potrząsnęłam pionowo głową. – Nie masz się czego obawiać. Na początku powiedz mi czy masz regularną miesiączkę- regularną co…?
-Ja nie mam okresu.
-Jeszcze nie miałaś miesiączki? –potwierdziłam jej słowa znów ruszając głową. –Ile masz lat?
-Siedemnaście – mruknęłam pod nosem.
-To nie możliwe, żebyś jeszcze nie miała okresu.
-Jestem chora- warknęłam.
-Przepraszam… - zawiesiła się na chwilkę, a później jak gdyby nigdy nic powiedziała: Chodź zrobimy ci badania…
~***~
Na badaniach USG, na które wysłała mnie ta psychiczna pani ginekolog wyszło, że jestem w ciąży. Byłam wściekła co odbiło się głównie na Harrym, który całą drogę do domu jojczył, żebym powiedziała mu jak minęła wizyta oraz czego dowiedziałam się od lekarza.
Weszliśmy do domu i usiedliśmy w salonie. Osiemnastolatek nawet nie włączył telewizora, co było jego rytuałem zaraz po usadowieniu swojego tyłka na sofie, tylko wziął mnie na swoje kolana szczelnie obejmując ramionami.
-Powiesz w końcu o co chodzi?- westchnął poirytowany.
-Moje gratulacje, tatusiu- wcisnęłam mu w dłoń zdjęcie, a jego sparaliżowało. –Jeśli nie chcesz możemy je usunąć.
-Nie!- szybko zaprzeczył. –Nie będziesz usuwała tego dziecka – wycedził przez zaciśnięte zęby. –Chcę je wychować razem z tobą – chce wychować dziecko, które nie przeżyje dwóch miesięcy zupełnie jak ja. To jest po prostu śmieszne! Jak można mieć tak nasrane w głowie jak ja?! To nie powinno się w ogóle wydarzyć! Nie powinnam zachodzić w ciążę, tylko się zabezpieczać, a teraz co? Siedzę sobie z gościem, który dla mnie jest gotowy schylić nieba, a ja zwyczajnie patrzę na niego i przytakuję każdemu słowy wiedząc, że jego plany na przyszłość nie będą zrealizowane, bo na miłość boską UMIERAM!! Muszę to wszystko uporządkować jak najszybciej, a zacznę od przemyśleń jak rozwiązać sprawę z tym dzieckiem. Mam w końcu tylko półtora miesiąca na załatwienie swoich spraw, żeby odejść w spokoju.
-Cześć – po domu rozniósł się głos Liama oraz trzaśnięcie drzwiami. –Co tam?
-Nic ciekawego – odpowiedziałam, wtulając się w tors Hazzy.
-Mhm – ciemny blondyny usiadł na fotelu i włączył telewizję, a ja dopiero teraz zorientowałam się, że był z nim Malik oraz Adam. –Hazz jest piwo w lodówce?
-Tsa, chyba tak – starszy Davids przytaknął i wstał z zamiarem pójścia po wspomniany wcześniej trunek, jednak zatrzymał się w półmroku i odwrócił w naszą stronę.
-Chcecie też?
-Tak – uśmiechnęłam się lekko.
-Kwiatuszku – zignorowałam prychnięcie Malika, który dalej wściekle wiercił dziurę w głowie Harrego.- Nie możesz pić.
-Niby dlaczego nie może? – kolejny raz z ust Zayna wydobył się kpiarski śmiech. –Gdybyś była ze mną nie zabraniałbym ci pić- wywróciłam oczami. Dlaczego nie może sobie podarować? Czy to jest tak trudne? Po jaką cholerę prowokuje Harrego, który właśnie wbijał swoje palce w moje biodra.
-Ponieważ jest w ciąży – wycedził przez zaciśnięte zęby, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie chodzi o to, że było mi wstyd czy coś z tych rzeczy… Nie, ja po prostu chciałam uniknąć ich konfrontacji, do której za wszelką cenę nie chciałam dopuścić, jednak Liam jak zawsze musiał zniweczyć moje dobre chęci i plany.
-Że kurwa co!?- mulat wstał i rzucił pilotem zaledwie kilka milimetrów od mojej głowy. –Jaka kurwa ciąża?! Anna, o czym od do chuja mówi?! – spuściłam głowę, żeby chwilę później unieść ją i odważyć się spojrzeć w jego brązowe tęczówki. –Możesz mi to kurwa wyjaśnić!?
-Nie krzycz –mruknęłam.
-To zacznij do kurwy nędzy gada, po mnie zaraz rozpierdoli! – nie widziałam go jeszcze tak wściekłego. Jego oczy pociemniały i biły we mnie piorunami – dzięki Bogu, że nie potrafił zabijać spojrzeniem, bo już dawno leżałabym martwa na kolanach Hazzy.
-To chyba normalnie dla osób, które uprawiają seks – wzruszyłam ramionami. – Nie zawsze wszystkie zabezpieczenia działają…
-Tylko, że my się nie zabezpieczamy – uśmiechnął się triumfalnie Harreh, za co miałam ochotę go uderzyć. Czy im to wszystko sprawia satysfakcję? Muszą się przed sobą aż tak bardzo popisywać i dowalać sobie przy każdej możliwej okazji?!
-Harreh – uszczypnęłam go w brzuch, jednak on nic nie poczuł. Aż wszystko do mnie dotarło. Przecież nie musiałam tego robić. Z jakiej racji miałam tłumaczyć się przed Malikiem z mojego życia intymnego z MOIM chłopakiem?! Nie musiałam tego robić, a jednak robiłam. Pytanie tylko dlaczego? Czemu czułam potrzebę mówienia mu i usprawiedliwiania swojego zachowanie przed chłopakiem, który zachował się względem mnie w tak podły i okrutny sposób?! –Matko, dlaczego żądasz ode mnie wyjaśnień?! Kim ty do cholerny jesteś, moim ojcem!? Nie muszę ci się tłumaczyć, Zayn!
-A właśnie, że musisz! Masz taki cholerny obowiązek i masz mi wyjaśnić jak do tego doszło!
-Nie będę ci opisywała gdzie, kiedy i jak pieprzyłam się z MOIM CHŁOPAKIEM! To nie jest jakieś pieprzone piżama party, a ty nie jesteś moją przyjaciółką w różowej koszuli nocnej, żebym ci się zwierzała czy było zajebiście, czy daremnie!- straciłam nad sobą panowanie i teraz to ja byłam tą psychiczną dziewczyną. To ja zajęłam miejsce Harrego, który siedział cicho jak mysz pod miotłą przypominając mnie kilka lat temu. Zachowywałam się jak obłąkana histeryczka, która uciekła od świrów.
-Będziesz! Masz taki pierdolony obowiązek! – nie wiem nawet kiedy wstałam i mierzyłam się wzrokiem z Zaynem, którego klatka piersiowa znajdowała się zaledwie kilkanaście centymetrów ode mnie.
-Nie mam! Jesteś po prostu wkurwiony, bo sytuacja się odmieniła! Teraz to ja bawię się twoim kosztem, a ty jesteś skruszoną dziewczynką, która potrzebuje miłości!
-Zamknij się!
-Wystarczy ci Malik- Adam desperacko próbował odciągnąć mulata ode mnie, jednak na daremno.
-Spierdalaj, to twoja wina!- odepchnął go od siebie. –Musiałeś się wysilić z jebanym zakładem!
-Gdybyś był mądry nie zakładałbyś się, idioto!- uderzyłam rękoma o jego klatkę piersiową. –Jebany kutas! Patrzcie na mnie jestem Zayn Malik – zaczęłam przedrzeźniać jego głos.- Mogę wyrwać i zabawić się każdą laską! Ale jestem super zajebisty! Zaliczam, a potem Asta La Vista, głupie szmaty!
-Nie prawda!
-A właśnie, że prawda! –kolejny raz uderzyłam go w tors chcąc od siebie odsunąć. –Harreh odwieź mnie do domu, nie chcę patrzeć na tego popaprańca- jęknęłam błagalnym tonem i desperacko przyległam do ciała zielonookiego.
-Chodź- zabrał mnie na ręce i zaprowadził do swojej sypialni. Zakluczył drzwi, a później ułożył nas na łóżku. Leżałam na jego brzuchu, a on kreślił jakieś wzory na moich plecach oraz co chwila całował moje włosy. –Wiesz, że mi dzisiaj zaimponowałaś?
-Czym? –prychnęłam. –Tym, że nazwałam go kutasem? Czy może tym, że zaczęłam go przedrzeźniać?- po pokoju rozniósł się jego śmiech.
-Kocham cie, wiesz?
-Ja ciebie też, niezależnie od tego co się wydarzy, Harreh. Pamiętaj, że zawsze cię kochałam, kocham i kochać będę.
-Ejj, przestań, bo pomyślę, że to jest nasze pożegnanie – zachichotał.
-Kocham cie- ziewnęłam, a po chwili zasnęłam szczęśliwa. Wreszcie do mnie dotarło jak bardzo moje życie się zmieniło i że w pewnym sensie zawdzięczam to… Zaynowi. Do dzięki temu psu na baby odnalazłam to, co daje mi radość, poczucie bezpieczeństwa oraz jest powodem, dla którego wciąż mam siłę funkcjonować mimo, że mam coraz mniej energii. Postanowiłam. Doszłam do wniosku, że muszę mu za to podziękować oraz należycie pożegnać, jak i przeprosić, że tak brzydko się do niego kilka minut temu odezwałam, ogółem za tę niepotrzebną kłótnię i resztę rzeczy, którymi go zraniłam lub w jakiś sposób uraziłam. Muszę sprawić, żeby nie znienawidził mnie zupełnie jak Harry, a co w tym wszystkim najlepsze – mam coraz mniej czasu, a wykorzystuję go na takie błahe i niepotrzebne czynności.  
______________________________________
Jeju, naprawdę was przepraszam - jestem cholerną idiotką. Ten rozdział miał być już dawno dodany, a pojawił sie dopiero w niedzielę i to jeszcze o godzinie 0.38...
Na swoją obronę mogę wam powiedzieć tylko tyle, że to nie był taki łatwy początek miesiąca - mieliśmy duuużo zadania, a na domiar złego straciłam przyjaciółkę... Nie chcę wam sie tutaj żalić i czy coś z tych rzeczy - ten blog nie jest o moim nieudanym, trudnym i popierdolonym życiu, tylko o Annie, Harrym i Zaynie.
Podsumowując... Dziękuję wam za wytrwałość, komentarze oraz wejścia - naprawdę do dla mnie ważne i dzięki wam mam jeszcze jakąś odskocznię od tego całego syfu. Jeszcze raz wam dziękuję!! Wielkie ♥ dla was i oczywiście ;**  

5 komentarzy:

  1. Super rozdział :D Olls:***

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowny rozdział. proszę nie uśmiercaj anny

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny. Szkoda tylko że Anna umiera :/ No szkoda..... I jeszcze ta ciąża, to się porobiło. Przykro mi z powodu twojej straconej przyjaźni. Szczerze to ja też swoją tracę..... No cóż, życzę ci weny i do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny !! Kocham pisz dalej <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu ty masz tak wielki talent pisania ? No wiesz co foch ! A tak terio to cudowne a foch to taki na 5 min ;). Przykro mi ze Ana umiera a takze mam nadzieje ze u cb w zyciu prywatnym tez sie polepszy :).
    Przy okazji zapraszam do mnie o wyrazenie opini pod ostatnim postem czy moge zaczac pisac opowiadanie ;)
    http://directioner-world-imaginy.blogspot.com
    Pozdro Ola :*

    OdpowiedzUsuń